Idą wybory, znaj proporcje mocium panie. Dziś kilkanaście akapitów o prawie do prywatności osób publicznych: czyli czy prasa może bezgranicznie i bezkrytycznie mieszać z błotem sprawującego mandat posła — a może jest to li tylko uprawniona krytyka? I wcale nie na marginesie: czy dopuszczalne jest rozpowszechnianie każdego (dowolnego) zdjęcia osoby powszechnie znanej — nawet takiego, którego treść ingeruje w jej prywatność?
wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 20 lipca 2018 r. (sygn. akt V ACa 502/17)
1. Klauzula „w związku z pełnieniem funkcji publicznych” [art. 81 ust. 2 pkt 1 pr. aut.] obejmuje nie tylko sytuacje, w których ma miejsce wykonywanie przez daną osobę funkcji publicznych, lecz także wszystkie inne zdarzenia z udziałem tej osoby, które mogą mieć znaczenie dla oceny jej zachowań i postaw jako osoby publicznej, z wyłączeniem jednak zdarzeń należących do sfery prywatności.
2. Łazienka przy pokoju hotelu sejmowego jest miejscem prywatnym, a znajdujący się w niej rozebrany poseł nie wykonuje wówczas swoich obowiązków zawodowych
Sprawa dotyczyła zdjęcia półnagiego posła — „leżącego na podłodze w łazience, z zamkniętymi oczami, ubranego jedynie w bieliznę osobistą” — ilustrującego liczne, opublikowane w pewnej popularnej gazecie, teksty poświęcone pewnemu dniu z życia tego polityka.
Zdaniem zainteresowanego publikacja fotografii naruszała jego dobra osobiste w postaci dobrego imienia, prawa do prywatności i wizerunku, toteż w skierowanym do sądu pozwie zażądał m.in. przeprosin (w wydaniu papierowym gazety i w internecie); usunięcia z sieci kopii artykułów i zdjęć „nawiązujących do zdjęcia i opisujących sytuację”, wraz z komentarzami; zniszczenia wszystkich egzemplarzy wydania; zakazania dalszego rozpowszechniania zdjęcia, a także jakichkolwiek innych informacji dotyczących prywatnej sfery życia powoda, pozostających bez bezpośredniego związku z jego działalnością publiczną; 150 tys. złotych tytułem zadośćuczynienia za krzywdę.
W ocenie pozwanych wydawcy i redaktora naczelnego informacja o wybryku wynikającym z nadużycia alkoholu była prawdziwa, zaś działanie nie było bezprawne, albowiem podyktowane było ochroną ważnego interesu społecznego w postaci prawa do informacji o osobach sprawujących władzę, a także mieściło się w granicach uzasadnionej krytyki — albowiem zdjęcie zostało wykonane w łazience pokoju sejmowego, zatem w czasie pełnienia obowiązków zawodowych przez posła.
(Por. „„Super Express” na pierwszej stronie przeprasza byłego posła Ruchu Palikota i SLD za „sfotografowaną niemoc” w hotelu sejmowym”.)
Sąd prawomocnie uwzględnił powództwo, nakazując publikację przeprosin i zakazując dalszego rozpowszechniania zdjęcia prezentującego ex-posła w bieliźnie, a także artykułów odnoszących się do zdjęcia i opisujących sytuację, oraz zasądził zadośćuczynienie w wysokości 80 tys. złotych.
[Pozwany] wydawca dziennika (…) przeprasza [Powoda], byłego posła na Sejm RP, za naruszenie jego dóbr osobistych w postaci dobrego imienia, prawa do prywatności i wizerunku, do którego doszło wskutek bezprawnej i niezgodnej z zasadami etyki dziennikarskiej publikacji zdjęcia i artykułów dotyczących prywatnej sfery życia Pana [Powoda]
Rzecz zaczęła się od przekazanej zainteresowanemu informacji, iż gazeta zamierza opublikować zdjęcie i tekst poświęcony „niemocy posła”. W odpowiedzi poseł oświadczył, że ujęcie prezentuje próbę tamowania krwotoku z nosa po operacji korekty przegrody — jednak dziennik zdecydował się na publikację, w której przywołano stanowisko zainteresowanego („W przesłanym tłumaczeniu poseł wyjaśnia, że zaległ na zimnej posadzce sejmowej łazienki, by leczyć … krwotok. Zdjęcie pokazuje, że terapia była skuteczna. Ani śladu krwi”).
