Nie wiem czy dobre kino może być odtrutką na kiepską pogodę — niemniej jeśli brak Wam bodźców by wyściubić nos z domu, niezłym pretekstem może być film „Joker”, który właśnie trafił do naszych kin. I nie, dziś nie będzie ani słowa o Człowieku-Nietoperzu, bo tytuł nie kłamie.
W skrócie i nie paląc nadmiernie: „Joker” jest opowieścią o Arthurze Flecku, nieśmiesznym i niewesołym — acz śmiejącym się dość często, choć rzadko w adekwatnych chwilach — pracującym jako klown. Mało mu w życiu wychodzi (klownem też jest kiepskim, w tym zawodzie chyba potrzeba poczucia humoru), aż do momentu, kiedy odnajduje sposób na samo-spełnienie i uwielbienie tłumów. Przy okazji „Joker” jest filmem o groźbie wynikającej z odwrócenia się elit społecznych od nizin (wychodzi na to, że wielki dobroczyńca Thomas Wayne wcale nie był taki wielki) — oraz o tym jak łatwo podżegać te niziny do niszczenia podwalin społeczeństwa (czy to moja wina, że wszystko kojarzy mi się z polityką?).
Odmalowanie losu szalonego Arthura Flecka w niczym nie przywodzi na myśl jakiegokolwiek filmu o superbohaterach (nb. krew mnie zalewa kiedy słyszę, że Batman jest jakimś superbohaterem — przecież to po prostu kolejny nieco szalony gość, który po prostu ma mnóstwo pieniędzy, a prowadzi go misja wykurzenia bandziorów z Gotham City). Natomiast niewątpliwie jego bohaterem jest Joaquin Phoenix (nie całkiem fizycznie podobny do siebie z „Nigdy cię tu nie było”), który świetnie szyje szaty Jokera — te same, w które później wchodzi Jack Nicholson czy Heath Ledger.
Napisawszy to wszystko muszę przyznać, że „Joker” jest filmem świetnym — bardzo mrocznym i brutalnym (nie ma nic wspólnego z psychodelicznym, podlanym muzyką Prince’a dowcipem Tima Burtona) dramatem psychologicznym, który tym razem (taka konwencja) został wpisany w jakąś odwieczną bajkę o walce dobra ze złem.
Jak dla mnie mocne 9,5/10 — duży plus za realizm (socjologiczny, tematyczny, klimatyczny — nie od dziś wiadomo, że Gotham City istnieje naprawdę i w tamtych latach 70-tych naprawdę było miastem upadłym), za świetną rolę główną, za rewelacyjne powiązanie wątków, genialną muzykę… Nie śmiejcie się, idźcie do kina, zobaczycie sami.