A teraz coś z nieco innej beczki: czy nieprawidłowe doręczanie korespondencji może naruszać dobra osobiste adresata? Jeśli rzecz dotyczy niepełnosprawnego na wózku, który podpisał umowę wyraźnie określającą sposób dostarczania przesyłek — ale listy wpadają gdzie popadnie? (wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie z 23 stycznia 2019 r., I ACa 245/18).
Orzeczenie wydano z powództwa niepełnosprawnego mężczyzny, którego zdaniem wadliwe wykonywanie usług pocztowych przez InPost S.A. — m.in. wrzucanie przesyłek nie do tej skrzynki, do której prowadzi podjazd dla wózków inwalidzkich, a także wielokrotne doręczanie listów pod niewłaściwe adresy — naraziło go na stres i utratę zdrowia, co uzasadnia żądanie zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych w wysokości 200 tys. złotych.
Zdaniem InPostu roszczenia były całkowicie bezzasadne, a co najmniej powód nie przedstawił żadnego dowodu na ich poparcie — nie wiadomo jakie przesyłki były nieprawidłowo doręczane, nie wykazał związku przyczynowego między ewentualnymi uchybieniami a doznaną krzywdą, zaś w każdym przypadku wysokość zadośćuczynienia jest rażąco niewspółmierna wobec krzywdy w postaci stresu i utraty zdrowia.
Sąd I instancji oddalił całość roszczeń: w sprawie jest bezsporne, iż powód, który jest osobą niepełnosprawną i porusza się na wózku inwalidzkim, opiekuje się niepełnosprawnym bratem i czterema innymi osobami, więc otrzymuje dużo korespondencji prywatnej, urzędowej i sądowej (to istotne, bo spór dotyczył czasu kiedy InPost doręczał korespondencję sądową). Dlatego też mężczyzna podpisał z InPostem umowę na dostarczanie przesyłek bezpośrednio do jego rąk — i wielokrotnie interweniował ze względu na nieprawidłowości w doręczaniu korespondencji.
Nie oznacza to jednak, że mężczyzna swoje twierdzenia udowodnił — przede wszystkim brak jest dowodów, na to że listy były dostarczane pod niewłaściwe adresy, a także potwierdzających doznaną krzywdę. Powód ogólnie mówił, że do innych osób trafiały przesyłki z sądów, prokuratur, różnych instytucji, a także prywatne listy, ale nie wykazał żadnego z takich przypadków, ani też jakichkolwiek konsekwencji procesowych wynikających z ich niedoręczenia (ba, sąd uznał, że zarzuty są niewiarygodne, bo przecież korespondencję sądową doręcza się za potwierdzeniem odbioru… — czyli już wiemy dlaczego sąd nie chciał dostawać listów InPostem, por. „Wysłanie apelacji przez InPost”). Tymczasem obowiązkiem powoda w sprawie o ochronę dóbr osobistych jest wykazać, iż do naruszenia dóbr w ogóle doszło — dopiero wówczas naruszyciel musi wykazać brak bezprawności jego działania (art. 24 kc).
Niezależnie od tego sąd zauważył, że nawet gdyby mężczyzna udowodnił nieprawidłowości w doręczeniu korespondencji, musiałby jeszcze sprostać wymogowi wykazania wystąpienia i rozmiaru doznanej krzywdy, a także związku przyczynowego między pogorszeniem stanu zdrowia a wadliwym świadczeniem usług przez InPost. Obowiązkiem powoda jest bowiem nie tylko wykazać fakt naruszenia dóbr osobistych, ale na nim też spoczywa ciężar udowodnienia roszczeń w zakresie dochodzonego zadośćuczynienia pieniężnego (art. 448 kc) — co i tak byłoby szczególnie trudne, skoro sam powód stwierdził, że poważnie chory był znacznie wcześniej.
W apelacji od wyroku niepełnosprawny zarzucił, iż sąd arbitralnie i niesłusznie uznał jego racje za niesłuszne i niespójne. Owszem, nie jest on w stanie przedstawić dokumentów potwierdzających roszczenia, ale nie można też tolerować faktu, że pracownicy InPostu „zrobili sobie prywatny folwark”.
Sąd II instancji nie podzielił tych argumentów: po pierwsze oczywistym jest, że powód nie udowodnił żadnych roszczeń, po drugie obiektywna koncepcja naruszenia dóbr osobistych prowadzi do wniosku, iż nieprawidłowe doręczanie korespondencji w ogóle nie narusza dóbr osobistych adresata, a w szczególności nie mogło prowadzić do naruszenia dobra osobistego w postaci zdrowia, zwłaszcza, że
Rozsądnie myślący człowiek rezygnuje z usług, których poziom nie odpowiada jego wymaganiom a stres, którego niewątpliwie doświadcza w związku z tym, nie zagraża jego zdrowiu.
Powództwo zostało oddalone w sposób jak najbardziej prawidłowy: powód nie wykazał, by jego stan zdrowia był konsekwencją wadliwego doręczania przesyłek pocztowych, a także nie udowodnił, iżby InPost godził w jego wolność od stresu, która miała zagrażać jego zdrowiu (skądinąd w ocenie sądu taka interpretacja jest przesadna, bo nawet wadliwe wykonanie umowy cywilnoprawnej nie może być interpretowane jako naruszenie wolności kontrahenta). Co innego gdyby powód powołał się (oraz wykazał) na naruszenie dobra osobistego w postaci tajemnicy korespondencji — która mogła być zagrożona przez to, że osoba nie będąca adresatem wchodzi w posiadanie przesyłki — ale (tu sąd sam sobie wyjaśnił), iż „sama możliwość otworzenia listu przez osobę nieuprawniona nie jest tu wystarczająca”, zwłaszcza, że zasadniczo w przypadku omyłek listy są zwracane do nadawcy w formie nienaruszonej.
Zamiast komentarza: zasadniczo prawidłowe rozstrzygnięcie zostało, moim zdaniem, fatalnie uzasadnione — po pierwsze tajemnica korespondencji obejmuje nie tylko treść przesyłek, ale też informację o tym kto do kogo pisze, bo przecież częste odbieranie przesyłek z sądów, prokuratury czy innych instytucji samo w sobie jest faktem istotnym z punktu widzenia prawa do prywatności adresata (aczkolwiek skoro powód nie powołał się na ową tajemnicę, to sąd związany treścią powództwa nie mógł go uwzględnić). Po drugie passus o „rozsądnie myślącym człowieku”, który „rezygnuje z usług, których poziom nie odpowiada jego wymaganiom” — zwracam uwagę, że mówimy o odbieraniu korespondencji wysyłanej InPostem przez organy władzy państwowej — brzmi dość absurdalnie, chyba że Wysoki Sąd zna sposób na rezygnację z powinności odbierania przesyłek sądowych (znam takich, którzy mogliby nawet za to zapłacić).