Ciągnąc jeszcze przez chwilkę tematykę prawa autorskiego: czy żywcem przepisane i nieoznaczone jako cytat fragmenty cudzego dzieła do pracy seminarzysty można traktować jako plagiat — czy tylko jako uchybienie przepisów o dozwolonym użytku? Czy promotor takiej pracy może być traktowany jako jej współautor? I jak w ogóle wygląda odpowiedzialność promotora za plagiat w pracy dyplomowej — która została opublikowana drugiem drukiem i w internecie, w dodatku podpisana nazwiskiem promotora? (wyrok Sądu Apelacyjnego w Szczecinie z 21 września 2018 r., sygn. akt I ACa 218/18).
Sprawa dotyczyła odpowiedzialności promotora za użycie przez seminarzystkę (słuchaczkę studiów podyplomowych) w pracy dyplomowej niepodpisanych cytatów z pracy naukowej innego autora — pracy, która następnie została opublikowana w formie artykułu prasowego.
Kierownictwo promotora przy pisaniu pracy dyplomowej ograniczyło się do wypracowania jej koncepcji i struktury, a następnie do sformatowania tekstu zgodnie z wymaganiami redakcji, która artykuł miała wydrukować, naniesienia poprawek i dopisania zakończenia tekstu; a także do wskazania seminarzystce jako zalecanej literatury publikacji autorstwa innego naukowca. Zdając pracę kobieta oświadczyła, iż materiał napisała samodzielnie z zachowaniem wszelkich standardów (także w zakresie cytowania cudzej twórczości) — jednak jak się po czasie okazało, miała ona „swobodny stosunek” do tej kwestii, traktowała bowiem to oświadczenie wyłącznie jako wymóg formalny — przeto nie oznaczyła obszernych fragmentów (6,54% objętości) przepisanych z polecanej publikacji (a promotor, chociaż publikację polecał, zapożyczenia nie wychwycił).
W 2006 r. tekst ukazał się w ramach książki sfinansowanej przez dziekana uczelni (z nakładu równego 500 egzemplarzy 20-30 poszło do różnych bibliotek, reszta zaległa w magazynie); później opublikowano go w internecie — jako autora wskazano promotora oraz jego dyplomantkę.
W tym momencie na materiał trafił autor obszernie cytowanej publikacji; sprawą zainteresował władze uczelni, w odpowiedzi otrzymał od promotora (ukaranego upomnieniem z wpisem do akt) pismo, w którym ten pisał, iż informacja o plagiacie jest dlań zaskoczeniem, zaś opublikowaniem artykułu, który „ewidentnie narusza prawa autorskie” czuje się zażenowany.
Dalej poszło już na ostro: autor splagiatowanej publikacji zażądał od promotora przeprosin, odszkodowania i zadośćuczynienia — jednak promotor stwierdził, że nie jest odpowiedzialny za zdarzenie, zaś wyrazy ubolewania nie oznaczają, iż przyznał się do naruszenia praw autorskich.
Do sądu trafił pozew, w którym finalnie powód zażądał opublikowania przeprosin w regionalnym dzienniku oraz branżowym czasopiśmie, 1,5 tys. złotych odszkodowania za naruszenie autorskich praw majątkowych, 3,5 tys. złotych zadośćuczynienia za naruszenie autorskich praw osobistych oraz wydania uzyskanych korzyści.
Sąd I instancji uznał powództwo za uzasadnione co do zasady: wykorzystanie obszernych fragmentów cudzego utworu bez odpowiedniego oznaczenia jako cytat (z pogwałceniem art. 29 pr.aut. i art. 34 pr.aut.) narusza zarówno autorskie prawa osobiste (art. 16 pr.aut., co rodzi odpowiedzialność na podst. art. 78 pr.aut.) jak i prawa majątkowe autora (art. 17 pr.aut. — z odpowiedzialnością określoną w art. 79 pr.aut.).
Skoro więc pod nazwiskiem pozwanego promotora i jego dyplomantki opublikowano artykuł (o długości 4208 wyrazów), w którego treści wykorzystano 275 wyrazów z publikacji powoda — partia ta nie została oznaczona jako cytat, zatem nie podano także źródła (chociaż oryginalną publikację wykazano ją w bibliografii pracy) — to zarzut naruszenia praw autorskich jest słuszny. Promotor nie może przy tym zasłaniać się brakiem wiedzy o tym co zrobiła dyplomantka — przeczy temu domniemanie, iż twórcą jest osoba wskazana na egzemplarzach utworów (art. 8 ust. 2 pr.aut.), co należy odbierać jako wolę ujawnienia się jako autor. Promotor w żaden sposób nie zaznaczył tekstu, który wyszedł spod jego pióra — zdaniem sądu celowo umieścił swoje nazwisko przed rzekomą współautorką, a to dla skorzystania z domniemania równego wkładu twórczego współautorów (art. 9 ust. 1 pr.aut.).
Promotor pracy dyplomowej co do zasady nie może być jej współautorem (jego współpraca nie ma odrębnego twórczego charakteru) — jednak w orzecznictwie przyjmuje się także, iż weryfikacja pracy naukowej polegająca na usunięciu z niej wątpliwych naukowo fragmentów uprawnia do współautorstwa (wyrok SN z 25 maja 2011 r., II CSK 527/10).
Nie oznacza to jednak, że poszkodowany może zawsze żądać zadośćuczynienia — niski stopień zawinienia i brak wiedzy, że doszło do plagiatu, wcześniejsze wyrazy ubolewania oraz relatywnie niski „wkład” nieoznaczonego cytatu w finalnym tekście wykluczają tego rodzaju odpowiedzialność promotora za plagiat w pracy dyplomowej opublikowanej w formie artykułu.
Powodowi nie przysługuje też roszczenie o wydanie korzyści — albowiem nie wykazał, iżby pozwany odniósł jakiekolwiek korzyści związane z publikacją (nie było honorarium ani za artykuł, ani za książkę — a jeśli nawet dostałby punkty liczone do oceny pracy, to trudno przeliczyć je na pieniądze).
Co do odszkodowania przyjął, iż należna kwota powinna wynosić 700 złotych, jednak z racji sprawstwa dwóch osób, podzielił je na pół — aby następnie przyznać w podwójnej wysokości (co ciekawe biegły wyliczył wynagrodzenie za ów fragment na 22,89 złotych, jednak sąd ocenił taką kwotę jako rażąco niesłuszną, a także pomijającą fakt, że nie chodzi tylko o nieoznaczony cytat, ale też o inspirację; wynagrodzenie biegłego za opinie wyniosło 9 tys. złotych).
Uwzględniono także żądanie opublikowania stosownego oświadczenia, jednak sposób jego publikacji powinien uwzględniać m.in. charakter naruszenia praw autora, a także proporcjonalność wybranego sposobu ochrony tych praw. O aferze wie już uczelnia, pozwany został już ukarany, zatem nakazanie druku przeprosin w lokalnej gazecie byłoby zbyt daleko idącą dolegliwością (nakazano jednak druk oświadczenia w czasopiśmie).
Wdając się w taki spór nie można zapominać o kosztach: sąd ocenił, iż wynagrodzenie dla biegłego należy podzielić na pół (co obciąża każdą ze stron kwotą 4,5 tys. złotych); koszty zastępstwa dla powoda za wygraną sprawę niemajątkową wyniosły 1,8 tys. złotych za pierwszą oraz 780 złotych za drugą instancję — ale skoro spór o roszczenia niemajątkowe wygrał tylko w 5%, musi zwrócić pozwanemu 900 złotych (tylko za I instancję, bo apelację wnosił tylko pozwany).