A teraz coś z kompletnie innej beczki: skoro media bombardują nas (mnie) informacjami o coraz to kolejnych wegańskich daniach serwowanych w fast-fódowych sieciach (przyznam, że raz w życiu coś takiego jadłem i było całkiem niezłe), to czas na krótką gdybologię — czy konsument-wegetarianin (lub weganin), któremu knajpa zaserwuje burgera nieodpowiadającego zapewnieniom, może mieć jakieś roszczenia wobec kucharza?
Na razie brzmi troszkę jak prawne sci-fi, ale jak się okazuje nie w U.S.A., gdzie (jak podaje 'Tampa Bay Times’) niejaki Phillip Williams zdecydował się pozwać Burger Kinga o 5 milionów dolarów odszkodowania za to, że podany mu wegański Impossible Whopper (’100% WHOPPER 0% BEEF’) został zanieczyszczony (’contaminated’) produktami mięsnymi — bo wprawdzie nie nałożono (zgodnie z zamówieniem) mu majonezu, ale jego buła była grillowana razem z produktami mięsnymi ’Vegan man sues Burger King in Florida, says Impossible Whopper was ‘contaminated’ with meat’).
Burger King broni się wskazując, że reklamuje danie jako wolne od wołowiny, ale nie jako wegańskie (chodzi przede wszystkim o majonez), a burger trafi na osobnego grilla wyłącznie na wyraźne życzenie klienta (znalazłem nawet informację, że na stronie produktu były jakieś disklajmery — no ale teraz Impossible Whopper zwraca „404”)
No i w ramach tej gdybologii, naszły mnie następujące zagadnienia prawne (wszystko zakładając, że rzecz dzieje się w Polsce, czyli nigdzie):
- zaczynając od „gwiazdek” w reklamach, bo być może mamy z nimi problem: z jednej strony sąd nie podzielił stanowiska UOKiK, który stwierdził, że disklajemer w reklamie polisolokat wprowadzają konsumenta w błąd (już wiem, że to orzeczenie zostało uchylone, wyrok SN z 23 października 2019 r., I NSK 66/18), ale nie ma przecież wątpliwości, że drobny druczek w reklamie może być oceniony jako celowe wprowadzenie w błąd klientów — jakie zatem miałby szanse Polak-weganin w takim sporze? czy „zero wołowiny” powinno wyostrzać uwagę, bo może być wieprzowina lub drób? czy może być traktowane jako hasło „zero wszystkiego”?
- bez dwóch nieuczciwą praktyką rynkową jest wszakże „rozpowszechnianie prawdziwych informacji w sposób mogący wprowadzać w błąd” — ciekawe jak UOKiK (lub sąd) oceniłby frazę „100% WHOPPER 0% BEEF” (przetłumaczoną, nieprzetłumaczoną) za naruszającą art. 5 ust. 2 pkt 2 upnpr? bo ufny konsument wierzy w to, co widzi, i nie musi szukać dodatkowych wyjaśnień? czy jednak „przeciętny konsument” to osoba rozsądna, która krytycznie weryfikuje przekaz marketingowy? a może wegański Impossible Whopper to tylko autosugestia, za którą fast-fód odpowiedzialności nie ponosi?
- czy brak wyczerpujących wyjaśnień w reklamie mógłby być potraktowany jako brak udzielenia konsumentom „rzetelnej, prawdziwej i pełnej informacji”, co samo w sobie jest przesłanką do uznania działania przedsiębiorcy jako praktyki naruszającej zbiorowe interesy konsumentów?
- a może dałoby się podejść do tematu od strony wady rzeczy sprzedanej — braku „właściwości, które rzecz tego rodzaju powinna mieć ze względu na cel w umowie oznaczony albo wynikający z okoliczności lub przeznaczenia” (art. 556(1) par. 1 pkt 1 kc)? czy okoliczności lub przeznaczenie można oceniać na podstawie ew. kampanii reklamowej sugerującej (?), że bezmięsny burger jest przeznaczony dla wegan (względnie dla wegetarian — zwracam uwagę, że majonez wegetarianina w zęby nie kole, ale tłuszcz zwierzęcy owszem)?
- a może trzeba ze sprawą udać się do TSUE — bo skoro nie ma czegoś takiego jak „masło roślinne” lub „ser wegański”, to nie powinno być także wegetariańskich bugerów? niech sobie będą wegetariańskie wegery — ale nie burgery!
Pytań wiele, możliwości do ekspresji jeszcze więcej — jak mawiają w internetach: niechaj się miasta wpisują, komentują, „łapki w górę”, subskrybujcie — jesteście kochani, P.T. Czytelnicy (nawet ci z Was, którzy dotąd się nigdy nie wpisywali) ;-)
PS tytuł tekstu jest oczywiście w 100% podchwytliwy, bo sugeruje, że żywność może być powiedzmy w 50% wegańska — tymczasem albo jest, albo nie jest. Ale to już nieco inna para kaloszy.