A skoro tydzień temu było o tym, że kierowca ma widzieć pieszego, który wchodzi na jezdnię — to dziś będzie chyba jeszcze bardziej (w odczuciu niektórych P.T. Czytelników) kontrowersyjnie: kierowca ponosi odpowiedzialność za potrącenie pieszego, który wtargnął na przejście dla pieszych, wprost pod nadjeżdżający samochód, bo go nie widział, bo pieszy był zasłonięty znakami drogowymi — bo jak jest przejście, to trzeba uważać, bo na przejściu zawsze może pojawić się pieszy.

nieprawomocny wyrok SR w Legionowie z 14 maja 2019 r. (II K 120/09)
Na przejściach dla pieszych wejście pieszego na jezdnię w zasadzie nie może być zaskoczeniem dla kierowcy.
Sprawa dotyczyła kierowcy oskarżonego o nieumyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym — nie dostosował prędkości do warunków na drodze (art. 19 ust. 1 pord) i nie ustąpił pierwszeństwa pieszemu na przejściu dla pieszych (art. 26 ust. 1 pord) — przez co doszło do potrącenia pieszego ze skutkiem śmiertelnym (art. 177 par. 2 kk).
art. 19 ust. 1 pord
Kierujący pojazdem jest obowiązany jechać z prędkością zapewniającą panowanie nad pojazdem, z uwzględnieniem warunków, w jakich ruch się odbywa, a w szczególności: rzeźby terenu, stanu i widoczności drogi, stanu i ładunku pojazdu, warunków atmosferycznych i natężenia ruchu.
Wypadek wydarzył się na terenie zabudowanym, oskarżony wracał z apteki, jechał prędkością 50 km/h; z apteki, bo jego stan zdrowia ogólnie nie był najlepszy — wieloletnia cukrzyca spowodowała powikłania w postaci zmian ocznych (w postaci praktycznej ślepoty oka prawego i niedowidzeniem oka lewego) i zespół neuropatycznej stopy cukrzycowej, a do tego rozpoznano przewlekły nieżyt oskrzeli).
W pewnym momencie na jezdnię wszedł — z wysepki, na przejście dla pieszych (oznaczone migającym żółtym światłem), bezpośrednio pod nadjeżdżające auto — lekko podpity przechodzeń (0,5 prom. alkoholu we krwi), zaś kierowca, nie przewidując takiego rozwoju wypadków, nie zmniejszył prędkości, nie zahamował i uderzył w człowieka, który wskutek upadku doznał wielonarządowych obrażeń ciała i zmarł.
W ocenie kierowcy nie ponosił on winy za wypadek („fakt miał miejsce, ale nie zgadzam się z tym zarzutem do końca”), ponieważ nie widział pieszego z racji takiego a nie innego ukształtowania infrastruktury drogowej, która mu zasłoniła widok („przed wysepką stoi pachołek drogowy, przynajmniej stał w tamtym czasie, potem jest znak drogowy nakaz jazdy w prawo na wysokości 1,30 m, a za tym stał maszt z sygnalizacją świetlną, (…) w tym momencie kiedy ja nadjechałem nie widziałem pieszego, ponieważ pieszy stał za tym wymienionym wcześniej pachołkiem, okrągłym znakiem nakazu jazdy w prawo i masztem„). Oskarżony zaczął hamować dopiero po uderzeniu w pieszego — nie widział człowieka, więc nie musiał wykonywać manewrów obronnych, zaś całe zdarzenie było splotem nieszczęśliwych okoliczności „ze strony pieszego, że wszedł i mnie nie przepuścił, a jak że tam się znalazłem”. Równocześnie stwierdził, iż jego stan zdrowia nie miał żadnego wpływu na zdolność obserwacji sytuacji na drodze.
