Lepiej nosić niż prosić — ale od dźwigania nadmiaru można dostać garba — znacie te wzajemnie się wykluczające mądrości ludowe? Odkąd nie trzeba już wozić przy sobie dowodu rejestracyjnego, a kartą płatniczą coraz częściej można się posługiwać nawet w górskich schroniskach (dwa tygodnie temu zapłaciliśmy mastercardem za pierogi w schronisku Pasterka) główny problem pierwszego świata, który trapił moją łepetynę brzmiał: w czym nosić, żeby się nie nanosić? Szukałem, rozglądałem się, mierzyłem, ważyłem — aż przyszedł moment, w którym mogłem śmiało zakrzyknąć „it’s a bingo!” — a rozwiązaniem okazało się małe etui na karty i banknoty (po nowopolsku mówi się card holder) produkcji polskiej firmy Baribal.
Zaczynając od początku: Baribal to niewielka polska manufaktura zajmująca się krawiectwem taktycznym; na tyle niewielka, że zarejestrowana w CEIDG, na tyle manufaktura, że na realizację zamówienia czeka się kilka dni. Jak przystało na firmę produkującą akcesoria taktyczne szyją różne rzeczy, które powinny spodobać się klientom lubiącym styl militarno-lurpowy — mnie akurat przypadło do gustu, wręcz od pierwszego wejrzenia, to właśnie maluśkie etui na karty i dokumenty.
Maluśkie, bo do środka wchodzą cztery karty płatnicze (lub dokumenty tego samego formatu) oraz parę banknotów (pod warunkiem, że je złożycie na pół) — nie ma żadnego miejsca na monety, okienka na zdjęcia ukochanej, żadnego schowka, w którym będzie można latami przechowywać, jak najświętszą relikwię, paragony za strzelnicę itp. najpotrzebniejsze rzeczy. Mnie na co dzień po prostu więcej nie potrzeba — zwykle mam przy sobie jedną kartę płatniczą, prawko i dowód (sam nie wiem po co go tacham) i jakiś banknot, a jeśli chwilowo potrzebuję ekstra kubatury (np. na bilety do kina), to świetnie sprawdza się gumowa opaska, która trzyma całość w kupie. (Ja sobie zażyczyłem jeszcze taką maluśką opcjonalną pętelkę, do której kawałkiem repsznura przywiązałem nieśmiertelnik z numerem „ICE”, ale o oczko może się przydać nawet do noszenia etui na szyi).
Ten minimalistyczny gadżecik kosztuje 39 złotych (dodatkowe opcje potrafiłyby podwoić cenę), czyli w porównaniu do outdoorowych portfeli uznanych marek nie wypada wcale tak tanio (większość porządnych portfeli jest droższa, ale oferuje więcej), co czyni go zakupem dla zdecydowanych i potrzebujących (zwłaszcza, że nie zdobi go żadna prestiżowa metka). Osobiście nie żałuję ani decyzji, ani wydanych pieniędzy, bo tego właśnie od jakiegoś czasu szukałem, zatem zakup był przemyślany, a nie impulsywny.
Celem podsumowania garść faktów dotyczących etui na karty Baribal:
- wymiary: ok. 94×56 mm (dla porównania portfel Alpinus mierzy ok. 150×95 mm);
- masa: po położeniu na wadze wyświetlacz pokazał 17 gramów (Alpinus waży 85 g);
- wykonany z Cordury 1000D w kolorze ranger green (w ofercie znajdziecie kilkanaście opcji kolorystycznych i kilka rodzajów tkanin do wyboru), wnętrze z bardzo solidnego nylonu;
- na etui składają się cztery kieszonki na karty płatnicze czy dokumenty (formatu dowodu osobistego lub prawa jazdy; po dwie na zewnątrz i po dwie w środku) oraz jedna kieszonka na banknoty (wejdą tylko złożone na pół);
- wszystko to opasane jest gumką, która może posłużyć do przytrzymania np. biletów do kina, karty dostępowej, etc.;
- mój egzemplarz ma opcjonalną pętelkę z paracordu.
Całość jest tak mikroskopijna, że podpięte pod gumkę pióro Kaweco wystaje poza obrys etui na jakiś centymetr.
Słowem: jeśli szukalibyście niewielkiego, lekkiego, wygodnego i bezpretensjonalnego etui na kartę płatniczą i podstawowe dokumenty — warto wziąć pod uwagę propozycję Baribala. Jeśli jednak używane akcesoria mają inne zadania do odegrania (w szczególności znaczenie terenu prestiżem), to rzecz jasna jego wartość jest raczej znikoma (bo wierzę, że z okazjonalnymi potrzebami transportowymi jakoś można sobie poradzić).
Czego sobie i P.T. Czytelnikom ze szczerego serca życzę (a skoro dziś niedziela, to w kraju, w którym akurat przebywamy, sklepy są czynne).