A teraz coś z całkiem innej beczki: czy można ponosić odpowiedzialność za nazwanie kogoś przestępcą — wbrew dowodom w postaci prawomocnych umorzeń postępowań — jeśli mowa jest o wysoko postawionym policjancie, który za policyjne pieniądze kupił sobie telewizor i ekspres do kawy do służbowego mieszkania (wyrok Sądu Apelacyjnego w Białymstoku z 26 października 2018 r., sygn. akt I ACa 429/18).

Sprawa dotyczyła mocno zaognionego sporu zastępcy komendanta wojewódzkiego policji i ex-cywilnego pracownika pionu logistyki o sposób wydawania „dodatkowej puli” 30 tys. złotych pozyskanych przez KWP. Poszło o to, że vice-komendant zdecydował o kupnie 7 telewizorów, kina domowego i ekspresów do kawy, które trafiły po części do kwater służbowych (także zajmowanej przez jego samego) oraz gabinetów komendantów. Takie zakupy skrytykował — na prowadzonym przez siebie blogu (zarejestrowanym jako czasopismo) — policyjny logistyk (że logistyką policyjną zawiadują figuranci kierowani do pracy przez lokalne lobby samorządowo-partyjne).
Dalej poszło już z górki: logistyk został zwolniony z pracy ze względu na naruszenie obowiązków pracownika służby cywilnej (sąd pracy oddalił odwołanie); wewnętrzna kontrola stwierdziła, że zakup sprzętu RTV i AGD nie stanowił naruszenia przepisów prawa (chociaż same zakupy nie były priorytetowe); policjant wniósł prywatny akt oskarżenia z art. 212 par. 2 kk (zarzut dotyczył m.in. sformułowania, iż „jest złym policjantem, złym logistykiem, złym człowiekiem, a nadto jest po czubek nosa zanurzony w kale, a otoczeniu próbuje wmówić że to perfumeria” — bloger został uniewinniony); w tzw. międzyczasie ex-pracownik policji złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstw korupcyjnych przy zatrudnianiu w komendzie, defraudacji środków budżetowych oraz zastraszania i zwalniania z pracy podwładnych (postępowanie zostało prawomocnie umorzone); a następnie kolejne zawiadomienie dotyczące okoliczności zwolnienia go z pracy (prokurator odmówił wszczęcia postępowania).
Do sądu trafił pozew, w którym policjant zażądał m.in. (i) usunięcia wszystkich naruszających jego dobra osobiste wpisów opublikowanych na blogu; (ii) usunięcia „zaprezentowanego w obraźliwym kontekście utworu muzycznego na jego temat” (chodziło o zanonimizowany teledysk z YT, pozwany sam nic nie śpiewał i nie filmował); (iii) usunięcia zdjęcia pozwanego „wykonującego wulgarny gest środkowym palcem”, opatrzonego stosownym (acz zanonimizowanym) dopiskiem; (iv) usunięcia ilustrującego jeden z wpisów „zdjęcia powoda w tle ze zwierzęciem — psem, który się załatwia”, (v) opublikowania przeprosin (m.in. w internecie, ale i w biuletynie informacyjnym KWP), a także (vi) zadośćuczynienia (20 tys. złotych dla powoda, 10 tys. złotych na zbożny cel).
(Pozostawione w uzasadnieniu okruszki pozwalają ustalić, że chodzi o sprawy, o których napisano tutaj.)
Sąd zauważył, iż powód jest osobą publicznie znaną (do niedawna był zastępcą KWP), do skutecznego wykonywania obowiązków musi mieć opinię osoby kompetentnej i praworządnej. Stąd też wpis (w którym pojawiają się sformułowania „wielokrotni przestępcy”, „przestępcze czyny, tych wysokich urzędników państwowych, „będzie oskarżał wysokiej wangi urzędnika i policjanta, by uzyskać sądowe potwierdzenie, ze jest to przestępca w mundurze”, „„urzędnicy przestępcy znajdą swoje miejsce za kratkami?”) może godzić w wiarygodność i dobre imię powoda, zaś wpis zilustrowany wulgarną piosenką zmierzał do jego ośmieszenia.
