„Nie przyszła góra do Mahometa, przyszedł Mahomet do góry… Cztery miesiące przerwy od gór (nie licząc kilku (…)” — a nie, przepraszam, ten tekst pójdzie dopiero jutro, a przecież prawo cytatu dotyczy wyłącznie utworów rozpowszechnionych (takie ćwiczenie intelektualne dla szukających dziury w całym: czy twórca może naruszyć przysługujące jemu samemu prawa autorskie? a może dałoby się mi zarzucić podżeganie do podłożenia się, lub chociaż wprowadzanie w błąd P.T. Czytelników — bo jakże to, jest tekst, ale ja mówię, że on jest jeszcze nieopublikowany…)…
Takie tam dywagacje mogłyby mi przyjść na myśl, gdyby nie to, że na myśl przyszło mi kolejne wino z Moraw, które nabyłem w krajowym handlu — czyli Vinařství Ludwig Svatomartinské Svatovavřinecké rosé 2018.
Tradycyjna dygresja tygodnia: może mało spektakularne zatrzymanie Juliana Assange (siedem lat w dyplomatycznym kacecie — nie potrafię sobie wyobrazić takiego życia) może mieć szersze konsekwencje, niźli się na dziś wydaje. Już oficjalnie przyznano, że Brytyjczycy uczynili to na żądanie władz U.S.A., jednak nadal nie wiadomo czy Assange zostanie Amerykanom wydany — ba, jest całkiem prawdopodobne, że amerykański aparat ścigania wcale nie jest aż taki chętny, by dostać go w swoje ręce. Sęk w tym, że od dawna znane są wątpliwości czy aby jego działania — które wszakże polegały na publikacji, co czyni Assange wydawcą prasowym — nie podlegają ochronie na podstawie Pierwszej Poprawki („… no law … abridging the freedom of speech, or of the press …”), co wyklucza oskarżenie; dwa, że wcale nie jest wykluczone, że Assange trzyma w mankiecie jokera w postaci szczegółów negocjacji ze sztabem Trumpa dot. wycieku listeli Hilary Clinton…
Pożyjemy, zobaczymy; na razie natomiast dożyliśmy sytuacji, kiedy oto można wejść do polskiego sklepu i zakupić morawskie wino — po czerwonym udało mi się tak z różowym, czyli Vinařství Ludwig Svatomartinské Svatovavřinecké rosé 2018 (a to też nie koniec).
W smaku… nie będę owijał w bawełnę, nie jestem miłośnikiem win różowych, nawet jeśli wytrawne — ten St. Laurent też jest nieco zbyt landrynkowy w posmaku, gdzieś ta wytrawność uciekła, cukier poszedł w górę. Cóż, tak to bywa jeśli nie ma okazji przyjść Mahomet do góry, musi brać się za to, co pod ręką.
Butelkę tego wina kupiłem w zwykłym sklepie Tesco za 17,99 złotych. Pewnie udałoby mi się lepiej wydać 100 koron, ale win zza naszej południowej granicy jest na naszym rynku tak mało, że nie ma co marudzić — trzeba się cieszyć, że góra wreszcie przyszła do Mahometa.