Mam znajomego, który twierdzi, że każdy facet powinien zawsze mieć w zasięgu ręki jakiś nóż, bo nigdy nie wiadomo do czego może się przydać; inny zwykł mawiać, że każdy dla swojego własnego znać przynajmniej 2-3 podstawowe węzły, bo nigdy nie wiadomo co i do czego będzie chciało się przywiązać. W tej dyskusji zajmuję miejsce pośrednie — te dwa-trzy węzły umiem (nie potrafiąc ich nazywać), zaś nawet idąc do lasu z psem pamiętam, że mogą przytrafić się choćby wnyki, z którymi palcami raczej sobie nie poradzę.
Dziś zatem postanowiłem się podzielić z P.T. Czytelnikami kilkoma uwagami ex cathedra dotyczącymi noża składanego — pod pozorem testu foldera Ontario RAT-1.

Nóż Ontario RAT-1 w plenerze (fot. Olgierd Rudak, CC-BY-SA 3.0)
Składany nóż Ontario RAT-1 to stosunkowo niedrogi lecz solidny nóż codziennego użytku (tzw. EDC), zaprojektowany przez amerykańskiego producenta (ze stanu New York — niech Was nie zwiedzie Ontario w nazwie) przy współudziale surwiwalowców z grupy Randall’s Adventure Training (nie wiem czy RAT jeszcze funkcjonuje — bo ich strona teraz nie działa). Skoro nóż jest składany (tzw. folder), to musi mieć mechanizm umożliwiający jego bezpieczne składanie i rozkładanie — w przypadku RAT-1 jest to stalowa sprężyna płaska blokująca możliwość przypadkowego zamknięcia ostrza (tzw. liner lock).
Samo ostrze wykonane jest ze stali nierdzewnej AUS-8, zaś ułatwić jego sprawne otwieranie ma kołek pozwalający na obsługę kciukiem; okładki rękojeści natomiast zrobiono z nylonu z włóknem szklanym, na rękojeści przymocowany jest sprężysty klips, który można własnoręcznie przełożyć w jeden z czterech punktów. (Podstawowe liczby to: długość noża 219 mm w pozycji roboczej i 125 mm w spoczynku, długość głowni 92 mm, grubość głowni 2,8 mm, masa 140 g.)
Nóż można było kupić w różnych wariacjach kolorystycznych — z satynową lub czarną głownią (która może być ząbkowana albo prosta) oraz okładkami w barwie czarnej, oliwkowej, jasnobrązowej (tan), pomarańczowej (można było, bo dziś już chyba niektóre wersje wyszły z produkcji).

Jak widać na załączonym obrazku posiadam poprzednią wersję noża Ontario RAT-1, jeszcze z logo Randall’s Adventure Training. W dziś dostępnych egzemplarzach dominuje duże „O” zamknięte w rozprutej konserwie (fot. Olgierd Rudak, CC-BY-SA 3.0)
Ontario RAT-1 to naprawdę solidny — już na pierwszy rzut oka — kawał sprzętu, wrażenie solidności umacnia się po wzięciu go w dłoń. Krótki trening dłoni pozwala na sprawne i błyskawiczne otwarcie sporego ostrza przy pomocy kołka, wygodnie umieszczona sprężyna pozwala na równie dyskretne jego zamknięcie. Kupiony kilka lat temu przyszedł naostrzony jak marzenie — tnie wszystko co trzeba jak należy — później bywało różnie, ale tę stal można naprawdę łatwo i szybko podostrzyć nawet na górskim kamieniu. W kieszeni spodni wisi (zaczepiony o klipsa) super, chociaż przyznać trzeba, że w portkach o luźniejszej tkaninie jego ciężar może być dość niewygodny.
Jest tani (no dobrze: niedrogi), więc nie szkoda go używać, używać — i nadużywać. Nie mam w zwyczaju rąbać drewna ani oprawiać zwierzyny, ale nie mam też w nawyku certolić się nadmiernie jeśli chodzi o narzędzia, którymi chcę się po prostu posługiwać. Otwieranie konserw, podważanie gwoździ, okazjonalne przeoranie ziemi w doniczce (!) — czy też po prostu cięcie — RAT-1 nadaje się do tego znakomicie. Długa (acz dość szczupła) rękojeść daje pewny chwyt, ostrze się nie tępi zbyt łatwo i nie łamie — czego jeszcze chcieć?

