A skoro za moment będziemy mieli kolejną nieokrągłą rocznicę wydania pierwszego wyroku przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze, to dziś nadarza się niezła okazja do skrobnięcia kilku zdań o książce „Proces norymberski. Trzecia Rzesza przed sądem”, którą napisali Joe J. Heydecker i Johannes Leeb.
![Heydecker Leeb Proces norymberski](https://czasopismo.legeartis.org/wp-content/uploads/2019/09/Proces-norymberski.jpg)
Zaczynając od początku: z pewnością dochodząc do władzy Adolf Hitler nie przewidywał takiego jej końca, z pewnością nie taki finisz miała mieć także wywołana przezeń wojna. Prawdą jest jednak, że alianci całkiem wcześnie zaczęli pracować nad powojennym porządkiem, w tym myśleć o rozliczeniu nazistowskich zbrodniarzy — i o tym właśnie jest ta książka, która wyszła spod pióra niemieckich dziennikarzy (a przy okazji uczestników wydarzeń — już z tego charakterystycznego zdjęcia wynika, że Joe Heydecker w 1941 r. bywał w Warszawie; co ciekawe biogram mówi, że na zdjęciu powinien mieć na ramieniu aparat fotograficzny, nie karabin).
Tak czy inaczej z tej naprawdę świetnej pozycji — którą po części czyta się jak najlepszy, trzymający w napięciu kryminał, a po części jak kalendarium wydarzeń, które doprowadziło do osądzenia i skazania największych niemieckich zbrodniarzy III Rzeczy — dowiedzieć się można m.in. o tym, że:
- w Westminsterze cały czas pół-żartem pół serio rozważano czy żołnierz brytyjski, któremu zdarzyłoby się spotkać Hitlera, miałby prawo go zastrzelić, czy jednak powinien wziąć go do niewoli? Stanęło na tym (tak powiedział Anthony Eden), że żołnierz ów miałby „całkowitą swobodę wyboru”; passus może służyć tylko jako ciekawostka na rozgrzewkę — może też być dowodem, że jednak anglosaska kultura prawna jest co najmniej dwie długości przed resztą Europy (IMHO młócka wokół
BreksituBrexitu też jest na to dowodem), ale też na to, że zwycięstwo w wojnie traktowano nie tylko w kategoriach militarnych i politycznych, ale też prawnych; - że nawet jeśli sama decyzja czy postawić nazistowskich dygnitarzy przed sądem, czy po prostu ich wykończyć (oczywiście na takie rozwiązanie chcieli postawić Sowieci) nie była kontrowersyjna (jakiś czas zastanawiano się np. nad tym czy powinno przysługiwać im prawo do normalnej obrony) to przede wszystkim trzeba było najsamprzód ich wyszukać — większość ukrywających wpadła przez przypadek (Streicher ukrywający się jako wiejski malarz) lub własną naiwność (Himmler), ale już np. Göring i Dönitz do końca przypuszczali, że będą mogli odgrywać jakąś rolę w powojennych Niemczech (wszakże Dönitz miał nawet swój, nieco operetkowy, rząd we Flensburgu);
- zastanawiano się też nad tym czy aby niemieckich przestępców nie powinny osądzić niemieckie sądy — ale odstąpiono od pomysłu biorąc pod uwagę praktykę po Wielkiej Wojnie (Niemcy zobowiązali się do przeprowadzenia procesów po 1918 r., ale wyszły z tego nici); był też plan „napoleoński” (wygnanie na jakąś Elbę);
- były też znacznie poważniejsze dylematy: jak wolno skazać kogoś, kto formalnie nie popełnił żadnego przestępstwa, czy wystarczające jest złamanie warunków konwencji regulujących prawo wojny (jak proces ma się do zasady lex retro non agit)? co będzie jeśli, w ramach obrony, zbrodniarze podniosą zarzuty, ża, podobne czyny można przypisywać też zwycięzcom (jak traktować naloty na cywilne osiedla, np. zbombardowanie Drezna)? czy politycy alianccy mogą w przyszłości, odpowiadać za podobne czyny, na takich samych zasadach?
- żeby nie mieć wątpliwości oskarżenie poszło po całej historii narodowosocjalistycznych Niemiec, czyli już od zbrodni popełnionych w majestacie prawa, ale z jego naruszeniem (m.in. podpalenie Reichstagu, udział w nocy długich noży i prawne pierepałki z utworzeniem pierwszych obozów koncentracyjnych — w tym starcia między SA i policją o kontrolę nad prywatnymi salami tortur ludzi Röhma; planowanie i wsparcie puczu, w którym zginął Dollfuß); noc kryształową;
- oskarżenie objęło też działania, w których nazistów z pewnością wsparł Londyn i Paryż — na przykład zajęcie Sudetenlandu (tego samego, którego historię symbolizuje słynny przystanek w Libercu); pominięto kwestie paktu Mołotow-Ribbentrop (tajny protokół pozostał tajny aż do 1946 r.); momentami oczywiście fałszowano rzeczywistość (hitlerowców oskarżono np. o zbrodnię katyńską — ale co ciekawe finalnie nie zostali za nią skazani);
- osobną kategorią okazały się zbrodnie popełnione w czasie wojny — masowe ludobójstwo, morzenie głodem jeńców, Holocaust, zgładzenie getta warszawskiego (tu oczywiście żołnierze Wehrmachtu mieli sporo do zarzucenia członkom SS — nawet Keitel, który sam przecież finalnie skończył na szubienicy);
- ciekawe są trzy przypadki: Hansa Franka (gubernatora ciężką ręką władającego GG), który wydawał się od początku mieć świadomość i przyjąć pełną odpowiedzialność za to, co się działo także za jego sprawą; Juliusa Streichera, wobec którego wyrok autorzy nazywają „pomyłką sądową” (ale ze znakiem zapytania; naczelny „Stürmera” wszakże był tylko publicystą — szczuł za pięciu, ale czy powinien „czapę” dostać ten, kto pisze brednie?); a także Rudolfa Heßa, który nie wiadomo czy rzeczywiście zwariował czy udawał — ale z oczywistych przyczyn za największe zbrodnie nazizmu odpowiedzialności ponosić nie powinien).
Dla jasności: Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze nie tylko skazywał i wieszał (uniewinnieni zostali wszakże Franz von Papen, Hans Fritzsche i Hjalmar Schacht), były też wyroki dożywotniego lub wieloletniego więzienia, skazany Göring wybrał samobójstwo, Kruppa uratował sędziwy wiek, a Bormann był sądzony in abstentia — ale to już są szczegóły i szczególiki, po które odsyłam do książki Heydeckera i Leeba.