Zagadnął mnie P.T. Czytelnik o sprawę Władysława Frasyniuka, któremu policja stawia zarzut popełnienia wykroczenia polegającego na wprowadzeniu w błąd funkcjonariusza co do swojej tożsamości (art. 65 par. 1 pkt 1 kw) — bo zapytany o nazwisko odparł „Jan Józef Grzyb”, na co policjant miał odpowiedzieć „Nie, nie — jak Pan się nazywa Panie Frasyniuk…”
Czyli: czy można mówić o wprowadzeniu w błąd funkcjonariusza co do swojej tożsamości, jeśli policjant nie jest w błędzie co do danych tej osoby?

Dalej będzie rzecz jasna w punktach, bo tak się chyba mniej gubię:
- właściwie widzę tutaj chyba podobny paradoks jak w ściganiu sprawcy wykroczenia, który sprawcą wykroczenia nie jest — więc chociaż przylepi mu się odmowę okazania dokumentu (por. „Czy można zostać ukaranym za odmowę wylegitymowania się policjantom — którym się wydawało, że legitymowany popełnił wykroczenie?”);
- czyli: skoro przepis penalizuje wprowadzenie w błąd organu, a policjant dobrze wiedział z kim rozmawia i znał jego imię i nazwisko — to czy w ogóle można mówić o wprowadzeniu w błąd?
- czy wprowadzenie w błąd policjanta co do swej tożsamości jest wykroczeniem bezskutkowym? z jednej strony konstrukcja jest dość podobna do np. art. 233 par. 1 kk (fałszywe zeznania) — ale z drugiej strony chodzi o wprowadzenie w błąd, czyli o to, by funkcjonariusz nie znał prawdy (a skoro prawdę zna, to nie jest w błędzie);
- oczywiście można rzecz sprowadzać do czystego formalizmu skoro mundurowy pyta, to obywatel ma odpowiadać! nie rezonować! — ale można też zadać rozsądne pytanie: czy można wprowadzić w błąd kogoś, kto wie jak sprawy się mają? (no i jakiej odpowiedzi należy oczekiwać zdając głupie pytanie — nawet jeśli głupota wynika z procedury?);
art. 65 par. 1 pkt 1 kw
Kto umyślnie wprowadza w błąd organ państwowy lub instytucję upoważnioną z mocy ustawy do legitymowania:
1) co do tożsamości własnej lub innej osoby,
podlega karze grzywny.
- jasne, przecież policjant mógł przypuszczać, że ma do czynienia z sobowtórem — ale z opisywanego przebiegu zdarzenia wynika, że jednak nie miał takich wątpliwości (pewnie po części dlatego, że spotkanie nie było przypadkowe, np. w tramwaju, lecz na politycznej manifestacji);
- zwracam też uwagę na drobny niuans: mówimy o sprawcy, który jest osobą powszechnie znaną (na tyle, że jej wizerunek łapie się na art. 81 ust. 1 pkt 1 pr.aut. — zaryzykowałbym nawet, że manifestowanie przez polityka jest „funkcją publiczną”);
- ba, Władysław Frasyniuk jest ency;
- więc chociaż przy przyjmowaniu do policji nie ma znajomości historii najnowszej — to jednak ów policjant wykazał się ową znajomością na właściwym poziomie (być może uważał w szkole — wierzę, że mógł być w tym wieku, że uczył się o Frasyniuku na lekcjach WOŚ) — natomiast (moim zdaniem) ktoś w policji nie wykazał się zrozumieniem dla norm prawnych;
- (całkiem na marginesie: jeśli chodziło o zebranie dowodu na popełnienie wykroczenia — fakty notoryjnie znane nie wymagają dowodu (art. 39 par. 1 kpsw w zw. z art. 168 kpk) — no ale art. 65 par. 1 kw nie chroni postępowania dowodowego (nawet jeśli ma służyć pociągnięciu do odpowiedzialności sprawców wykroczeń), lecz pewien abstrakt...);
- tak czy inaczej (moim zdaniem) cały czas chodzi tu o owo nieszczęsne wprowadzenie w błąd co do tożsamości — policjant tożsamość indagowanej osoby powszechnie znanej znał, przeto w błędzie nie był, przeto sprawca go w ów błąd nie wprowadził.
Q.E.D.