A skoro już za tydzień wybory, dziś czas na kilka akapitów o tym czy publiczna krytyka osoby sprawującej funkcję publiczną daje prawo nazwania polityka, który nie umie wyjaśnić pochodzenia drogocennych zegarków „kryminalistą” — czy jednak stanowi to naruszenie czci i godności? (wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 18 czerwca 2019 r., I ACa 492/18).
Omawiane orzeczenie jest kolejnym etapem sporu między ex-ministrem Sławomirem Nowakiem a wydawcą tygodnika „Wprost” i Sylwestrem Latkowskim, a dotyczy odpowiedzialności wydawcy prasowego za krytykę nietransparentnych i korupcjogennych poczynań ministra, a także za złośliwe (i często krzywdzące) komentarze internautów.
(Dla przypomnienia: w pierwszym podejściu sąd oddalił całość roszczeń, jednak sąd odwoławczy nakazał jeszcze raz zająć się kwestią odpowiedzialności za komentarze internautów, por. „Czy wydawca prasowy może odpowiadać za komentarze pod tekstem insynuujące przestępcze działania polityka?”; jednak sąd I instancji znów oddalił roszczenia, ponieważ wolność słowa chroni także wypowiedzi ostre, szokujące i niesprawiedliwe, zaś osoba sprawująca funkcję publiczną powinna mieć grubszą skórę, por. „Jesteś ministrem? Musisz być bardziej impregnowany na ostrą, publiczną krytykę”).
W apelacji od tego orzeczenia Sławomir Nowak zarzucił, że sugerowanie przez internautów, iż jest kryminalistą, osobą zdeprawowaną i „należy do bandy, która rozwali kraj” nie można uznać za dopuszczalnej krytyki, zatem jako działania bezprawne oczywiście naruszały jego dobra osobiste w rozumieniu art. 24 par. 1 kc. Nie można także przyjąć, iżby osoba sprawująca funkcję publiczną musiała ścierpieć każdy rodzaj krytyki.
Tym razem sąd II instancji nie podzielił jego argumentacji. Rzeczywiście jeden z komentarzy może sugerować, że Sławomir Nowak popełnił przestępstwo (czyli jest kryminalistą) — jednak tak sformułowane zarzuty dowodzą, że autor apelacji całkowicie abstrahował od komentowanej publikacji. Trzeba mieć na uwadze, że opublikowany we „Wprost” artykuł opisywał niejasne relacje ministra Sławomira Nowaka i spółki, która przez lata uzyskiwała korzystne kontrakty rządowe — a także odnosił się do spędzania czasu przez polityka w lokalu należącym do tego przedsiębiorstwa oraz jego luksusowych i kosztownych zegarków, których pochodzenie było co najmniej niejasne.
Sąd zauważył, że opublikowane informacje były prawdziwe, a ponieważ dotyczyły prominentnego polityka partii rządzącej, mogły u odbiorców wzbudzać wątpliwości co do uczciwości powoda. W sprawie nieujawnienia majątku było skądinąd prowadzone postępowanie karne — sumarycznie pozwala to na stwierdzenie, że czytelnicy mogli czuć się sfrustrowani i oszukani takim stanem rzeczy. Formułowane oceny są surowe i dosadne, ale pochodzą od rozczarowanych czytelników, którzy oczekują od elity politycznej zachowań przejrzystych i uczciwych.
Wolność słowa jest wartością chronioną konstytucyjnie (art. 54 Konstytucji RP), podobny status ma wolność pozyskiwania i rozpowszechniania informacji (art. 61 Konstytucji RP). Granicą tej wolności jest ochrona praw i wolności innych osób (art. 61 ust. 3 ustawy zasadniczej), w tym cześć i dobre imię osoby (art. 47 Konstytucji RP, art. 23 kc i art. 24 kc). Z tej ochrony oczywiście korzystają także osoby publiczne, jednakże w orzecznictwie dość jednolicie przyjmuje się, że w przypadku zwłaszcza polityków wolność wyrażania opinii jest szersza, zatem politycy muszą liczyć się ze zwiększoną krytyką własnego postępowania.
