A skoro dwa tygodnie temu było o tym, że przypisanie poglądów dyskryminacyjnych narusza dobra osobiste — dziś czas na kilka akapitów o kolejnym orzeczeniu wydanym w głośnym swego czasu (acz chyba tylko w świecie medialnym) dotyczącym zmiany treści wywiadu jaki Władysław Bartoszewski udzielił „Faktowi”. Czyli — czy pokrzywdzonemu treścią zmanipulowanego wywiadu należy się zadośćuczynienie, jeśli gazeta już wcześniej przeprosiła, no i czy upływ czasu leczy rany — więc nie można domagać się pieniędzy, skoro od zdarzenia powodującego krzywdę minęło sporo czasu? (wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 28 maja 2018 r., sygn. akt VI ACa 350/18).
Orzeczenie jest kolejnym odpryskiem w sprawie zmanipulowanego wywiadu, w którym Władysław Bartoszewski miał negatywnie wypowiedzieć się o Romanie Giertychu (dla przypomnienia — poszło o dołożone przez „Fakt” słowa o „ksenofobii”, zaraz po „krzewieniu nastrojów i poglądów antysemickich”, opatrzenie materiału tytułem niewynikającym z treści rozmowy (przy okazji tytuł publikacji w portalu został zmieniony), a także o pominięcie tej wypowiedzi Bartoszewskiego, która miała wydźwięk pozytywny — po szczegóły odsyłam do tekstu „Dlaczego Roman Giertych nie może żądać by „Fakt” przeprosił go — za manipulację w wywiadzie prof. Bartoszewskiego — w wielu portalach?”).
Mając w ręku orzeczenie, w którym sąd prawomocnie uznał, iż wydawcy można zarzucać bezprawne naruszenie dóbr osobistych i zobowiązać do opublikowania przeprosin (ale tylko na łamach dziennika „Fakt” i w serwisie Fakt.pl), Roman Giertych wniósł kolejny pozew — tym razem o 100 tys. złotych zadośćuczynienia za doznaną krzywdę.
Sąd I instancji oddalił roszczenia: zasądzenie zadośćuczynienia pieniężnego ma charakter fakultatywny, zaś decydując się na jego przyznanie sąd powinien brać pod uwagę celowość zastosowania tego środka — i odmawiać go jeśli np. roszczenie ma charakter merkantylny, czyli jest traktowane przez poszkodowanego jako sposób na wzbogacenie się. Co więcej skoro wydawca opublikował nakazane przeprosiny, to taki sposób naprawienia doznanej krzywdy jest całkowicie wystarczający. Wynikające z art. 448 kc zadośćuczynienie nie ma charakteru penalizacyjnego, nie może być zatem traktowane jako kara lub środek prewencyjny — jego celem jest kompensacja poniesionej krzywdy. W takim przypadku powód może dochodzić zapłaty zadośćuczynienia na cel społeczny, ale nie na swoją rzecz.
Sąd doszedł też do przekonania, że powód może chcieć wydać te pieniądze na stosowne ogłoszenia w innych mediach (bo wnioskował o powołanie biegłego na okoliczność konieczności „wykonania publikacji mających odwrócić negatywny obraz powoda wywołanych kwestionowaną publikacją”) — a tymczasem skoro tak sformułowane powództwo zostało już oddalone, to uwzględnienie żądania doszłoby do podważenia prawomocnego wyroku.
Po apelacji powoda wyrok ten został uchylony przez sąd II instancji, jednak wskutek zażalenia wniesionego przez pozwanego wydawcę Sąd Najwyższy uchylił to orzeczenie (postanowienie SN z 13 kwietnia 2018 r., I CZ 38/18), zatem na wokandę powróciła apelacja…
W drugim podejściu sąd drugiej instancji ocenił część argumentów Romana Giertycha jako trafne: art. 448 kc nie wyklucza możliwości dochodzenia zadośćuczynienia pieniężnego na swoją rzecz przez osobę, która została pokrzywdzona wskutek naruszenia jej dóbr osobistych — zatem nie jest prawdą, iż powód mógł tylko dochodzić zapłaty określonej kwoty na cel społeczny. Zadośćuczynienie ma na celu przede wszystkim kompensację krzywdy — jest ekwiwalentem pieniężnym szkody niemajątkowej — zaś jako dolegliwość dla zobowiązanego do zapłaty pełni także funkcję represyjną i prewencyjno-wychowawczą.
Przypisanie poglądów antysemickich, czy ksenofobicznych może dyskwalifikować taką osobę jako partnera w interesach, w szczególności w zawodach zaufania publicznego, do jakich niewątpliwie należy zawód adwokata.
Nie można także odmówić zasądzenia zadośćuczynienia ze względu na upływ czasu między zdarzeniem a dniem orzekania — roszczenia się przedawniają w określonym terminie, zaś do tego czasu pozwany nie może skutecznie zasłonić się kalendarzem. Bezzasadne jest także twierdzenie, iż opublikowanie przeprosin jest wystarczającą formą zrekompensowania krzywdy — uprawnienie wynikające z art. 448 kc jest niezależne od uprawnienia do żądania złożenia stosownego oświadczenia (art. 24 par. 1 kc).
W przekonaniu sądu prowadzi to do wniosku, iż roszczenia powinny być uwzględnione co do zasady — niewątpliwie doszło do umyślnego naruszenia dobrego imienia poprzez zmanipulowanie treścią wywiadu i przypisanie poglądów antysemickich i ksenofobicznych (okoliczności tej pozwany wydawca nie podważał), prawdą też jest, że spółka usunęła skutki naruszenie jeszcze przed wytoczeniem powództwa.
Okoliczności te nie mogą wpływać jednak na ocenę zasadności zadośćuczynienia — mogą mieć wpływ na ocenę jego wysokości. Trzeba mieć też na uwadze rozmiar naruszenia dóbr osobistych: tekst był niewielki, zamieszczono go na dalszych stronach tabloidu (plotkarski i sensacyjny charakter gazety też ma wpływ na ową ocenę — chodzi o to, że potencjalni klienci kancelarii adwokackiej Romana Giertycha raczej nie czerpią wiedzy z „Faktu”).
Z tych względów zasadne jest przyznanie powodowi kwoty 10 tys. złotych tytułem zadośćuczynienia — nie doprowadzi to do nieuzasadnionego wzbogacenia po jego stronie, ale też przyniesie mu stosowną satysfakcję, rekompensując negatywne skutki publikacji. (Całkiem na szczęście dla powoda sąd zniósł wzajemnie koszty postępowania, zatem mimo sytuacji „wygrał, ale przegrał” Roman Giertych nie musi dopłacić stronie pozwanej do kosztów).