Sam fakt naruszenia dóbr osobistych nie wystarcza do przypisania odpowiedzialności, wszakże odpowiedzialność wiąże się z bezprawnym naruszeniem dóbr (art. 24 par. 1 kc). W orzecznictwie przyjmuje się, iż wolność słowa i prawo do ochrony czci są sobie równoważne — jednakowa jest ich ranga i poziom udzielanej ochrony — co oznacza, że jedno nie korzysta z pierwszeństwa przed drugim. Żadne z tych praw nie ma także charakteru absolutnego, zaś tylko od konkretnego przypadku zależy czy swoboda wypowiedzi weźmie górę np. ze względu na prawo do informacji, czy jednak przeważy prawo jednostki do ochrony jej czci.
W sprawie będącej przedmiotem sporu nie budzi wątpliwości, iż opublikowanie na blogu (w mediach) informacji, iż określona osoba jest podejrzana o popełnienie przestępstwa obiektywnie — według przeciętnego odbiorcy, w opinii osób rozsądnie i uczciwie myślących — narusza jej dobra osobiste. Mediom nie wolno przekraczać granic wolności słowa, nawet jeśli poruszana tematyka budzi szczególne zainteresowanie publiczne — zawsze bowiem dziennikarze mają obowiązek działać w dobrej wierze i w oparciu o rzetelnie zebrane i zinterpretowane fakty.
W przypadku naruszenia godności — poprzez przypisanie mu w publikacjach popełnienia przestępstwa — okolicznością wyłączającą bezprawność naruszenia dóbr osobistych jest przeprowadzenie dowodu prawdy (wyrok SN z 2 kwietnia 2004 r., III CK 463/02). Dowodem takim jest wyrok sądu karnego — jeśli jednak wydawca zdecyduje się na ujawnienie osoby sprawcy przestępstwa przed prawomocnym skazaniem, musi liczyć się z konsekwencjami niemożności przeprowadzenia dowodu prawdy.
Pozwany nie dochował także należytej staranności i rzetelności dziennikarskiej (art. 12 ust. 1 pr.pras.), na co wskazuje fakt, iż teksty zostały opublikowane po rozstrzygnięciu dokonanym przez stosowny organ (po umorzeniu postępowania lub odmowie wszczęcia). Prowadzi to do konkluzji, iż naruszenie dóbr osobistych miało charakter bezprawny, ponieważ żaden dowód nie potwierdził, iżby powód był przestępcą — działania pozwanego polegały na publikacji nieprawdziwych wpisów, ośmieszaniu, poniżaniu, przy kompletnym braku merytorycznej dyskusji z podejmowanymi działaniami.
Fakt, że pozwany blogger został uniewinniony w sprawie karnej nie oznacza, że jego postępowanie jest prawidłowe i zgodne z prawem (zwłaszcza, że postępowanie karne dotyczyło innych wpisów, niż sprawa cywilna). Skutecznych argumentów pozwalających odeprzeć zarzut naruszenia dóbr osobistych nie przyniosły także postępowania wszczęte po zawiadomieniach powoda — ani kontrola wewnętrzna, ani zawiadomienia do składane do prokuratury nie skończyły się stwierdzeniem, iż powód naruszył prawo, co jednak nie przeszkodziło pozwanemu w zamieszczeniu wpisów, w których nazwał policjanta przestępcą.
Zastępca komendanta policji jako osoba publiczna musi liczyć się z wystawieniem na większą kontrolę i reakcję opinii publicznej, a także wykazać większą tolerancję nawet w odniesieniu do niekiedy brutalnych ataków — jednak działania pozwanego nie mieszczą się w zakresie dozwolonej krytyki, albowiem nazwanie „przestępcą” zastępcy komendanta wojewódzkiego policji wbrew wszelkim dowodom jest działaniem bezprawnym.
Uwzględniając powództwo sąd nakazał usunięcie jednego wpisu w całości, usunięcia pewnej partii tekstu w innym wpisie, zamieszczenia na blogu — do czasu usunięcia powyższych treści — przeprosin („za zamieszczenie na stronie blogu internetowego treści obraźliwych i zniesławiających w postaci naruszających jego dobra osobiste stwierdzeń oraz zaprezentowanego w obraźliwym kontekście utworu muzycznego na jego temat”) oraz zasądził 2 tys. złotych zadośćuczynienia.
Q.E.D.