Na szczęście Góry Sowie to nie tylko pozostałości po melanżu Silver Run, to też całkiem niezłe góry, w które można wyskoczyć na fajną wycieczkę z psem. Tłumów nie ma tutaj nigdy (nie licząc Wielkiej Sowy), a listopad jest o tyle fajny, że zimno i pierwszy opad śniegu wyraźnie nie służy cyklistom.
Historia naszej wycieczki w Górach Sowich nie jest szczególnie niesamowita: za punkt startowy wybraliśmy znaną już z tutejszych łamów Przełęcz Woliborską, a pozostawiwszy nasze szare Daceratti Dusterrio na sporym leśnym parkingu przy szosie 384, uderzyliśmy w kierunku południowo-wschodnim, w kierunku Srebrnej Góry.
Po około dwóch godzinach marszu czerwonym szlakiem (przyznam, że nieco zaskoczyła mnie taka ilość śniegu) doszliśmy pod mury pruskiej twierdzy w Srebrnej Górze.
Zwiedzanie takich obiektów średnio nas interesuje (Kuatusię jeszcze mniej), więc po krótkim odpoczynku i wypiciu kubka herbaty ruszyliśmy ścieżką wokół fosy strzegącej dostępu do murów — aż dotarliśmy do szlaku powrotnego.
Tu wychodzi największy minus Gór Sowich: otóż są one na tyle niewielkie, że przez ich grzbiet właściwie poprowadzony jest tylko jeden szlak (czerwony, sporadycznie poprzetykany szlakiem niebieskim, który odcinku wije się opodal) — siłą rzeczy powrót wypadł mniej-więcej tą samą trasą (z pewnymi wariantami po szlakach rowerowych).
Minusem alternatywnych ścieżek jest fakt, że Góry Sowie są mocno eksploatowane przez drwali: drogi są rozjeżdżone przez ciężki transport, miejscami błoto robi się dość nieprzyjemne (jeszcze gorzej, że potrafią pozostawić ścięte drzewa wprost na szlaku — obraz nędzy i rozpaczy).
Kto wie, może właśnie widząc, że nie szanują lasu ci, którzy z niego jakoś żyją — nie szanują go także ci, którym przychodzi czasem troszkę po nim pobiegać?
Tak czy inaczej Góry Sowie bardzo gorąco polecamy, bo to niezła opcja na krótkie listopadowe dzionki.
Dla chętnych do ruszenia w ślady link do serwisu Mapy.cz: Przełęcz Woliborska — czerwonym szlakiem do Srebrnej Góry — wokół murów twierdzy w Srebrnej Górze — (powrót meandrując).