Podejrzenie, że polityk czerpie korzyści — osobiste czy majątkowe — od przedsiębiorcy w zamian za choćby ułatwienie mu pozyskiwania kontrahentów, automatycznie równa się podejrzeniu, że narusza on co najmniej normy etyczne, a w zależności od konkretnych okoliczności także prawo, w tym prawo karne. W takim rozumieniu w komentarzu pod artykułem znalazło się określenie „kryminalista”.
Spornych komentarzy nie można odbierać jako zniewagi lub złośliwego oczerniania — internauci tylko i wyłącznie wyrazili dosadnie swoje rozczarowanie postawą prezentowaną przez Sławomira Nowaka, zaś użyte sformułowania stanowią jedynie określony sposób ekspresji.
Prowadzi to do konkluzji, że krytyka osoby sprawującej funkcję publiczną może polegać na formułowaniu ostrych komentarzy odnoszących się do prawdziwego tekstu o rzeczywistych nieprawidłowościach. Inkryminowane komentarze nie wykraczały poza granice swobody wypowiedzi — aczkolwiek w przypadku ewentualnej kolizji takich dóbr jak prawa do czci osoby sprawującej funkcję publiczną i prawa do wolności słowa prymat należy przyznać tej drugiej. Społeczeństwo ma prawo poznać źródła pochodzenia majątku polityka i jego relacje ze światem biznesu, zwłaszcza jeśli czerpią oni zyski z pracy na rzecz sektora publicznego — a także ma prawo wyrazić swą opinię.
W konsekwencji powództwo o ochronę dóbr osobistych zostało prawomocnie oddalone.
Jeżeli dobrze zrozumiałem, to nastąpiła tutaj pewna transformacja. Redakcja napisała o „niejasnych” powiązaniach, a komentarze pod artykułem zawierały treści idące dużo dalej, sugerujące m.in. że główny bohater jest kryminalistą. Abstrahując od tego konkretnego przykładu wygląda na to, że wg omawianego orzeczenia można już teraz bezkarnie obrzucać ludzi błotem w komentarzach pod artykułami, które wyłącznie sugerują (czy też nie wykluczają) nieetycznego, czy też bezprawnego działania. Zdumiewa szczególnie łatwość z jaką SA przeszedł od określenia „niejasne powiązania” do „Podejrzenie, że polityk czerpie korzyści – osobiste czy majątkowe – od przedsiębiorcy w zamian za choćby ułatwienie mu pozyskiwania kontrahentów, automatycznie równa się podejrzeniu,… Czytaj więcej »
A ja właśnie pozwolę sobie na ocenę całkowicie odwrotną — że takie prawniczo-kazuistyczne rozwarstwianie włosa na sześcioro (już oszust czy jeszcze tylko malwersant?) ma na celu wyłącznie odwrócenie uwagi od istoty sprawy, na którą sąd zwrócił uwagę. Prawnik — na sali sądowej, w piśmie procesowym, w publicystyce — powinien się wypowiadać precyzyjnie, ale trudno oczekiwać od wkur! obywatela, żeby głowił się jakim paragrafem najlepiej pokryć stan swej duszy. Tu nie chodzi o kwalifikację prawną lecz o proste odniesienie się do tematu. (A uwagi nt. powiązań redakcji z komentatorem nie potrafię nie zripostować j/zw.: ręki nie złapanej nie odcinamy! poruszajmy w kontekście… Czytaj więcej »
Mimo wszystko nie podobają mi się skutki: piszemy artykuł np. o sędziach złodziejach/pijakach/komunistach, podajemy w nieco innym kontekście „niejasności” wobec sędziów o konkretnych nazwiskach, a pod spodem wybija szambo rzekomo wkur! obywateli (typu „MałaEmi”, czy pewien wiceprezes TK) rozczarowanych zachowaniem (mniej lub bardzie luźno zasugerowanym) elity sędziowskiej. Przecież to szambo nie tylko się wylewa, co płynie szerokim strumieniem w przeważającej części polskiego internetu. A obywatele, nawet wkur! powinni przez zostawieniem trwałego i publicznego śladu swoich emocji jednak zastanowić się nad tym na ile to co piszą jest faktem, podejrzeniem, czy też jedynie insynuacją. I nie bronię im swobody wypowiedzi, czy… Czytaj więcej »
A czy to takie trudne po prostu wyłączyć komentarze? W zdecydowanej większości przypadków nie wnoszą absolutnie nic od strony poznawczej za to w zdecydowanej większości przypadków stanowią ujście dla emocji.
