A teraz coś z nieco innej beczki: załóżmy, że oskarżony o zabicie psa tłumaczy się nieszczęśliwym wypadkiem (wypadł z rąk i się potłukł na śmierć). Zakładając, że nie ma świadków: czy jest jakiś sposób na zweryfikowanie słów sprawcy, czy istnieje jakiś dowód, który mógłby potwierdzić lub zaprzeczyć jego linii obrony? (nieprawomocny wyrok SR w Mrągowie z 21 października 2019 r., II K 278/19).

Wyrok wydano w sprawie mężczyzny oskarżonego o zabicie 9-tygodniowego szczeniaka „z cechami psa Ratlerek”, w ten sposób, że uderzył nim w twarde podłoże (art. 35 par. 1 uoz).
Do zdarzenia doszło po sprzeczce na grillu u rodziny konkubiny. Zła kobieta wyszła (wraz z córką) z imprezy, mężczyzna pobiegł za nią trzymając na rękach pieska — zaczęli się kłócić, aż sprawca rzucił o ziemię stworzeniem.
Zdaniem oskarżonego — który „formalnie” przyznał się do czynu — był on niewinny: owszem, doszło do kłótni, podczas której musiał się bronić przed kobietą (ta zaczęła go szarpać i bić po twarzy), więc odruchowo odrzucił psa, który upadł na krawężnik.
Sąd dał wiarę oskarżonemu w zakresie, w jakim przyznał się do przestępstwa, ale nie dał wiary jego wyjaśnieniom jeśli chodzi o okoliczności zabicia pieska: z zeznań świadków wynika, że pokłócony mężczyzna wybiegł za kobietą, po chwili usłyszano jej krzyk i wołanie oraz płacz dziecka — zaś sama kobieta stwierdziła, że jej partner rzucił psem o ziemię i go zabił. Natomiast z opinii biegłego (lekarza weterynarii) wynika, że wielonarządowe obrażenia, których doznał szczeniaczek, nie mogły być spowodowane przypadkowym spadnięciem na ziemię — zwierzę zdecydowanie musiało uderzyć z większą siłą, w dodatku bokiem, co wyklucza nieszczęśliwy wypadek (wiadomo, że nawet młodziutki psiaczek stara się lądować na łapki).
W ocenie sądu oznacza to, że oskarżonemu można przypisać sprawstwo i winę przestępstwa, które wyczerpuje dyspozycję art. 35 ust. 1 uoz, zaś działanie cechuje wysoki stopień szkodliwości czynu. Świadczy o tym motyw i sposób działania — pies nie jest rzeczą do wyładowania negatywnych emocji, a w dodatku tak malutki piesek nawet nie miał szans się obronić. Rzucenie psem o twarde podłoże świadczy o bestialstwie sprawcy, nie można też wykluczać, że świadkiem śmierci psa było dziecko.
Z tego względu sąd zdecydował się skazać oskarżonego na karę 1 roku i 8 miesięcy ograniczenia wolności (w każdym miesiącu będzie musiał wykonywać nieodpłatną kontrolowaną pracy na cel społeczny przez 30 godzin), a także orzekł 7-letni zakaz posiadania psów i zasądził 2 tys. złotych nawiązki na schronisko dla zwierząt.
Zamiast komentarza: kara ograniczenia wolności (zamiast bezwzględnego więzienia) za zabicie psa może wydawać się nieco zbyt łagodna — jednak szybko sobie przeliczyłem, że 600 dni bezpłatnej pracy (licząc po 1 godzinie w każdym dniu) też wygląda nieźle i może być niezłą nauczką dla innych durniów, którzy myślą, że zwierzę to jakiś worek treningowy. No i fajnie pomyśleć, że sąd nie dał się zapędzić w kozi róg — bo biegły potrafił zweryfikować czy przywoływane przez oskarżonego okoliczności znajdują potwierdzenie w rodzaju obrażeń odniesionych przez szczeniaka.
Q.E.D.