Wbrew pozorom w tytule nie ma klikbajtu — biorąc pod uwagę, że klasyczna pseudohodowla to zwykle obskurne warunki i brak należytego zainteresowania psiakami, a wszystko po to, żeby było taniej (a taniej być musi, bo jest popyt na szczeniaki siódme z miotu za jedyne siedemset złotych) — można zadać całkiem sensowne pytanie: czy właściciel pseudohodowli może być oskarżony o znęcanie się nad psami, jeśli nie będzie zapewniać stworzeniom właściwych warunków bytowania? (prawomocny wyrok Sądu Rejonowego w Kaliszu z 6 kwietnia 2018 r., sygn. akt II K 1040/17).

Zaczęło się od sygnału, że kupione z hodowli psy rasy hawańczyk i russkaja tsvetnaya bolonka (?) są w złym stanie. Kontrola patrolu interwencyjnego i weterynarza potwierdziła informację: na terenie hodowli było 106 (!) zwierząt, które były „brudne, skołtunione i przebywały w kojcach gdzie było dużo odchodów”, psy były zalęknione, nie miały karmy ani nawet wody, część szczeniaków nie miała nawet żadnego schronienia (był to marzec, więc psiaki przed chłodem ratowały się wzajemnie się tuląc). W pomieszczeniach znajdowały się poukładane jedna na drugiej (!) klatki z ciężarnymi suczkami lub ze świeżo urodzonymi szczeniakami. Psy nie były szczepione lub też nie posiadały książeczek zdrowia.
Przesłuchany przez policjantów właściciel posesji stwierdził, że psy należą do jego żony, z którą jest od roku w separacji — kobieta się wyprowadziła, psami raczej się nie interesuje, on stara się im pomóc na ile może.
Kobieta została oskarżona o znęcanie się nad psami poprzez narażenie ich na utratę zdrowia — utrzymywanie w warunkach rażącego niechlujstwa i zaniedbania, braku dostępu do wody i karmy, utrzymywania w zamkniętych klatkach bez możliwości ruchu lub bez zapewnienia możliwości schronienia się przed warunkami atmosferycznymi (art. 35 ust. 1a uoz w zw. z art. 6 ust. 2 uoz).
Zdaniem kobiety psy były utrzymywane w dobrych warunkach, miały stały dostęp do wody i pożywienia, dobre kojce — w dzień na dworze, na noc w pomieszczeniu gospodarczym — zamykane mogły być tylko samce, i tylko na czas nieobecności męża. Owszem, przez 3 tygodnie była chora na grypę z powikłaniami, więc nie mogła się sama opiekować zwierzętami, a mąż nie ma umiejętności opiekuńczo-higienicznych, stąd mogły wyniknąć czasowe zaniedbania. Hodowlę prowadzi od wielu lat, jest kynologiczną pasjonatką — nie pozwoliłaby sobie na znęcanie się nad psami.
Sąd uznał, że kobieta jest winna zarzucanego jej przestępstwa, a wyjaśnienia to tylko przyjęta linia obrony: przywołane okoliczności (choroba) nie usprawiedliwiają stanu aż takiego zapuszczenia zwierząt. Stwierdzone warunki bytowania psów świadczą o długotrwałych zaniedbaniach, które nie mogły powstać w czasie trzytygodniowej choroby, po części potwierdza to stan niektórych psów, które były już wcześniej ogłaszane przez hodowczynię.
Nie stwierdzono żadnych okoliczności, które usprawiedliwiałyby rażące zaniedbanie psiaków — skoro oskarżona prowadziła hodowlę od wielu lat, powinna wiedzieć jak powinny wyglądać zdrowe psy, stąd też powinna mieć świadomość do czego doprowadzą jej zaniechania w opiece nad tak dużą ilością zwierząt. Po wyprowadzce od męża nie zapewniła im należytej opieki, zaś nawet jeśli przyjeżdżała tam codziennie, to oznacza, że robiła to zbyt rzadko — być może powinna zatrudnić osobę do zajmowania się psami.
Sumarycznie oznacza to, że hodowczynię uznano winną zarzucanego przestępstwa, zatem wymierzono jej karę 7 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata, orzeczono przepadek 105 psów na rzecz Skarbu Państwa oraz 10-letni zakaz posiadania zwierząt, a także łącznie 7 tys. złotych nawiązki (częściowo na schronisko dla zwierząt).
Zamiast komentarza: chcesz mieć tanio rasowego psa? Kupuj tylko u pseudohodowców — których można poznać po tym, że kłębi się u nich 106 psów, a ich klatki są poustawiane jedna na drugiej, jak u kurczaków czy królików…
Q.E.D.