Victor Sebestyen, „Lenin. Dyktator” — warto czytać, żeby nie dawać wiary kłamcom i demagogom

Lenin chciał dobrze, ale zły okazał się Stalin, który przejął władzę w Związku Sowieckim wbrew (ostatniej) woli Lenina. Pamiętam, że takie brednie kładli nam do głowy różni pseudo-rewizjoności i zdaje się, że takimi bredniami nadal żyje część neo-marksistów. Lektura książki „Lenin. Dyktator” autorstwa Victora Sebestyena przekonuje, że to tylko zwykłe kłamstwo (jedno z wielu, na których zostało zbudowane komunistyczne imperium) — ponieważ twórcę systemu zniewolenia i zniszczenia po prostu zastąpił podobny mu, tyle, że jeszcze bardziej oszalały, aparatczyk.


Sebestyen Lenin Dyktator recenzja
Victor Sebestyen, „Lenin. Dyktator”, wyd. Prószyński i S-ka, tłum. Sebastian Szymański, na papierze 624 strony

Z mniej lub bardziej znanych ciekawostek:

  • jak Goebbels może być uznawany za wynalazcę współczesnej propagandy politycznej, tak Władimir Iljicz Uljanow może być patronem tych wszystkich polityków, którzy zamiast merytorycznej dyskusji wolą przylepić szlamowaty epitet — już w ramach frakcyjnych walk w Socjaldemokratycznej Partia Robotnicza Rosji jego adwersarze musieli mierzyć się z takimi zarzutami jak „kawałek gówna”, etc.;
  • zanim Lenin został Leninem, był… wcale niebiednym szlachcicem, co chętnie podkreślał, zwłaszcza wówczas, gdy miał to być dla władz carskich argument za jego lepszym traktowaniem; niebiednym, bo jego matka wysyłała mu pieniądze właściwie do jej śmierci (Maria Aleksandrowna Uljanowa zmarła 8 lat przed Leninem);
  • no właśnie: dlaczego Lenin? tu autor puszcza nieco wodzy fantazji — Władimir Iljicz Uljanow używał w konspiracji wielu pseudonimów, zważywszy na jego miłość do rzeki Wołgi zapewne chętnie zostałby Wołginem, gdyby nie… gdyby nie to, że taką ksywkę przybrał już wcześniej wybitny marksista G. Plechanow — a tak pozostała mu tylko rzeka Lena („jak potoczyłaby się historia gdyby rewolucji rosyjskiej przewodził człowiek o nazwisku Włodzimierz Wołgin, który zainspirowałby maksizm-wołginizm”);
  • skąd wzięli się bolszewicy? „bolszewicy” to oczywiście pierwsze wielkie kłamstwo leninizmu — określenie to jest efektem kłótni na zjeździe socjaldemokratów, po której partia podzieliła się na dwie frakcje: większościową (zwaną oczywiście „mienszewikami”, bo меньшевик po rosyjsku oznacza „większość” „mniejszość”) oraz mniejszościowych „bolszewików” (большевики — czyli ci, których jest więcej). To kłamstwo wymyślił sam Lenin — a silniejsi mienszewicy przystali się na takie miano;
  • znana jest historia Hitlera finansowanego przez przemysłowców Republiki Weimarskiej — okazuje się, że rosyjskich rewolucjonistów także dotowały rosyjskie wyższe sfery (stąd chyba przypisywane Leninowi zdanie o „kapitalistach, którzy sprzedadzą nam sznur, na którym ich powiesimy” (Lenin chętnie wydawał też partyjne pieniądze na prywatne cele — na przykład na lekarzy dla Krupskiej);
  • żona żoną — jedną z największych tajemnic komunizmu był wielki romans i wielka miłość Lenina — jak przystało na progresywnych lewicowców, Nadieżda Krupska nie tylko tolerowała, ale naprawdę bardzo polubiła Inessę Armand (wielokrotnie wiarołomną mężatkę, matkę pięciorga dzieci); święci muszą prowadzić święte życie, zatem w propagowanej później w komunizmie biografii Lenina nie sposób było znaleźć śladu Inessy Armand;
  • oczywistą oczywistością jest, że komunizm genetycznie zbudowany jest na kłamstwie i zbrodni: o tym, że nie było czegoś takiego jak Wielka Rewolucja Październikowa, na tutejszych łamach już było; 8 listopada 1917 r. udało się zorganizować niewielki pucz, którego powodzenia i konsekwencji nie przewidywali i nie wyobrażali sobie sami puczyści; ba, autor podaje, że więcej osób wzięło udział w realizacji filmu S. Eisensteina „Październik”, niż w samym rzekomym szturmie na Pałac Zimowy;
