„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” — niech ziew będzie z tobą

Dwutygodniowe opóźnienie, z jakim udaliśmy się do kina na „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie”, pokazało, że nikt po tamtej stronie nie słucha opinii publicznej. Chociaż film został przyjęty raczej cierpko — reżyser czy producent najwyraźniej nie zrobili nic, żeby błędy poprawić.


Gwiezdne wojny Skywalker Odrodzenie recenzja
Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” (’Star Wars: The Rise of Skywalker’), scenariusz J.J. Abrams, Chris Terrio, reżyseria J.J. Abrams, w rolach głównych: Daisy Ridley, Adam Driver, John Boyega, Oscar Isaac, Billy Dee Williams

Jak doskonale wiedzą ci z P.T. Czytelników, którzy zapuszczają się w ostępy moich filmowych recenzji, pisać ich nie potrafię — choćby przez to, że wydaje mi się to dość niewdzięcznym zajęciem. Pójść do kina z notatnikiem i gorączkowo zapisywać wrażenia, ciekawsze sceny, rozwiązania formalne, etc.? Nonsens. Zmyślać kompletnie? Już lepiej, ale gorzej gdyby ktoś zauważył, połapał się, że ściemniam. Łatwiej, jeśli dzieło się spodobało; gorzej trochę, jeśli do gustu nie przypadło (tak, z wiekiem coraz częściej bywam pobłażliwy: niby nic tak nie porywa jak ostra krytyka, ale troszkę też szkoda czasu na strzępienie klawiatury na głupoty).
Ach, można jeszcze tak jak ten komentator sportowy „Rzepy” z l. 90-tych (nazwisko? pamięć już nie ta), który w relacji po nudnym meczu piłkarskim pisał o psie, który drapał się po grzbiecie, bo chyba nic ciekawszego się nie działo (to bodajże po meczu Rumunia-Polska w Bukareszcie w 1995 r.).

Taki mam właśnie problem po obejrzeniu IX już części sagi, która jako nastolatka wpierała mnie w fotel kinowy (tak, w taki poplamiony, ale nie colą, ustawiony w zapyziałej sali jednej z bodajże 30 kin działających we Wrocławiu; czy to nie ciekawe, że za komuny była większa „konkurencja”, niż jest dziś?). „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” to film nudny do bólu kości, chociaż bardzo dynamiczny, bajecznie przewidywalny i schematyczny, chociaż informacja, że wszyscy bohaterowie to wielka rodzina może zaskakiwać (może? odkąd Vader wypowiedział słowa „Luke, I am your father”, nie dziwi nic… — zwłaszcza to, że ponoć tego nie powiedział), nadużywający ogranych motywów — brak mu choćby kapki polotu, który cechował choćby „Han Solo: Gwiezdne wojny”… U mnie tylko 4/10 — przed niższą notą ratuje tylko pamięć „Hiszpanki”.
Właściwie mogę się tylko cieszyć, że ta recenzja nie jest kupiona, bo miałbym potężny problem z napisaniem na akord czegoś pozytywnego — a tak mogę wspomnieć, że po powrocie do domu podrapałem suńkę za uchem i było fajnie.

subskrybuj
Powiadom o
guest

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

2 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
2
0
komentarze są tam :-)x