A skoro tydzień temu było o tym, że Wielka Wojna nie skończyła się 11 listopada 1918 r., dziś krótka i niewprawna recenzja książki poświęconej genezie podstawowej przyczyny jej wybuchu, czyli przegranej przez Francję wojny z jednoczącymi się Niemcami — „Wojna francusko-pruska. Niemieckie zwycięstwo nad Francją w latach 1870-1871” autorstwa Geoffreya Wawro.
Czy inspiracją do wybuchu I Wojny Światowej był zamach w Sarajewie bądź ekspansja Serbów (choćby jako rosyjskiej ekspozytury) na Bałkanach? Okazja do rozdarcia terytorium robiących bokami Austro-Węgier? Niemiecki militaryzm, który (wraz z niepotrzebnym wyścigiem zbrojeń morskich) popchnął Berlin do konfliktu z Wielką Brytanią? Zdaniem wielu historyków najważniejszym powodem rzucenia się przez władców Europy w śmiertelne zmagania była trawiąca Francję chęć zmazania hańby i powetowania porażki sprzed czterech z okładem dekad, odbicia utraconych na wschodzie prowincji oraz ukarania Niemiec za błyskawiczne acz nieco niespodziewane rozbicie Francji (która zaczynała wojnę jako Cesarstwo, a kończyła jako rozdarta wewnętrznie III Republika, zmagająca się z komunardami).
I oto przyczynami, przebiegiem (a także, w znacznie mniejszym stopniu, skutkami) zajął się w swym dziele Geoffrey Wawro, mnie zaś udało się wyłuskać następujące ciekawostki:
- najważniejszym powodem wybuchu wojny była osobowość ex-rewolucjonisty i ex-prezydenta Republiki Francuskiej, Karola Ludwika Napoleona Bonapartego (bratanka Napoleona Bonaparte), który jako cesarz Napoleon III — widząc, że poparcie społeczne leci mu na łeb, na szyję — szukał sposobów na zjednoczenie Francuzów przy tronie (przy okazji lansując wizję „Stanów Zjednoczonych Europy” jako sposobu na uzyskanie wpływów poprzez zaskarbienie sobie wdzięczności mniejszych narodów ciemiężonych przez wielonarodowe monarchie);
- słabo-silna osobowość Napoleona miała pecha, bo napatoczyła się na postać Otto von Bismarcka, który jako kanclerz Prus umyślił sobie zjednoczenie (rozbitych na dziesiątki państewek) Niemiec pod berłem Kaisera z rodu Hohenzollernów. To przykład kolejnej ciekawej wolty polityczno-ideologicznej, bo przecież jeszcze dwie dekady wcześniej postulat zjednoczenia Rzeszy był hasłem rewolucjonistów (ich pieśnią była „Deutschlandlied”) — natomiast w ustach żelaznego kanclerza stał się hasłem ultra-konserwatywnym;
- na przeszkodzie zjednoczeniu stała nie tylko Austria (do 1866 r.) i nie tylko lokalne partykularyzmy (odrębnymi państwami były wówczas nie tylko np. Bawaria i Saksonia, ale też kilkanaście znacznie mniejszych organizmów państwowych) — ale też właśnie silniejszy sąsiad z zachodu;
- największym zmartwieniem Bismarcka (dla przypomnienia: szefującego rządem pełnego ambicji, acz średniej wielkości państwa położonego na rubieżach) było zatem sprowokować Francuzów do wszczęcia walk — tak, by reszta Europy nie miała wątpliwości, że Prusy po prostu musiały się bronić. W sukurs przyszła mu duma Napoleona, którego łatwo dało się wyprowadzić w pole w sporze dotyczącym kompletnie pobocznego wątku tronu hiszpańskiego (depesza emska);
- teraz poszło już łatwo: urażony Napoleon III wypowiedział Prusom wojnę — wojna potoczyła się dla Francji, Francuzów i Cesarza Francuzów pod każdym względem bardzo źle (defetyzmem przesiąknięci byli wszyscy, od najwyższego dowództwa, to najprostszego szeregowca) — dwa miesiące później nieudolny Bonaparte został zdetronizowany — republikańska Francja próbowała jeszcze się opierać (w sposób równie bezowocny) — jeszcze w czasie trwania wojny, podczas oblężenia Paryża, korzystając z zajęcia pałacu wersalskiego (tego samego, w którym pół wieku później wymyślono narzucone Niemcom warunki pokoju) Bismarck proklamował utworzenie II Rzeszy Niemieckiej, do której przystąpiły także Bawaria, Saksonia, etc.,etc.;
- (w tzw. międzyczasie autor raczy nas opisami bitew i stosowanej przez obie armie taktyki — dla mnie nudy, z wyjątkiem może odniesienia do przyczyn, dla których wyposażone w gorszą broń strzelecką i niekiedy znacznie mniej liczne oddziały niemieckie (w wojnie brali udział także Bawarczycy) zdołały pokonać Francuzów — a chodziło m.in. o sposób organizacji armii, a także postawienie na nowoczesną artylerię — odtylcowe działa Kruppa o stalowych lufach były o niebo lepsze od ładowanych z przodu armat z brązu — prawie tak samo, jak francuskie karabiny Chassepot były lepsze niż broń na wyposażeniu Prusaków…);
- kolejną konsekwencją wygranej wojny było zmuszenie (już republikańskiej) Francji do zwrotu Alzacji i Lotaryngii (niewątpliwie niemieckich do 1582 r., a ostatnio zagarniętych za Napoleona I);
- ciekawe są też meandry wiele mówiące o tym, że pewne dziewiętnastowieczne zasady legalizmu władzy i polityki były… dziewiętnastowieczne: nie mogąc zmusić rządu Republiki Francuskiej do podpisania pokoju, Bismarck grał kartą Bonapartego (który po kapitulacji Sedanu był w niewoli niemieckiej) — groził, że z jeńców utworzy armię monarchistyczną, która pobije Republikę, a następnie podpisze taki pokój, jaki Niemcom będzie potrzebny.
Czyli skończyło się, jak się skończyło: raptownie powstała i wzmocniona kolejnymi nabytkami terytorialnymi Rzesza zagroziła stabilności Europy — porażka była bolącym wrzodem dla Francji — z czasem Niemcy zapomniały o Bismarckowskich przestrogach i jego Realpolitik — a dalej już chyba wiemy.
Książkę Geoffreya Wawroo „Wojna francusko-pruska. Niemieckie zwycięstwo nad Francją w latach 1870-1871” przeczytać na pewno warto, chociaż nie mam pewności czy całość jej spodoba się wszystkim (dla mnie mocno nużące były szczególnie dość detaliczne opisy poszczególnych bitew).