A skoro wczoraj było o tym, że przepisy pozwalają zatrudnianie biegłego rewidenta na dzieło, dziś czas na kilka akapitów o tym czy oprogramowanie komputerowe to utwór czy dzieło? — czyli czy jedna kwalifikacja wyklucza drugą? A przy okazji: czy użycie biblioteki open-source — jeśli wykonawca obiecał przeniesienie autorskich praw majątkowych do systemu — może być traktowane jako wada prawna? i czy ewentualny wpływ na ocenę może mieć oświadczenie zamawiającego złożone w tzw. międzyczasie?
wyrok Sądu Apelacyjnego w Białymstoku z 30 stycznia 2019 r. (I AGa 184/18)
Autorski charakter przedmiotu umowy nie ma wpływu na rozróżnianie umów o dzieło od pozostałych umów cywilnoprawnych. Utwór w rozumieniu prawa autorskiego nie przesądza o nieistnieniu dzieła.
Spór dotyczył odpowiedzialności za wykonanie zawartej w trybie zamówień publicznych umowy o świadczenie usług informatycznych (w postaci opracowania „narzędzi zarządzania i zapewnienia wysokiej jakości kształcenia na kierunku lekarskim”). Kilka miesięcy po końcowym odbiorze zamawiający zaczął sygnalizować wady fizyczne systemu, wzywać do ich usunięcia w ramach gwarancji, grozić karami umownymi. Pół roku później wyszło, że funkcjonalność odpowiedzialna za eksport danych wynika z oprogramowania, na które została udzielona tylko licencja (umowa zakładała przeniesienie autorskich praw majątkowych), co zostało potraktowane jako wada prawna oprogramowania (art. 556(3) kc; finalnie komponent został zastąpiony rozwiązaniem open-source).
W ocenie rozmiar wad i fakt, iż nie zostały one usunięte uprawniał go do złożenia oświadczenia o odstąpieniu od umowy (art. 560 par. 1 kc) — oraz wniesienia pozwu o zwrot zapłaconego wynagrodzenia.
Zdaniem pozwanego informatyka roszczenia były o tyle bezzasadne, że oprogramowanie jest utworem, nie dziełem w rozumieniu prawa cywilnego, więc nie można stosować przepisów o wadach fizycznych rzeczy.
Sąd prawomocnie oddalił całość roszczeń: nie ma znaczenia czy przedmiot umowy jest tylko utworem w rozumieniu prawa autorskiego, czy także dziełem w rozumieniu kodeksu cywilnego — prawo autorskie nie określa rodzajów umów, na podstawie których mogą powstawać utwory, zatem zakresy art. 1 ust. 1 pr.aut. i art. 627 kc nie muszą się pokrywać. Utwór może być dziełem, ale dziełem być nie musi (podobnie jak dzieło nie musi być utworem); utwór może powstać także w warunkach zatrudnienia pracowniczego, a także w oparciu o umowę zlecenia.
Nawet gdyby jednak okazało się, że strony nie zawarły umowy o dzieło, kluczowe są warunki umowy, która wprost wprowadzała odpowiedzialność wykonawcy za wady fizyczne i prawne oprogramowania, z zastosowaniem przepisów o rękojmi za wady rzeczy.
Niezależnie od tego sąd prawomocnie oddalił całość roszczeń. Fakt, że doszło do zawarcia umowy o dzieło i określenia warunków odpowiedzialności programisty nie oznacza, że pozwany ponosi bezwzględną odpowiedzialność za wady, jeśli… wad nie stwierdzono. Sęk w tym, że powód nie udowodnił (art. 6 kc), iżby oprogramowanie było obciążone wadami, istnienia jakichkolwiek wad nie stwierdził też biegły z zakresu informatyki, zaś „kilka mankamentów” z obsługą nie mogą być traktowane jako wada, zwłaszcza, że funkcjonalność taka nie wynika z zamówienia.
Podstawą odstąpienia od umowy nie może być także wada prawna w postaci warunków licencji uniemożliwiających korzystanie z modułu na różnych serwerach — bo nawet jeśli zastąpienie komponentu komercyjnego jego odpowiednikiem na licencji open-source nie skutkuje usunięciem wady prawnej, to pismo strony powodowej, w którym stwierdzono, że taka zmiana „załatwia problem” oznacza, że zamawiający uznał, że wada prawna została usunięta.
Zamiast komentarza: pytania były dość podchwytliwe, odpowiedź sądu odnosiła się do stanu faktycznego. Jasność jest co do tego, że zdaniem sądu nie ma znaczenia czy oprogramowanie można było traktować wyłącznie jako utwór, czy też wykonany został w oparciu umowy o dzieło — kluczowe było bowiem to, że w umowie odniesiono się do konkretnych zasad odpowiedzialności programisty za efekt swojej pracy. Odmiennie mogłaby wyglądać także ocena zastosowania biblioteki na licencji open-source — być może sąd uznałby to za wadę prawną oprogramowania — ale skoro zamawiający wcześniej przyznał, że wada taka została usunięta, to nie mógł po jakimś czasie zmienić zdania i odstąpić od umowy z powołaniem się na ową wadę.
Q.E.D.