Jeśli prawdą jest, że to życie scenariusze pisze… to prawdą jest też, że przecież zawsze ktoś musi te wszystkie sytuacje zebrać, spisać, przełożyć na słowa, utrwalić. Stąd dziś na tutejszych łamach krótka i niewprawna recenzja książki „Depesze”, której autor, Michael Herr nie tylko był korespondentem prasowym w czasie wojny w Wietnamie, ale też dzięki jego spostrzeżeniom mamy możliwość obejrzenia jednego genialnego i jednego bardzo dobrego filmu.
Zaczynając od początku: „Depesze” (’Dispatches’) to utwór z pogranicza gatunków — ni to powieść, ni to reportaż, plus kilka akapitów nieco bardziej historycznych (acz nie teoretycznie-historycznych), nie odwołująca się wprost do korespondencji, które Herr pisał dla „Esquire” (wiąże się to z pewnego rodzaju anegdotą: kiedy żołnierze dowiadują się, że mają do czynienia z dziennikarzem tego magazynu, pytają „czy będziesz pisał o naszych ciuchach?”).
Autor poświęca sporo uwagi zwykłym żołnierzom i ich dowódcom; zmaganiom w walce (choć brak tu opisów taktyki i scen batalistycznych — jednak w pewnym momencie przyznaje, że znalazł się „po niewłaściwej stronie opowieści i okazało się, że leżę za workami z piaskiem, ściskam w dłoniach karabin i osłaniam czteroosobowy zespół szybkiego reagowania”); muzyce, jakiej słuchali ci młodzi ludzie (Hendrix, „Satisfaction”); swoim przemyśleniom (silnie anty-wojennym) — a także pracy i życiu kolegów z branży (bardzo ciekawy rozdział „Koledzy”), w tym życiu codziennemu, na które składały się po części balangi.
Coś jak reportaże Ryszarda Kapuścińskiego, ale inna narracja.
Ciekawą stroną twórczości Michalea Herra jest jego wkład w powstanie scenariuszy takich filmów jak „Czas apokalipsy” i „Full Metal Jacket”. Czytając „Depesze” co i rusz napotykamy sceny, które znamy z ekranu: strzał z granatnika M-79, wyrwanie „turyście” aparatu fotograficznego na ulicy Sajgonu, szarże kawalerii powietrznej; warto też zwrócić uwagę na silne odniesienia do dziennikarzy w obu filmach (postać zwariowanego fotografa na dworze pułkownika Kurtza ma być oparta na postaci fotoreportera Seana Flynna; Joker jest przecież korespondentem pracującym dla „Stars and Stripes”). Ba, w „Czasie” odpowiada też za przejmującą narrację kapitana Willarda.
(Czytając „Depesze” miałem pewność, że Herr z całą pewnością maczał też palce w jednej z najbardziej psychodelicznych i odjechanych scen w całym „Full Metal Jacket”):
Książkę zdecydowanie warto przeczytać, chociaż nie nazwę jej ani skarbnicą wiedzy o wojnie wietnamskiej, ani chyba nawet podręcznikiem dla korespondenta wojennego — ale już choćby portrety kolegów po fachu Herra są warte szczególnej uwagi.