  • drugim wielkim kłamstwem Lenina były jego związki z kajzerowskimi Niemcami — od przyjmowania wcale nie tak małych kwot, aż do powrotu do Rosji wiosną 1917 r. — czyli jeszcze w czasie wojny, którą Rosja toczyła z Niemcami (ale już po rewolucji, która obaliła Romanowów). Przewieziony do Piotrogrodu wraz ze swoją świtą w zamkniętym wagonie, przez Szwecję, w operacji zainscenizowanej przez Aleksandra Parvusa (który sam w sobie był nieźle szemraną postacią) — wiedział, że będzie traktowany jako zdrajca działający na rzecz wroga. Po przechwyceniu władzy odwdzięczył się Niemcom podpisując traktat Brzeski (i stąd właśnie ten Ober-Ost) — aby półtora roku później pomóc w wywróceniu tronu Hohenzollernów;
  • trzecim wielkim kłamstwem było hasło o „pokoju, ziemi i chlebie” — pod rządami Lenina i komunistów naród rosyjski nie zaznał pokoju, ziemię i inne mienie mu zabrano, a chleb… wymyślony przez Stalina Wielki Głód lat 30-tych był znacznie okropniejszym przypadkiem zastosowania sprawdzonej leninowskiej metody wyniszczenia krnąbrnych poddanych;
  • wracając do władzy i pieniędzy: dziś już zabawnie wygląda opis wprowadzania „dobrej zmiany” w Banku Narodowym — zaraz po przewrocie jego prezes nie zgodził się na finansowanie uzurpatorów, przepychanki trwały kilka dni, aż skończyły się regularnym skokiem na skarbiec (zabawny jest też opis łapania „ekspertów” na niektóre ważne stanowiska); ale jeśli musiał, Lenin był zwykłym oportunistą (a musiał bardzo często) — zrujnowana gospodarka (głównie chłopstwo) wymagała szybkiej kroplówki, odpowiedzią było poluzowanie ortodoksyjnej ideologii (NEP);
  • a propos dziel i rządź: kluczowym momentem dla przejęcia władzy przez bolszewików było brutalne rozwiązanie Zgromadzenia Konstytucyjnego — jedynego ciała, które było realnie w stanie zagrozić monopolowi Lenina i jego kliki (ciekawie opisuje to Richard Pipes w „Rewolucji rosyjskiej”) — natomiast ocena dlaczego było to możliwe, pasuje jak ulał do czasów współczesnych („Poza inteligencją Zgromadzenie miało niewielkie poparcie, nie odbyły się więc żadne wielkie demonstracje, żadne strajki, żadne bunty w armii. (…) „’Lenin trafnie ocenił sytuację’ — stwierdził jeden z towarzyszy z Sownarkomu”); takie książki powinny czytać matoły, które sekundują sekowaniu „jajogłowych”, etc.;
  • odrębny akapit wypada poświęcić śmierci Lenina, która nie wyglądała tak jak chce tego popularna legenda — tak, Lenin padł powalony udarem i rzeczywiście długie ostatnie miesiące przypominał żywe zombie; nie, Lenin nie zmarł na syfilis (chociaż po śmierci przeprowadzono badania na tę okoliczność).

Słowem: nie warto wierzyć żadnym kłamcom, ani takim którzy szczują i napuszczają ludzi na siebie — ani takim, którzy starają się wzbudzić przestrach i obawy przed nieznanym i niewiadomym — ani takim, którzy obiecują gruszki na wierzbie. Warto natomiast popierać ludzi, którzy popierają możliwość swobodnego podejmowania decyzji, gwarantują wolny wybór własnej ścieżki przez życie oraz nie wtryniają się w nieswoje sprawy.
Warto czytać książki o tym, co było, żeby już tak więcej nie było. Dlatego książkę „Lenin. Dyktator” Victora Sebestyena polecam wszystkim — zarówno zafascynowanym szansami jakie daje zbliżenie neo-lewicy do socjal-pseudoprawicy, jak i tęskniącym za mocnym człowiekiem, który weźmie to wszystko za pysk i zrobi wreszcie porządek.

subskrybuj
Powiadom o
guest

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

13 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
13
0
komentarze są tam :-)x