Czy publikowanie nielegalnych nagrań podsłuchanych rozmów prowadzonych przez polityków — podczas których mówi się także o przypadkach korupcji na szczytach władz — może być uznane za bezprawne naruszenie ich dóbr osobistych? Czy jednak prasa ma prawo ujawniać takie informacje ze względu na ochronę interesu społecznego i prawo do informacji?

wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 14 marca 2018 r. (sygn. akt V ACa 1157/17)
Naruszenie prywatności i tajemnicy rozmowy nastąpiło poprzez rozpowszechnienie części nagrania zawierającego prywatną, nagraną z ukrycia rozmowę. Prywatność może zostać naruszona przez każde działanie o charakterze informacyjnym. Nie jest nawet istotne przy tym, czy rozpowszechniana informacja jest prawdziwa, czy też fałszywa.
Sprawa dotyczyła odprysku głośnej swego czasu afery podsłuchowej — potajemnie nagranej rozmowy, w której nieświadomi interlokutorzy z dużą swobodą mówili o korupcji w MON, o własnych wpływach w służbach oraz komentowali charakter innych polityków, a także stosunki damsko-męskie (m.in. „Nie bierzesz pod uwagę jednej rzeczy, że tak się dziwnie złożyło, że na czele wszystkich służb stoją moi znajomi i wychowankowie (…) Bo ja tam odgrywam rolę bardzo podskórną, że kolejny mój wychowanek stanie na czele SKW”; „jest rudy i mściwy” — to o byłym premierze; „bardzo sympatyczna, zgrabna i tak dalej (…) Miła rozmowa a ona do mnie mówi same komplementy. (…) Mówię idź sobie z chłopcami na dyskotekę. Cóż ja mogę powiedzieć. Dobra, ok. Pewno chciała jak najlepiej. Natomiast wyszło jak wyszło” — to o pewnej dziewczynie z Ukrainy; „kobity lecą na mnie”; a nawet o Aferze Olina).
Nagranie rozmowa zostało ujawnione w serwisie internetowym pewnego tygodnika, stenogram ukazał się na łamach czasopisma („Korupcja na szczytach władzy”) — jednak zdaniem dwóch spośród rozmówców doszło w ten sposób do naruszenia ich dóbr osobistych, zatem wnieśli powództwo żądając zakazu dalszych publikacji, przeprosin w różnych portalach, usunięcia pliku ze strony oraz po 100 tys. złotych zadośćuczynienia.
(Pozostawione w uzasadnieniu okruszki pozwalają stwierdzić, iż powodami byli Ryszard Kalisz oraz Aleksander Kwaśniewski, zaś stroną pozwaną spółka Orle Pióro sp. z o.o., wydawca oraz Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”.)
Sąd I instancji powództwo oddalił: nie doszło do naruszenia godności czy dobrego imienia powodów, albowiem ujawniona rozmowa nie stawia powodów w złym świetle, była ona prowadzona w sposób kulturalny, bez niecenzuralnych słów, zaś o swoich małżonkach i członkach rodzin wypowiadali się bardzo pozytywnie. Mogą być zatem oburzeni, że rozmowa została ujawniona, ale samej treści nie muszą się wstydzić. Krytyka byłego premiera („rudy i mściwy”) jest niewybredna, ale nie wiadomo kto to wypowiedział, zatem nawet jeśli prasa podaje, że to słowa byłego prezydenta, to może się mylić.
Prasie służy konstytucyjna gwarancja swobody wypowiedzi (art. 14 Konstytucji RP), każdemu zapewnia się wolność wyrażania poglądów i rozpowszechniania informacji, zakazana jest cenzura prewencyjna. Owszem, powodowie mają prawo do prywatności — doszło zatem do kolizji tych wartości — jednak w tym przypadku niewątpliwe naruszenie prywatności miało na celu ukazanie szkodliwych zjawisk i zaprezentowanie opinii o części klasy politycznej. Trzeba pamiętać, że w rozmowie brali udział politycy (zaś powodami są były szef MSW oraz były prezydent RP), zatem w takim przypadku górę bierze prawo obywateli do informacji o życiu publicznym oraz wolność prasy, które są silniejsze, niż prawo do prywatności.
Od wyroku apelację wnieśli powodowie: ich zdaniem korzystanie przez prasę nagrania uzyskanego w drodze przestępstwa stoi w sprzeczności z prawem do prywatności, tajemnicą komunikowania się, zarazem publikacja materiałów pochodzących z prywatnej rozmowy nie miało związku z działalnością publiczną powodów — zaś media, nawet jeśli chcą kreować określone postawy polityczne (i wpływać na wynik wyborów), muszą zachować rzetelność dziennikarską, obiektywizm, dystans i bezstronność.
[Wydawca / redaktor naczelny] przeprasza Panów [powodów] za bezprawne naruszenie ich prawa do prywatności i tajemnicy rozmowy, będące skutkiem opublikowania, na stronie (…) oraz na portalu (…) fragmentów nagrania audio oraz transkrypcji nielegalnie zarejestrowanej prywatnej rozmowy [powodów].
Sąd II instancji zauważył, że opublikowane w tygodniku informacje nie wykraczają poza zakres dopuszczalnych danych o osobie prowadzącej działalność publiczną, które może ujawniać prasa (art. 14 ust. 6 pr. pras.). Stąd też ujawnienie treści rozmów na użytek publikacji w tygodniku — artykułu, który stanowił cytaty i komentarz do rozmowy — leżało w interesie publicznym, ponieważ dotyczył tematyki istotnej z perspektywy interesu społecznego. Opinia publiczna ma prawo wiedzieć co były szef resortu spraw wewnętrznych myśli o korupcji w siłach zbrojnych, co ex-prezydent myśli o funkcjonowaniu instytucji państwa.
