Wypierać się nie będę, że narzekałem na tutejszych łamach, dokładnie 11 listopada, na czerwone wino Polka z rocznika 2018 (że owszem, może i wytrawne, ale po prostu skisłą wiśnią było je czuć). De gustibus non est disputandum, o czym przypomniałem sobie raz jeszcze skosztowawszy młodego czerwonego wina Świętomarcińskiego z winnicy Srebrna Góra, rocznik 2019 — bo niby kompletnie nie moja bajka, ale… jest w nim coś, co mnie ujęło.
Zaczynając od początku: wino Srebrna Góra Świętomarcińskie 2019 jest wyrobem kupażowanym, składają się na nie szczepy „rondo (50%), acolon + pinot noir précoce (50%)”; producent pisze o nim tak:
Tradycja picia młodego wina od 11 listopada do Świąt Bożego Narodzenia liczy wiele stuleci. Związaną jest z postacią św. Marcina, patrona winiarzy, przedstawianego w ikonografii jako rycerza na koniu, oddającego płaszcz żebrakowi. Jego atrybutami są m.in. dzban (wina) i gęś. Świętomarcińskie wino zwykle serwuje się z pieczoną gęsią, symbolem urodzaju i dostatku.
W nosie czereśnie, maliny, poziomka i odrobina czerwonej porzeczki. Po chwili pojawiają się wiśnie i czarne jagody. Mocne nuty żurawinowo-bananowe i akcenty kwiatowe. Usta owocowe, pełne, ale w dalszym ciągu świeże i radosne z delikatnymi garbnikami.
Nie wiem czy wino Świętomarcińskie można nazywać polskim bożolę — Wikipedia podaje, że Beaujolais primeur trafia do spożycia w trzeci czwartek listopada, a sprzedaż dozwolona jest tylko do 31 stycznia (takie wino nie nadaje się do przechowywania) — natomiast wiem, że chociaż mocno słodkawe i bardzo delikatne w smaku (chyba mogłoby uzyskać uznanie większości konsumentów), to jednak… nie odrzuciło mnie.
Butelkę młodego wina ze Srebrnej Góry, rocznik 2019, udało mi się kupić w sklepie Lidl — kosztuje 34,99 złotych, ale biorąc dwa, płacicie tylko 29,99 złotych za sztukę. Ja wziąłem dwa, zatem już niedługo będzie recenzja białego Świętomarcińskiego :)