Oczywiście dopuszczalna jest hipoteza, że o ujście emocji komentujących właśnie chodzi. Tylko, że w takim wypadku należy zacząć zadawać inne pytania.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę. Dla części portali/portalików wartością monetyzowalną jest klikalność danego artykułu/newsa, a im goręcej w komentarzach to i większa klikalność. Parę lat temu, gdy problem języka używanego w komentarzach dopiero się rodził, a nie ukształtowało się jeszcze pojęcie „hejtu” odbyła się dosyć nagłośniona publiczna debata w której głównymi przedstawicielami mediów internetowych byli reprezentanci portali typu: wp.pl, czy Onet – i pamiętam, że wówczas bronili oni „prawa do wypowiedzi” w tym głównie do używania słów niecenzuralnych (nieco na boku: kto pamięta fenomen Jasia Śmietany czy też CzułegoWojtka?). Obecnie na głównych portalach pod szczególnie… Czytaj więcej »
No więc jajakoprawnik znów będę gadał orzecznictwem — jeśli my w Polsce (czasem słusznie) uważamy, że dyskusja się niepotrzebnie zaostrza — czyż nie można o polityku swobodnie powiedzieć per „idiota” (Oberschlick vs. Austria? Czy na strażników miejskich nie można napisać per „ćwoki” i „głupki” (J. Janowski vs. Polska)?
Szybki gugiel: J. Janowski vs. Polska – „Trybunał posługiwał się rozróżnieniem głosu w dyskusji o publicznym znaczeniu oraz osobistego ataku.” poza tym „krytyczne opinie wyrażone zostały w trakcie ożywionej wymiany zdań„, a więc stan faktyczny jest odległy od tego typu opinii wyrażonej i pozostawionej „na zawsze” w internecie Oberschlick vs. Austria – „Artykuł został opublikowany wraz z tekstem wystąpienia Haidera, dziennikarz wyjaśnił w nim, co skłoniło go do nazwania polityka raczej idiotą niż nazistą. Przede wszystkim to, że Haider przez własne wypowiedzi utracił, zdaniem Obeschlicka, prawo do korzystania ze swobody opinii. Zdanie to podzielił Trybunał stojąc na stanowisku, że słowo… Czytaj więcej »
O ile rozumiem karanie za sugerowanie nieprawdy w stylu „Kowalski ukradł milion z budżetu”, o tyle wyzwiska jako takie nic nie wnoszą i stanowią li tylko ujście emocji, więc nie karałbym ich w ogóle, bo skazujemy wówczas sądy na czcze rozważania czy w danym przypadku nazwanie kogoś chamem czy s..synem ma uzasadnienie czy nie, a przecież taki komentarz w ogóle się nie odnosi do stanu faktycznego.
Dla jasności (ludzie czasem to mylą): odpowiedzialność cywilna (za naruszenie dóbr osobistych) nie jest „karaniem”. I nie można odgórnie zakazać dochodzenia odpowiedzialności za naruszenie jakichś tam (choćby i wydumanych) dóbr osobistych — co najwyżej sąd może stwierdzić, że „to nie jest dobro osobiste” lub „takie działanie było uprawnione”.
Mamy zatem do czynienia z klasyczną kapitalistyczną sytuacją: portale/gazety/propagandówki w imię zysku podejmują ryzyko jakie niosą ze sobą rozemocjonowani komentatorzy. Za sprawiedliwe więc chyba można uznać, gdy poniosą konsekwencje gdy nie opanują sytuacji i tych najbardziej rozemocjonowanych komentatorów. Jak to szło.. chcącemu nie dzieje się krzywda?