Czy prawo do internetu może być traktowane jako dobro osobiste? Zatem operator, który nie zapewnia zasięgu internetu mobilnego w określonym miejscu (wskazanym przez abonenta) musi liczyć się z różnorakimi konsekwencjami prawnymi — w tym obowiązkiem zapłaty wielotysięcznego zadośćuczynienia za pozbawienie obywatela możliwości korzystania ze zdobyczy cywilizacyjnych?
wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 23 sierpnia 2018 r. (sygn. akt VI ACa 444/17)
Nie istnieje dobro osobiste w postaci prawa do internetu.
Orzeczenie dotyczyło odpowiedzialności operatora telekomunikacyjnego za brak zasięgu internetu mobilnego.
Problem zaczął się od tego, że po kilkunastu miesiącach korzystania z usług abonent — którego zdaniem internet nie działał w jego miejscowości ze względu na brak zasięgu — przestał płacić rachunki, zatem operator wypowiedział mu umowę i zaczął windykować należność (w sumie 291 złotych).
Zdaniem klienta (który w międzyczasie przebywał w areszcie, aby następnie w ramach środka zabezpieczającego trafić do „ośrodka”) doszło do naruszenia (niesprecyzowanych) dóbr osobistych, zatem do sądu trafił pozew, w którym powód zażądał sądowego rozwiązania zawartej umowy, ustalenia, iż nie istnieje dochodzona należność, 50 tys. złotych zadośćuczynienia, podania wyroku do publicznej wiadomości — oraz przeprosin (w prasie oraz w głównym wydaniu telewizyjnego programu informacyjnego („emitowanego w godzinach od 18.50-19.20”):
[Operator przeprasza abonenta] za niedopełnienie obowiązków wynikających z zawartej umowy o świadczenie usług telekomunikacyjnych z dnia 23 listopada 2013 roku i pozbawienie go możliwości korzystania z Internetu w tym przede wszystkim portali społecznościach i utrzymywania za ich pośrednictwem kontaktów z rodziną oraz przyjaciółmi jak również z portalu (…) oraz portali związanych z bankowością internetową, co doprowadziło do naruszenia jego dóbr osobistych.
Sąd prawomocnie oddalił całość roszczeń: raz, że żaden ze świadków nie potwierdził, iżby w spornym okresie powód skarżył się na niedziałający dostęp do internetu (konkubina zeznała, że nie korzystał z sieci dlatego, że zepsuł mu się komputer), dwa, że nawet z jego własnych zeznań wynika, że operator odciął mu dostęp ze względu na nieopłacone rachunki, trzy, że nie umiał przedstawić nawet żadnej reklamacji dotyczącej nieprawidłowego wykonania usługi telekomunikacyjnej.
Co więcej powód w żaden sposób nie wykazał, iżby doszło do naruszenia jego dóbr osobistych — sąd ocenił, iż chociaż radca prawny, reprezentujący abonenta z urzędu, nie określił tych dóbr, spór dotyczył godności, prawa do utrzymywania więzi rodzinnych i prawa do korzystania z dorobku cywilizacji („wykluczenia cyfrowego”) — bo już same dowody świadczą przeciwko jego twierdzeniom.
Sąd przypomniał, że dobra osobiste są „niematerialnymi wartościami świata uczuć, związanymi z osobowością ludzką i istotą człowieczeństwa”, zatem rozpatrywanie możliwości korzystania z pewnych usług — które mają charakter materialny — koliduje z istotą dóbr osobistych. Pozwala do stwierdzić, iż prawo do internetu nie jest dobrem osobistym w rozumieniu art. 23 kc (por. wyrok SA w Warszawie z 3 września 2013 r., sygn. akt I ACa 176/13 oraz wyrok SA w Szczecinie z 2 grudnia 2015 r., sygn. akt I ACa 436/15) — nawet gdyby jednak traktować żądanie w kategoriach prawa do korzystania z dorobku cywilizacji, to jednak tak rozumiane prawo do internetu do dóbr osobistych się nie zalicza (por. wyrok SN z 15 października 2010 r., V CSK 90/10).
Zaś nawet gdyby prawo do internetu traktować nie w kategoriach majątkowych, lecz jako dobro osobiste, to taka kwalifikacja musiałaby być ograniczona do wyjątkowych i rażących przypadków, cechujących się uporczywością i długością działania operatora.
Odpowiedzialność operatora można by było rozważać na gruncie kontraktowym (za niewłaściwe wykonanie usługi) — ale w sprawie jest to o tyle niemożliwe, że powód nie sformułował takiego żądania.
Odmówiono także uwzględnienia pozostałych roszczeń. Owszem, skoro operator nie wytoczył jeszcze powództwa o zapłatę, powód może domagać się ustalenia nieistnienia tych należności w trybie art. 189 kpc — jednak z przedstawionego przez operatora regulaminu wynika, iż skutecznie zastrzeżono, że jakość świadczonych usług zależy od możliwości technicznych, a także natężenia ruchu, zasięgu sieci, topografii terenu i propagacji fal radiowych, to nie można żądać od operatora dostępu do sieci mobilnej w każdym miejscu („brak zasięgu w miejscu zamieszkania nie jest podstawą do rozwiązania umowy z operatorem bez negatywnych konsekwencji dla abonenta”). Twierdzenia powoda, że sprzedawca zapewnił go o funkcjonującym zasięgu są natomiast o tyle gołosłowne, że nie zostały poparte żadnym dowodem.
Skoro więc operator przez cały sporny czas świadczył usługi na rzecz abonenta, nie może on żądać rozwiązania umowy przez sąd lub „uchylenia” wystawionych faktur.
Przyjemność anonimowego załapania się na wzmiankę na tutejszych łamach kosztowała powoda 4,6 tys. złotych tytułem zwrotu kosztów za samo postępowanie apelacyjne, podatnik wypłaci radcy prawnemu 2,9 tys. złotych za nieopłaconą pomoc prawną z urzędu (też za II instancję).
Ciekawe czy gdyby lepiej się postarał — przede wszystkim umiał nazwać te dobra osobiste — udałoby się przerzucić choćby ten ostatni koszt na barki operatora?