Temat grzano (także w serwisie internetowym wydawcy) przez 7 kolejnych dni (m.in. „Lekarz ostrzega: Nie leczcie w taki sposób krwotoku!”, „Fuj Te majtki dostał w spadku” (z komentarzem stylisty) — każdej publikacji towarzyszyła fala prześmiewczych i złośliwych komentarzy internautów.
Wskutek publikacji poseł zdecydował się na rezygnację ze startu w wyborach do Parlamentu Europejskiego, podupadła jego pozycja w polityce (media interesowały się jego bielizną osobistą, a nie wcześniejszym dorobkiem), pod drzwi mieszkania rodziców podrzucono starą bieliznę, przykrości wysłuchiwała rodzina, w tym dziecko w szkole.
Na fali tych wydarzeń poseł poprosił ówczesną marszałkinię Izby Poselskiej o wystąpienie do ABW o rozpoznanie i wykrycie przestępstwa naruszenia porządku konstytucyjnego polegającą m.in. na inkryminowanych publikacjach — w sprawie toczyło się postępowanie sądowe, w toku którego wydano nakaz zaniechania dalszych publikacji, który jednak wydawca zignorował (tekst „Co grozi premier K. w sejmowym hotelu” ilustrowany spornym zdjęciem).
W świetle tego wszystkiego sąd nie miał wątpliwości, że doszło naruszenia dóbr osobistych w postaci prawa do prywatności, dobrego imienia, wizerunku, a także godności osobistej, ze skutkiem w postaci obniżenia pozycji i renomy powoda jako polityka.
Ingerencja w życie prywatne osoby publicznej może być usprawiedliwiona ochroną społecznie uzasadnionego interesu — poza tym wykonując swe powinności prasa ma obowiązek szanować prywatność jednostki, zatem publikacja informacji z życia prywatnego może nastąpić tylko o tyle, o ile ma związek z jej działalnością publiczną (art. 14 ust. 6 pr. pras.). Jednakże pozwani nie wykazali żadnych okoliczności, które pozwalałyby na przyjęcie, iż jakikolwiek aspekt publicznej działalności powoda wymaga naruszenia jego prywatności poprzez publikację feralnego zdjęcia.
Nie sposób także przyjąć, iżby w odniesieniu do osoby powszechnie znanej istniało domniemanie zgody na upublicznianie każdej informacji z jej życia prywatnego. To, że część osób pełniących funkcje publiczne decyduje się na ujawnianie szczegółów dotyczących części ich życia prywatnego — prowokując zainteresowanie mass mediów jego prywatnością — nie oznacza rezygnacji z ochrony owej prywatności i zgody na ingerencję prasy w tę sferę. „Publiczny status tych osób nie powoduje , że ich życie prywatne staje się automatycznie „życiem publicznym”.
Ingerencja w prywatność polityka nie może być także podyktowana rzekomym korzystaniem z prawa do informacji publicznej — publikacje strony pozwanej nie miały na celu naświetlenia obywatelom zasad działalności organów władzy publicznej, w celu umożliwienia realnej kontroli sprawowania tej władzy przez osoby pełniące funkcje publiczne, ani prawa do krytyki. Działanie takie mogłoby być usprawiedliwione gdyby prasa chciała pokazać rozdźwięk między publicznie głoszonymi poglądami, a zachowaniem posła — jednak dziennikarze nie wykazali, iżby pełniąc mandat poselski powód publicznie piętnował osoby spożywające alkohol, opowiadał się za całkowitą abstynencją.