W takiej sytuacji trudno oczekiwać, by opiniotwórcza prasa, mając w posiadaniu wiarygodne co do autentyczności informacje milczała, zaś redakcja nie zdecydowała się na publikację tekstu. Interes publiczny jest — w zestawieniu z obowiązkiem zachowania staranności i rzetelności dziennikarskiej okolicznością wyłączającą bezprawność naruszenia dóbr osobistych (uchwała 7 sędziów SN z 18 lutego 2005 r., III CZP 53/04; dla przypomnienia — prawdziwość informacji nie wyłącza bezprawności, o ile dziennikarz nie działał w obronie społecznie uzasadnionego interesu, por. wyrok SN z 21 maja 2015 r., IV CSK 557/14).
Jednak nawet działanie w obronie społecznie uzasadnionym interesie nie wyłącza pozbawienia osób publicznych prawa do prywatności — stąd też uwagi powyższe odnoszą się do wyłącznie do publikacji artykułów omawiających tematykę, ale nie publikowania nielegalnych nagrań podsłuchanych rozmów polityków.
Stąd też do uznania, iż doszło do naruszenia prywatności powodów wystarczy sam fakt, że redakcja opublikowała prywatną, potajemnie nagraną, rozmowę. W takiej sytuacji nie ma znaczenia czy informacja jest prawdziwa czy fałszywa — istotne jest tylko to, że ujawniono nielegalnie zarejestrowane wypowiedzi osób, które nie miały świadomości, że są nagrywane i że nagranie pojawi się w mediach. Każdemu bowiem przysługuje prawo do prywatności także w zakresie, w jakim dotyczy to posiadanych poglądów — ochrona życia prywatnego obejmuje także autonomię informacyjną (art. 51 Konstytucji RP).
Dlatego nie było podstaw do ujawniania rozmowy odnoszącej się do tematyki osobistej — nie było to podyktowane interesem publicznym, nie było niezbędne dla realizacji celu prasy w postaci rzetelnego informowania społeczeństwa.
Zakaz stosowania prywatnych podsłuchów oraz wkraczania w zakres informacji dotyczących prywatnych spraw innych osób wynika z art. 49 Konstytucji RP — im bardziej postęp techniczny ułatwia taką ingerencję, tym bardziej prawo musi stać po stronie prywatności jednostek. Na gruncie prawa karnego na straży tego prawa stoi art. 267 kk, penalizujący zakładanie i posługiwanie się urządzeniem podsłuchowym — sprawcą jest zarówno ten, kto uzyskał nielegalny dostęp do informacji, jak i osoba, która ujawniła informacje pozyskane przez kogoś innego — co oznacza, że zakaz dotyczy każdego, kto informacjami pozyskanymi w drodze podsłuchu dysponuje.
Stąd też konstatacja, iż nie doszło do naruszenia dóbr osobistych w postaci dobrego imienia lub godności nie wystarcza dla oddalenia powództwa — naruszenie dobra osobistego w postaci prawa do prywatności jest całkowicie wystarczające dla udzielenia powodom ochrony.
Wystarczającym środkiem ochrony jest jednak w ocenie sądu nakazanie opublikowania (przez 7 dni) na stronie głównej portalu stosownego oświadczenia przez obu pozwanych (wydawcę i redaktora naczelnego) — w zmienionej nieco treści, niż żądali powodowie — oraz usunięcia nagrania (względnie zablokowania dostępu) z portalu, wraz z komentarzami użytkowników. Odmówiono natomiast nie tylko zasądzenia zadośćuczynienia, ale też zakazania publikowania tekstów i informacji odnoszących się do rozmowy i nagrania.
Tytułem komentarza: przyznam, że uważam wyrok (jego uzasadnienie) za nieco dziwne. Nie dlatego, iżbym uważał, że media mają bezwarunkowe prawo publikacji podsłuchów — ale też nie dlatego, iżbym był zdania, że jest to niedopuszczalne. Sęk w tym, że jeśli mowa o prawie do prywatności, to przecież nie można jego sprowadzać wyłącznie do zarejestrowanego dźwięku, który jest tylko nośnikiem treści — prywatność obejmuje wszakże także to co mówię (a nie tylko to czy siorbię herbatę, mamroczę, etc.) — co by oznaczało, że naruszenia prywatności należałoby się doszukiwać już w ujawnieniu treści rozmów.
Tymczasem sąd ocenił sprawę w dość salomonowy sposób: publikowanie nielegalnych nagrań podsłuchanych rozmów polityków naruszyła ich prywatność, zatem należały się za to przeprosiny — ale już ujawnienie treści tych rozmów chroni interes publiczny. W mojej ocenie jest tu pewna sprzeczność (zwłaszcza, że w uzasadnieniu kwestionuje się także rzetelność dziennikarską, której uszczuplenie może sygnalizować zdanie „Nie zdecydowaliśmy się na ujawnienie wszystkich wątków rozmowy. Część dotyczy bowiem spraw obyczajowych, zdrowotnych, intymnych. Publikujemy te fragmenty, których ujawnienie leży w naszej opinii w interesie publicznym” — więc skoro dziennikarze nie powinni wnikać w sprawy ściśle prywatne, to dlaczego czynić im zarzut z tego, że nie opublikowano passusów odnoszących się do kwestii tego rodzaju?)