Jeśli mowa jest srebrem, a milczenie złotem — to czym może być mowa zależna? Czy można napisać tekst dotyczący użytkowania jakiegoś sprzętu, jeśli właściwie samemu się go nie używało? Takie także pytania musiałem sobie postawić spisując to, co moja Małżonka miała mi do powiedzenia po kilku miesiącach testowania torebki biodrowej Arc’teryx Maka 1.
Dla przypomnienia: Arc’teryx (nie, ten apostrof nie oznacza, że palec na klawiaturze mi się omsknął) to działająca od 30 lat kanadyjska firma, dziś należąca do fińskiej korporacji Amer Sports. Początkowo znana tylko lokalnie, od kilku lat przebojem zdobywa powszechne uznanie jako producent ultra-topowej odzieży i sprzętu górsko-outdoorowej. (Ultra-topowego w tym sensie, że nie znajdziecie tanich produktów marki Arc’teryx, ponieważ ich wyroby są albo drogie, albo bardzo drogie — zaś produkty przeznaczone dla miejskiego eleganta potrafią być wręcz potwornie drogie.)
Saszetka Arc’teryx Maka 1 fortuny nie kosztuje, ale jako że nie jest też najtańszym produktem tego rodzaju na rynku, warto się zastanowić czy wyższa niż przeciętna cena to efekt nalepki, czy jednak jest coś w niej, co uzasadnia nieco większy wydatek?
Przyznam, że już biorąc rzecz do ręki nie można mieć wątpliwości, że wydane pieniądze nie idą wyłącznie na jakieś opłaty licencyjne za znak towarowy — przedmiot jest uszyty z mocnej (corduro-podobnej) tkaniny, ściegi są równe, zaś projektant nie oszczędzał na detalach, które na pewno nie są duperelami. Do tego kilka zapinanych kieszonek (plus dodatkowe „etui” na komórkę), klamerka na klucze — plus rozwiązania pozwalające nosić ją na dwa sposoby (na biodrach lub przez pierś) — i oto jest następna mała rzecz, która cieszy.
Najfajniejszą cechą Maki jest sposób umocowania — nie wszycia! — paseczka: otóż nie jest on przyszyty bezpośrednio do saszetki, lecz łączy się z miękką linką, która jest przytwierdzona do korpusu. Dzięki takiemu rozwiązaniu pasek, dość luźno połączony z torebką, swobodnie poddaje się i układa w zależności od sposobu jego noszenia przez użytkownika. Brzmi enigmatycznie? To weźcie inny „piterek”, wypchajcie go dość dokładnie, a następnie spróbujcie sprawnie i wygodnie założyć na siebie. Gwarantuję, że zwłaszcza w przypadku tych modeli, gdzie taśma jest przyszyta dość nisko (przez środek ciężkości też idzie nisko), można się nieźle nadenerwować (osobiście mam porównanie do starej torebki Lowe Alpine Mesa Runner, która pod tym względem jest irytująca).
Jako się rzekło: osobiście nie nosiłem, ale prawdą jest, że odkąd Arc’teryx Maka trafiła do mej Małżonki, oderwać się od niej nie może. Ta sprytna saszetka mieści wszystko czego kobieta pracująca potrzebuje w ramach swojego EDC (portfel, telefon, scyzoryk, latareczkę, drażetki, mnóstwo kluczy — ba, od biedy można nosić w niej nawet Kindla). Rzecz jasna nie jest to torebka dla damesy wybierającej się na elegancki bal, bo nie będzie pasowała do krynoliny — ale osoba, która preferuje styl sportowy na co dzień, nie będzie się wstydzić jeśli dobędzie z niej Wengera z pilniczkiem do paznokci ;-)
Arc’teryx Maka 1 przydaje się także podczas wypadów terenowych w góry czy do lasu — rzecz jasna pod warunkiem, że potraktuje się ją jako podręczną torebkę na podstawowe przydaśki, zaś pozostały szpej będzie dźwigał jakiś nosič. Niewielka buteleczka na wodę i dwa batoniki się zmieszczą (pod warunkiem, że usunie się stertę kluczy), ale już kurtkę będzie trzeba upchnąć gdzie indziej. Ja bym raczej nie dał rady (już choćby przez to, że zwykle dźwigam trochę wody dla naszej czworonożnej towarzyszki), ale jeśli warunki pozwalają — czemu nie skorzystać? ;-)
Garść danych technicznych saszetki Arc’teryx Maka 1:
- uszyta z wysokogatunkowych tworzyw sztucznych (N420p nylon 420 denier Oxford / P200p polyester 200 denier plain weave / N630p-HT nylon 6,6 plain weave, oddychający i delikatny w dotyku Spacermesh od wewnątrz);
- pojemność torebeczki — 2 litry;
- masa — 0,14 kg;
- główna komora zapinana na dwukierunkowy zamek błyskawiczny, wewnątrz dwie mniejsze kieszonki, z czego jedna też zapinana;
- przednia kieszonka zamykana na zamek błyskawiczny, z klamerką do przypięcia kluczy wewnątrz;
- na zewnątrz dodatkowa kieszonka np. na sprytfon (modele z wyświetlaczem powyżej 6″ nie mieszczą się w całości);
- regulowany i rozpinany pasek (można nosić przez ramię lub na biodrze);
- produkowana w różnych kolorach: czerwonym Red Beach (jak egzemplarz na zdjęciach), granatowym Tui, czarnym Black, srebrnym Robotica i leśnym Bushwhack.
Słowem: testowana saszetka to gadżecik godny polecenia, oczywiście jeśli weźmiemy pod uwagę jego minusy (które w gruncie rzeczy są plusami). Z pewnością jej największym bajerem jest sprytny patent na noszenie (mało jest torebek, które równie wygodnie można sobie zawiesić na dwa sposoby) — dodatkowym bonusem jest charakterystyczne logo, bo archaeopteryx to niezły zwierzak. (A jeśli komuś wydaje się za malutka, to być może warto zerknąć na Arc’teryx Maka 2.)
PS Dziękuję też Piotrowi Stankowi za wsparcie i miłą obsługę :-)