Co więcej, chociaż powód jako poseł był osobą publiczną, zatem jego wizerunek nie podlega ochronie określonej w art. 81 pr.aut., to jednak sposób rozpowszechnienia wizerunku na spornej fotografii miał charakter bezprawny, albowiem:
- zdjęcie zostało wykonane w łazience, które to miejsce zakłada pełną intymność, niezależnie od tego czy łazienka jest w prywatnym domu, czy w hotelu poselskim. Łazienka jest lokum, w którym nawet osoba publiczna może „zachowywać się swobodnie i zaspokoić swe naturalne potrzeby”. Co więcej w łazience politycy nie wykonują funkcji publicznych, zatem fotografia nie prezentowała powoda w takiej sytuacji;
- poseł został ukazany prawie nagi, w samej bieliźnie,„z wyeksponowaną na pierwszy plan częścią intymną ciała” — co oznacza, że pozwany wydawca w bardzo dotkliwy sposób zaingerował w sferę prywatności ex-posła, który w wystąpieniach publicznych ubierał się w sposób bardzo formalny (sąd II instancji podkreślił, że z faktu, iż chodziło o posła nie można wywodzić dorozumianej zgody na rozpowszechnianie dowolnego wizerunku);
- przekroczenie granic prawa do prywatności polegało także na charakterze publikacji, które były prześmiewcze, ironiczne, upokarzające — także w postaci odredakcyjnych komentarzy sugerującymi stan upojenia alkoholowego („Z tego zdjęcia śmiał się wczoraj nie tylko cały Sejm! Wszyscy zastanawiali się, co aż tak zmogło posła, że leżał prawie nagi na chłodnej posadzce w łazience w hotelu sejmowym”) — podczas gdy pozwani nie udowodnili, że poseł był nietrzeźwy — a także wyśmiewającymi rzekomo brzydką i niemodną bieliznę.
Skala reakcji gazety oraz brak odniesienia do związku zdarzenia ze sprawowaniem mandatu poselskiego dowodzą, że celem publikacji było wyłącznie rozbudzenie najniższych emocji i ciekawości odbiorców, co miało prowadzić do zwiększenia zainteresowania i sprzedaży dziennika. Sugestia, że poseł był pijany, nie musiała być prawdziwa (są różne inne sytuacje życiowe, w których człowiek może tak wyglądać), a nawet gdyby poseł rzeczywiście się upił, to fakt ten byłby irrelewantny dla oceny publikacji — bo zdarzyło się to jednorazowo, w miejscu ewidentnie prywatnym, po godzinach pracy. Dziennikarze mają prawo do przesady i prowokacji — jest to jeden z elementów swobody dziennikarskiej — aczkolwiek nawet krytyka przybierająca postać satyry nie może nadmiernie, nieadekwatnie do celu, naruszając przy tym dobra osobiste krytykowanego podmiotu (nawet konwencja żartu nie usprawiedliwia publicznego obnażania, obdzierania z prywatności.
W takim przypadku nałożony zakaz dalszego rozpowszechniania zdjęcia nie stanowi cenzury, ponieważ dalsza eksploatacja tematu służyłaby wyłącznie upokarzaniu polityka — jednakże art. 24 kc nie może być podstawą do wydania prewencyjnego zakazu pisania o innych zdarzeniach dotyczących prywatnej sfery życia powoda. Nie nałożono także na wydawcę nakazu zniszczenia wszystkich posiadanych egzemplarzy tego wydania pisma, a to dlatego, że w nieuzasadniony sposób oddziaływałoby to na „obraz historyczny rzeczywistości”.
Zasądzając zadośćuczynienie w kwocie 80 tys. złotych sąd stwierdził, że zachowanie strony pozwanej było nie tylko bezprawne, ale i zawinione (art. 448 kc), dziennikarzom zabrakło rzetelności i uczciwości, a także właściwego nadzoru ze strony redaktora i wydawcy, zaś ex-poseł wykazał, iż publikacja wyrządziła mu znaczną krzywdę w postaci poczucia upokorzenia, poniżenia, poczucia sprofanowania dobrej opinii. Rozmiar krzywdy wykazano m.in. na podstawie zeznań świadków (ojca i kolegów powoda), którzy mówili o ujemnych przeżyciach psychicznych wynikających z epatowania czytelników obnażonym ciałem ówczesnego posła, co skutkowało negatywnym odbiorem całości jego działalności, mimo wcześniejszej zdecydowanie pozytywnej pracy — „afera majtkowa” zabiła karierę polityczną powoda.
To orzeczenie chyba nie wymaga szczególnego komentarza, chociaż podyskutować o granicach prywatności osób publicznych zawsze można.