Tym klipsem można by chyba wyrywać zęby — wygląda naprawdę mocno, jest bardzo sprężysty (fot. Olgierd Rudak, CC-BY-SA 3.0)
Ano właśnie, wszakże nie ma róży bez ognia. O pewnych potencjalnych przykrościach związanych z podróżowaniem z nożem tego rodzaju pisałem w tekście „Scyzoryk czy nóż składany? (§ 42a WaffG)” — wybierając się na przykład w Elbsandsteingebirge warto zatem zapakować coś mniej fikuśnego. Pewną wadą RAT-1 jest użycie śrubek Torx do skręcenia korpusu, z czego te maluśkie są naprawdę maluśkie (byle zestaw z Obi tego nie obrobi) — myślę, że zwykłe imbusowe nie byłyby gorsze, a na pewno łatwiej dostępne.
W kwestiach estetycznych niemiłym zaskoczeniem natomiast może być fakt, że czarność głowni to po prostu farba, która się najnormalniej w świecie ściera (a ja chyba myślałem, że to jakiś rodzaj oksydy?) — na szczęście nie ma to wpływu na powstawanie korozji, jednak jeśli ktoś przywiązuje wagę do wystroju, może być to ważne. Sam pewnie dziś wybrałbym ostrze satynowe…
…no właśnie: biorąc pod uwagę moje doświadczenia z Ontario RAT-1, czy zdecydowałbym się jeszcze raz na nóż składany?

Większy nie zawsze oznacza lepszy. Na co dzień bardziej wszechstronny wydaje mi się scyzoryk Victorinox, więcej pewności zapewnia mi maluśka Mora Eldris (fot. Olgierd Rudak, CC-BY-SA 3.0)
Część znawców tematu zwykła mawiać, że największą wadą noży składanych jest to, że są składane — i chociaż nigdy nie dotknęły mnie skutki największej potencjalnej bolączki foldera, czyli samoistne złożenie się ostrza w czasie pracy, muszę przyznać, że zawsze biorąc mojego RAT-1 do ręki czuję, że coś tu nie gra. Skoro mawiają, że co człowiek zrobił, człowiek może odrobić — to słuszna jest też uwaga, że człowiek otworzył, samo może się zamknąć. Jakkolwiek solidny wydaje się RAT-1, zawsze staram się pamiętać (a może nie myśleć?), że tam jest oś obrotu — owszem, z ostrzem ustawionym w przeciwnym kierunku, niż moja dłoń, owszem, zblokowana tą całkiem solidną sprężynką — ale jednak zasada działania noża składanego polega na tym, że się składa.
Stąd też znacznie pewniej czuję się mając w dłoni maluśką Morę Eldris — która ani drgnie, bo krótkie lecz masywne ostrze osadzone jest w korpulentnej rękojeści, więc nic się nie obraca. A na co dzień wolę zwykłego Victorinoksa, który może nie wygląda tak imponująco (ostrze przypomina raczej blaszkę wyciętą z konserwy), ale w 98% przypadków wystarcza — a ma korkociąg i śrubokręt, czyli narzędzia, które prędzej przydadzą mi się na cito.

Blokada liner lock w RAT-1 to po prostu kawał sprężyny płaskiej zapierający się o część głowni za jej osią, uniemożliwiając jej przypadkowe zamknięcie (fot. Olgierd Rudak, CC-BY-SA 3.0)
Reasumując: nóż Ontario RAT-1 jest naprawdę bardzo dobry, bardzo solidny (chociaż do codziennego użycia może się wydawać nieco zbyt solidny — ale już do lasu, na biwak, proszę bardzo) — jednak na przyszłość wybrałbym coś w podobnym rozmiarze, jednak z głownią stałą, no i raczej w kolorze metalowym.