A skoro „Kler” Smarzowskiego wywołał protesty już na kilka dni przed wejściem do kin (za promocję pt. „bojkotować!” producent powinien rzucić coś na tacę), czas na kilka akapitów o tym, jak daleko można się posunąć krytykując krytykujących — a przy okazji czy ten, kto krytykuje kościół i jego pasterzy może być publicznie nazywany współczesnym spadkobiercą nazistów i stalinistów — czy jednak takie zachowanie może być ocenione jak przekroczenie granic uprawnionej krytyki? (wyrok Sąd Apelacyjny w Warszawie z 11 stycznia 2018 r., sygn. akt V ACa 1024/17).
Orzeczenie wydano w sporze o naruszenie dóbr osobistych i wizerunku popularnej dziennikarki w publikacji prasowej, w której zawarto sugestię, iż w prowadzonej medialnej nagonce na Kościół katolicki stosuje metody stosowane przez III Rzeszę i stalinistów. Powódka wniosła o nakazanie redaktorowi naczelnemu i wydawcy tygodnika opublikowania przeprosin oraz zasądzenie kwoty 50 tys. złotych na fundację.
Zdaniem pozwanych opublikowany artykuł nie godził dobre imię i godność dziennikarki, bo która nie została w nim wymieniona lub oceniona — zaś samo w sobie opublikowanie zdjęcia powódki, która często i chętnie zaprasza do prowadzonego programu telewizyjnego osoby znane z postawy antykościelnej i antyklerykalnej, nie naruszało prawa do wizerunku. W ramach wolności debaty publicznej dopuszczalne jest wszakże krytykowanie w mediach aktywności prasowej polegającej na rozpowszechnianiu nienawiści wobec kościoła, w tym porównywać ją do propagandy hitlerowskiej i stalinowskiej.
(Pozostawione w uzasadnieniu okruszki pozwalają stwierdzić, iż powódką była Monika Wasowska, zaś pozwanymi byli Jacek Karnowski, redaktor naczelny oraz wydawca tygodnika „W sieci” — którzy za sporny tekst już przepraszali i płacili, a to za sprawą Tomasza Lisa. Nb. nazwisko dziennikarki też było punktem sporu w sprawie — otóż w apelacji pozwani wskazywali, że bezprawnie przyjęto, że doszło do naruszenia dóbr osobistych Moniki Olejnik („czyli osoby, która nie była stroną powodową tej sprawy”), skoro powódką była Monika Wasowska (w komparycji wyroku dodatkowo oznaczona jako „używająca nazwiska Monika Olejnik”).
Powództwo zostało w znacznej mierze uwzględnione: owszem, dziennikarka zapraszała do udziału w swoim programie osoby krytyczne wobec kościoła, ale sama zachowywała w nim równowagę, prezentując różne poglądy. Stąd jej goście równie często prezentowali stanowisko przychylne kościołowi (były to nawet osoby duchowne), sama zaś stroniła od sformułowań krytycznych, a czasem nawet napominała co bardziej krewkich dyskutantów do stonowania wypowiedzi.
Tymczasem nazwisko dziennikarki nie pojawia się wprawdzie w treści artykułu, natomiast jej fotografia ilustruje publikację. Zdjęcie zostało wykonane podczas nagrania programu telewizyjnego — chociaż nie naruszało praw do wizerunku, albowiem niewątpliwie jest to powierzchowności osoby powszechnie znanej w rozumieniu art. 81 ust. 2 pkt 1 pr.aut. — zaraz przy frazie „Naziści, komuniści oraz współcześni spadkobiercy tych obu zaklinają się, że działają w słusznej sprawie, a jedyną przeszkodą ludzkości jest zgnilizna Kościoła, z którą należy się rozprawić raz na zawsze” sprawia, że publikacja jest wymierzona także w jej dobra. Pozwani mają prawo prowadzić publiczną debatę na ważne tematy, mogą zajmować krytyczne stanowisko wobec poglądów, które uważają za szkodliwe — mogli nawet krytycznie oceniać działalność dziennikarską powódki — ale nie są uprawnieni do stosowania argumentów i porównań, które nie są obiektywnie uzasadnione, a zwłaszcza odwoływać się do hitleryzmu w kraju, który był tak doświadczony polityką nazistów.
Porównanie metod stosowanych przez osoby krytykujące podstawy osób będących przedstawicielami struktur kościelnych, a tym bardziej stwarzających medialną okazję do ich prezentowania, do propagandy goebbelsowskiej z okresu przedwojennej III Rzeczy Niemieckiej oraz stalinowskiego czasów powojennej Polski, w ocenie Sądu Apelacyjnego, przekraczało dopuszczalne i powszechnie honorowane granice wolności wypowiedzi medialnej i krytyki publicznej. Nie znajdowało więc ochrony na gruncie powołanych w apelacji pozwanych norm konstytucyjnych oraz konwencyjnych. Nie mogło więc wyłączyć bezprawności działania pozwanych w rozumieniu przyjętym w art. 24 § 1 kc.
W konsekwencji całościowo krytyczny przekaz wynikający z zamieszczonego (decyzją samego redaktora naczelnego) zdjęcia pozwala przyjąć, iż redakcja nie zachowała standardów staranności dziennikarskiej (art. 12 ust. 1 pr.pras.). Publikacja mogła także bezprawnie podważać zaufanie niezbędne do prowadzenia dalszej działalności dziennikarskiej oraz dobre imię powódki.
Pozwani nie wykazali przy tym istnienia żadnej przesłanki wyłączającej bezprawność naruszenia dóbr osobistych — ani tego, że działali w granicach dozwolonej krytyki prasowej, z zachowaniem należytej staranności, ani też, iż broniono ważnego interesu społecznego, które to okoliczności wymagałyby skrytykowania postawy dziennikarki. Przekroczenie granic uprawnionej krytyki dotknęło bowiem jej wiarygodności niezbędnej dla dalszego wykonywania zawodu, zaś jego konsekwencje dotknęły także najbliższych.
W konsekwencji sąd prawomocnie nakazał pozwanym publikację przeprosin za naruszenie dobrego imienia dziennikarki oraz wpłatę 25 tys. złotych na zbożny cel — zasądzenie takiej kwoty ma na celu przede wszystkim osiągnięcie skutku prewencyjnego, czyli powstrzymanie pozwanych przed podejmowaniem podobnych działań w przyszłości. Sankcja tego rodzaju ma być odczuwalna dla tego, kto bezprawnie i umyślnie narusza dobra osobiste innej osoby, jednak nie można przez to uznać jej za zbyt wygórowaną.
Sam jestem ciekaw czy za 2-3 lata nie będę miał sposobności opisać na tutejszych łamach jakiegoś orzeczenia związanego z młócką dotyczącą najnowszego filmu Smarzowskiego.