Sąd zauważył, że obie opinie biegłych, których zadaniem było zrekonstruowanie przebiegu wypadku, wskazują, iż bezpośrednią przyczyną zdarzenia było nieprawidłowe zachowanie nietrzeźwego pieszego, który wszedł na jezdnię bezpośrednio pod nadjeżdżający samochód. Gdyby ofiara potrącenia była trzeźwa, najprawdopodobniej dostrzegłaby pojazd i poczekała na możliwość bezpiecznego przejścia na drugą stronę. Co do zachowania oskarżonego biegli mieli pewną trudność: jeśli pieszy zatrzymał się na wysepce przed wkroczeniem na jezdnię, to sposób jazdy oskarżonego nie może być uznany za nieprawidłowy i miał prawo jechać (żaden ze świadków nie widział przebiegu samego zdarzenia). Przyjmując jednak, że kierowca rzeczywiście po prostu nie widział pieszego, oznacza to, że nie zachował szczególnej ostrożności przed przejściem, a zwłaszcza nie zmniejszył prędkości (w ocenie prokuratora pozwala to na przypisanie kierowcy zarzutu przyczynienia się do wypadku — w mojej natomiast ocenie nie dostrzegam alternatywy w tej logice).
W ocenie sądu oskarżony był wiarygodny w tym co mówił — ale źle interpretował stan faktyczny i swoje własne reakcje na sytuację na drodze. Przyczyną zaistniałego wypadku był wyłącznie brak ostrożności ze strony kierowcy, który zbliżając się do przejścia nie obserwował otoczenia jezdni w sposób prawidłowy — a nie wadliwa infrastruktura drogowa. Oczywiście można zakładać, że nie dostrzegł on pieszego ze względu na zły stan wzroku, ale nie można tego traktować jako okoliczności wyłączającej winę.
Każdy kierujący pojazdem ma obowiązek jechać z prędkością umożliwiającą panowanie nad pojazdem, z uwzględnieniem warunków (w szczególności rzeźby terenu, stanu i widoczności drogi, stanu i ładunku pojazdu, warunków atmosferycznych i natężenia ruchu). Obowiązkiem kierowcy jest prowadzić auto z taką prędkością, by miał możliwość rozpoznania zagrożeń oraz czas na reakcję — jeśli przeznaczył mniej czasu na analizę i czynności niezbędne do przeciwdziałania zagrożeniu, na tym polega jego błąd i wina. Jadąc 50 km/h oskarżony nie przekroczył dopuszczalnej szybkości, ale w tych konkretnych warunkach nie była to prędkość bezpieczna w rozumieniu art. 19 ust. 1 pord; skoro oskarżony mówi, że nie widział pieszego, bo widoczność zasłaniały znaki drogowe — to jego powinnością było przewidywać [podkr. moje] i jechać z taką prędkością, by mieć możliwość zareagowania gdyby ktoś stał za nimi (hamować).
Z tego względu nieprawidłowe zachowanie pokrzywdzonego — który wszedł pod nadjeżdżający samochód — prowadzące bezpośrednio do wypadku nie wyklucza oceny, iż do potrącenia przyczynił się oskarżony: nie dostosowując prędkości i nie reagując na nieprawidłowe zachowanie pieszego, a także nie zachowując szczególnej ostrożności przed przejściem dla pieszych (art. 26 ust. 1 pord). Oskarżony nie może bowiem pomijać faktu, że przejście było oznaczone migającym żółtym sygnalizatorem, zaś taki sygnał nakazuje zachowanie dodatkowej szczególnej ostrożności.
W konsekwencji należy stwierdzić, że wina oskarżonego nie budzi wątpliwości — winy tej nie eliminuje to, że wkroczenie pieszego na jezdnię było zaskoczeniem i nie do przewidzenia ze względu na ograniczoną widoczność, ponieważ kierowca był uprzedzony o przejściu dla pieszych, zaś jego „decyzja o kontynuowaniu jazdy nie wynikała z oceny zachowania pieszego, ale z faktu, że go po prostu nie widział, czyli nieprawidłowo obserwował innych uczestników ruchu” — toteż jego czyn wyczerpał dyspozycję art. 177 par. 2 kk.
Uznając oskarżonego winnym przestępstwa sąd wymierzył mu karę 7 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 1 rok, ponadto będzie on musiał zapłacić 8 tys. złotych kosztów sądowych i tytułem zwrotu kosztów zastępstwa procesowego, a także 1 tys. złotych nawiązki na rzecz oskarżycielki posiłkowej.
PS to jest bardzo ciekawe: wypadek miał miejsce we wrześniu 2007 r., nieprawomocny wyrok mamy po prawie 12 latach.