Na tej samej fali, na której mało brakowało, by na tutejszych łamach pojawiła się recenzja filmu „Midsommar. W biały dzień”, dziś ukazuje się recenzja książki „Made In Sweden. 60 słów, które stworzyły naród” autorstwa Elisabeth Åsbrink. Fali tej na imię: niezrealizowane plany wakacyjne.
Zaczynając od początku: nie jest to pierwsza książka napisana przez Elisabeth Åsbrink, którą miałem sposobność przeczytać, a „W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa” mogę zdecydowanie polecić (odniesienia do życiorysu Ingvara Kamprada znajdziecie też w „Made in Sweden”) — więc gdybyście szukali nowatorskiego słownika-przewodnika po historii i współczesności Szwecji (kojarzącego się troszkę z felietonowym stylem Mariusza Szczygła, Filipa Springera czy Wojciecha Kalickiego), to też polecam.
A mianowicie z książki można się dowiedzieć m.in. o tym:
- jaka jest historia Szwedów i skąd być może ich przywiało (słodkich mitów mają chyba nie mniej niż nasze pra-bajki o Sarmatach) — ba, mają nawet swoją Unię (Kalmarską), która jednak nie jest tak atrakcyjna historycznie jak nasza Lubelska;
- ta historia oczywiście długie wieki odbijała się na przyszłości (dziś już przeszłości) Szwecji. Myślicie, że tylko Polska jest krajem, który buja się od wschodu ku zachodowi? Dla uświadomienia: Szwecja „miała” Finlandię, a jak ją utraciła, to w ramach rekompensaty „dostała” Norwegię — jak ją utraciła, to już nic nie dostała;
- myślicie, że tylko Polacy kiepsko żyją z sąsiadami? o tym, że Szwed kpi z Fina wie każdy czytelnik skandynawskiego kryminału (między kartami można doczytać, że kpi także z Norwega), z książki dowiadujemy się, że anse z Duńczykami przeszły do języka potocznego;
- Szwecja jako kraj demokracji i wolności? to bardzo ciekawe, bo w Szwecji niewolnictwo było „od zawsze” zakazane — ale nie w (nielicznych) koloniach; formalnie zakazano go dopiero w 1845 r. (autorka dodaje, iż Szwecja była wówczas w europejskim ogonie). Szwedzi mają za sobą także niezły kawałek historii antysemityzmu, który rozgorzał oczywiście w tych słodkich czasach, kiedy Rzplita była domem wolności religijnej — zabawne, bo ponoć żydów ani Żydów wówczas w Skandynawii właściwie nie było. Cały rozdział poświęcono hasłu „Szwecja dla Szwedów”, które pojawiło się w końcu XIX wieku, wielokrotnie zmieniało treść i znaczenie — ale pod ręką mieli je nawet internacjonalistyczny socjaldemokraci;
- (ba, Åsbrink podaje, że pojęcie geopolityki i lebensraum wymyślił Szwed Rudolf Kjellén, to jego dzieł naczytał się Karl Haushofer, który później zaszczepił te myśli Hessowi i Hitlerowi…)
- teraz to co najlepsze: socjaldemokratyczna postępowość, której pierwsze hasła pojawiły się w l. 20-30-tych XX wieku, to także instytuty biologii rasy i uznania tych badań jako dyscypliny naukowej („nasze szczęście, że mamy rasę dość jeszcze niezniszczoną” — to o rasie ludzkiej, w ustach socjaldemokratycznych polityków); ustawę o przymusowej sterylizacji „upośledzonych” i „niedorozwiniętych” Szwedzi przyjęli już w 1935 r. — w ciągu kolejnych 40 lat poddano jej prawie 63 tys. osób (podobnym powodzeniem takie postulaty cieszyły się w całej Skandynawii);
- dlaczego Szwecja przodowała w takich wynalazkach? Autorka przyczyn szuka przyczyn w upaństwowieniu medycyny (lekarze są raczej urzędnikami, w przeciwieństwie np. do Anglii i Francji, więc łatwo im narzucić różne pomysły), a także w braku uprawnienia do zakwestionowania prawa przez władzę sądowniczą (konstytucja Szwecji nie gwarantuje sądom niezawisłości, brak też możliwości kontroli legislacji — nb. podobne uwagi znaleźć można także w… trylogii „Millennium” Stiega Larssona);
- ciekawe są też rozważania o wpływie — nordyckich i rasowych, a jakże — wystaw poświęconych funkcjonalizmowi w architekturze i wyposażaniu mieszkań na popularny styl skandynawski (i co o tym myślał wówczas przeciętny Svensson); o wprowadzonym w 1947 r. osobistym numerze identyfikacyjnym, który był ukoronowaniem odwiecznych aspiracji władzy, która chciała wszystko mieć pod scentralizowaną kontrolą (dla przypomnienia: Kościół Szwecji utracił rangę kościoła państwowego dopiero w 2000 r.)
- ponieważ to sobota, czas przejść do nieco weselszych informacji: myślicie, że tylko Polacy lubią sobie wypić (a Szwedzi tylko na promie)? autorka podaje przykład pijackiej piosenki „Helan Går”, która znaczy znacznie więcej niż nasze „Sto lat” — jest nie tylko nieformalnym hymnem Królestwa Szwecji, ale też można ją usłyszeć w czasie bardzo ą-ę ceremonii;
- ciekawe: u Szwedów też zdejmuje się buty wchodząc do czyjegoś mieszkania — zwyczaj ma ten źródło w polityce mieszkaniowej jako narzędziu unowocześniania społeczeństwa, które dla zdrowotności miało już przestać pluć na podłogę, wnosić błoto do mieszkań, etc.
Słowem: tę napisaną w bardzo lekki sposób czyta się nieźle, sporo można się dowiedzieć — Elisabeth Åsbrink na pewno nie można oskarżać o podsycanie stereotypów i ładowanie prostackiej propagandy — tedy zdecydowanie polecam, choćby jako mądrą lekturę na wakacje.