Jeśli zwróciliście ostatnio uwagę na zwiastun filmu „Jojo Rabbit” — zapowiadającego niewątpliwie satyryczną komedyjkę, może coś w okolicach „Bękartów wojny”, może coś w guście „Allo allo” — to spieszę wyjaśnić, że mamy przypadek jak z „Klerem”: nie wierzcie zwiastunom, nawet jeśli są do śmiechu.
W skrócie i nie paląc: jest 10-letni Johannes „Jojo” Betzler jest już na tyle duży, że może już przywdziać mundurek Deutsches Jungvolku i pomyśleć o walce o Niemcy. Przyda się tym bardziej, że na froncie idzie coraz gorzej (padła Italia, wróg coraz bliżej bram jego miasteczka), więc każdy głęboko zindoktrynowany nazi-młodzian jest na wagę mięsa armatniego. Jojo jest oddany Führerowi (w tej roli sam Taika Waititi) na tyle mocno, że imaginuje go sobie jako kumpla od codziennych pogwarek. „Co gorsza” okazuje się, że jego mama (Scarlett Johanson) ukrywa w mieszkaniu młodą Żydówkę… Zatem: fikcja przeplata się ze straszną prawdą, a wszystko wydaje się tak niepoważne, że nawet złowrogie zdanie „spalmy dom i zrzućmy wszystko na Churchilla” (wypowiedziane przez Hitlera, aczkolwiek wiadomo, że to było jedno z propagandowych zawołań Josepha Goebbelsa) wzbudza salwy śmiechu na sali kinowej.
Tak, to prawda, naziści (podobnie jak większość totalitarnych reżimów) bardzo liczyli na młodzież — nieskrępowaną pamięcią o Kajzerze i Weimarze, wychowaną w kulcie dla geniuszu i gotową bez mrugnięcia okiem oddać życie za Führera. Którą tak łatwo omamić kilkoma zgrabnymi hasełkami, zbiorowymi zajęciami na świeżym powietrzu, poczuciem grupowego koleżeństwa i potrzeby bycia twardym — o tyle łatwiej, że pranie mózgu dokonywane jest „na czysto”, bo przecież nie ma potrzeby usuwać pokładów przeszłości.
„Jojo Rabbit” nie jest łatwym filmem i z pewnością (chociaż sporo można się pośmiać) na pewno nie jest filmem ani wesołym, ani zabawnym. Jednak jako satyra na łatwość rozprzestrzeniania się — i kompletną głupotę — ideologii nienawiści przypomina nam, że kłamstwo ma krótkie nogi i jego czar zwykle pryska przy zetknięciu z rzeczywistością.
U mnie mocne 7,5/10 — plus za odwagę w mówieniu prawdy, bez owijania w bawełnę (nawet jeśli Hitler nie jadł na obiad jednorożców).