Całe to jeżdżenie w góry nie miałoby sensu, gdyby nie wiązało się z okazją do nabycia kilku butelek przetaniego lecz przepysznego wina — jak na przykład Cellarium Bisencii Frankovka (nierocznikowe, bo to hipermarketowa tanizna).
Przechodząc do tradycyjnej dygresji: jak myślicie, ile mogły trwać procesy sądowe po katastrofie zapory wodnej na Białej Desnie? Bo przecież mimo tego, że tragedia wydarzyła się podczas I Wojny Światowej (w 1916 r.), organy ścigania prowadziły śledztwo w sprawie odpowiedzialności W. Riedela, przewodniczącego spółdzielni wodnej oraz A. Klammta i E.Gebauera, którzy odebrali budowę. Odpowiedź znajdziecie m.in. w tekście „Deseński potop”: sprawa, która rozpoczęła się jeszcze w monarchii C.K., finalnie osądzona została dopiero za Republiki Czechosłowackiej — po uniewinnieniu w pierwszej instancji (1923 r.), po apelacji oskarżeni zostali uznani winnymi (w 1925 r.), ale po kasacji oskarżeni zostali jednak finalnie uznani niewinnymi (w 1932 r., czego nie doczekał Riedel).
Łącznie 16 lat (warto jednak zwrócić uwagę, że kasacja była możliwa dzięki temu, że w 1928 r. okazało się, że błąd najprawdopodobniej popełnił geolog); natomiast odpowiadając na tytułowe pytanie (czy słusznie narzekamy na długość procesów sądowych w III RP?) — skoro sto lat temu też nie liczyli się z czasem — moja odpowiedź brzmi: słusznie, bo jeśli wiele spraw zabiera więcej czasu niż pobicie Hitlera, to coś tu nie gra.
Wracając do samego wina: Cellarium Bisencii Frankovka to hiper-tania (tę butelczynę kupiłem za ok. 70 koron) hiper-marketowa oferta Zámeckégo Vinařství Bzenec (producent ten nawet nie chwali się tą serią na swojej stronie internetowej).
Niezależnie jednak od niskiej ceny tradycyjnie — jak przystało na frankovkę — otrzymujemy bardzo przyzwoity wyrób. To po prostu świetne czerwone morawskie wino wytrawne, idealne na après montagnes oraz kilka kwadransów rozważań o niedoskonałości systemu prawnego, który pozwala na tak długie wałkowanie spraw, które wymagają szybkiego załatwienia.