Oglądanie filmów kryminalnych ma tę miłą przewagę nad czytaniem kryminałów, że nigdy nie da się zmarnować zbyt dużo czasu.
Nie żeby „Dziewczyna w sieci pająka” była filmem fatalnym — gdzieś czytałem, że jest porażka na wzór „Pierwszego śniegu”; to naprawdę nieprawda — ale na pewno świat wiele by nie stracił, gdyby to dzieło nie powstało.

Zaczynając od początku: trylogii Stiega Larssona nie czytałem, apokryfu autorstwa Davida Lagercrantza też nie; nie wiem czy literatura przeszkodziłaby mi w odbiorze „Dziewczyny” — ale bez dwóch zdań bardzo przeszkadza w pamięci ekranizacja sprzed prawie dekady (z Noomi Rapace w roli głównej)…
Idąc dalej i nie paląc: z filmu dowiadujemy się, że gdyby Lisbeth Salander (w tej roli niezgorsza Claire Foy) miała mało trudnych chwil w życiu, zawsze może pomyśleć o swojej dawno nie widzianej siostrze (Sylvia Hoeks, która wygląda na jeszcze większego replikanta, niż w „Blade Runner 2049”). Otóż Camilla Salander jest blondynką, a poza tym jest nieludzka i bezlitosna, co gorsza kieruje gangiem wyjątkowych bandziorów; ścieżki dwóch panien Salander przecinają się po 16 latach od ostatniego widzenia — dokładnie wówczas, gdy Lisbeth dostaje zlecenie na wykradzenie pewnego programu komputerowego, a z podobnym zadaniem do mokrej roboty bierze się Camilla.
Niestety w tym wszystkim „Dziewczyna w sieci pająka” wygląda nieco jak ścinki z innych sensacyjnych obrazów, które się tam nie zmieściły — więc producent odkupił je za pół ceny i wrzucił do scenariusza, ale że to koktajl, to wyszło jak wyszło. Mamy wynikające z młodości rozterki egzystencjalne prawie na poziomie „Batmana” (i domczysko, którego nie powstydziłby się sam Bruce Wayne), konfrontację dobra ze złem w iście Bondowskim stylu (czy tak wiele różni Camillę od Blofelda?), walki i emocje rodem z Bourne’a, etc. etc.
Ale wszystko za łatwo, za prosto, za łopatologicznie, elementy polityczne (zdaje się istotne dla Larssona) są bezgranicznie spłaszczone (bandziorka ot tak mordująca szychę z SÄPO?), natomiast za dużo drażniących tricków rodem z przewracanego domino (np. idealny timingi przejścia określonego faceta przez określone drzwi, tak, by akurat rąbnął określonego innego faceta)…
W sumie na „Dziewczynę w sieci pająka” do kina można iść, ale nie liczcie na zbyt wiele. U mnie zaledwie 5,5/10 — minus za zbyteczną i nieudaną próbę pogłębienia emocji, za słabą postać Blomkvista, za banalne i przewidywalne zło; plus… szczególnych plusów nie widzę, bo nawet taka wartkość akcji niespecjalnie do mnie przemawia.
PS po przespaniu się i przemyśleniu tematu podwyższyłem ocenę z 4,5 do 5,5 — bo jednak należy docenić wartką akcję i szpiegowski suspens (chociaż nadal nie mam pewności czy jest to zgodne z kanonicznym wzorcem, wychodzi na to, że będzie trzeba coś poczytać).