Czy publiczne nazwanie osoby, która jawnie przekłamuje historię „kanalią” może być traktowane jako naruszenie dóbr osobistych? Czy ocenę taką usprawiedliwia fakt, że tradycyjnie tym epitetem nazywało się osoby kolaborujące z okupantem? Czy w choćby uzasadnionej polemice z poglądami dopuszczalne jest używanie argumentów ad personam? (wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 4 września 2019 r., V ACa 1612/17).
Orzeczenie dotyczyło odpowiedzialności autora książki za zawarte w jej treści informacje o określonej z imienia i nazwiska osobie — sugerowanie sympatii z komunistycznymi zbrodniarzami, przypisywanie innej osobie gloryfikowania Armii Ludowej i Gwardii Ludowej, przekłamania dotyczące stosunku do Armii Krajowej i zasług „żołnierzy wyklętych”, a także użycie „obraźliwych, obelżywych określeń, w tym nazwanie powoda kanalią” i „komsomolcem” (przy czym przynajmniej kanalię napisano kursywą).
Zdaniem zniesławionego użyte w odniesieniu do niego sformułowania naruszały jego dobra osobiste, zatem do sądu wpłynął pozew, w którym zażądał przeprosin i zadośćuczynienia na zbożny cel w wysokości 9 tys. złotych.
W ocenie pozwanego autora użycie określonych sformułowań było uzasadnione wcześniejszym zakłamywaniem historii, zaś nazwanie powoda „kanalią” było uzasadnione historycznie, bo tak nazywano osoby kolaborujące z okupantami — a także był uzasadnioną odpowiedzią na bezprawne zarzuty (wcześniej powód nazwał pozwanego, który w l. 80-tych został zdegradowany do stanowiska oficera politycznego, „politrukiem”). Wypowiedź miała na celu piętnowanie takich postaw — ale tylko i wyłącznie określonych postaw, ale nie do osoby powoda (stąd kursywa) — zatem służyło ochronie ważnego interesu publicznego, która to okoliczność wyłącza odpowiedzialność za naruszenie dóbr osobistych (art. 24 kc).
Sąd stwierdził, że powód jest działaczem społecznym, autorem książek historycznych, w których m.in. krytycznie oceniał działalność pozwanego, który m.in. doprowadził do likwidacji pomnika funkcjonariuszy SB i MO zabitych przez Armię Krajową, zaś w swoich publikacjach pozytywnie eksponował działalność GL i AL i pomijał ich zbrodnie wobec żołnierzy AK — a także nazywał swego adwersarza „politrukiem” (bo ten przez 3 lata był oficerem polityczno-wychowawczym w LWP). Pozwany natomiast jest także znany z książek o tematyce historycznej, w których skupia się zgoła na „żołnierzach wyklętych” i AK — w jednej z nich pojawiły się inkryminowane sformułowania (mało tego: pozwany także zawiadamiał prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z art. 55 ustawy o IPN (tj. zaprzeczania zbrodniom totalitarnym, por. „O tym, że zbrodnie komunistyczne zapewne popełniły czerwone krasnoludki”).
W świetle tych okoliczności sąd uznał, że użycie w książce „obrażających i poniżających powoda, uznanych za obelżywe” sformułowań naruszało dobre imię i godność powoda, zaś pozwany z pewnością nie działał ani w granicach dozwolonej krytyki, ani w obronie ważnego interesu społecznego, ani też nie wykazał innej okoliczności wyłączającej bezprawność naruszenia dóbr osobistych. Usprawiedliwieniem dla obrażania adwersarza nie może być wcześniejsze nazwanie pozwanego „politrukiem”, ani zastosowanie kursywy. Pozwany ma prawo do krytycznej i negatywnej oceny sposobu przedstawiania prawdy historycznej przez powoda — ale nic nie usprawiedliwia sformułowań obraźliwych i poniżających.
Usprawiedliwieniem nie może być także ani różnica poglądów na działalność AL i GL, ani ewentualne zakłamywanie historii — a to dlatego:
Niezależnie od tego, że z obiektywnego, a przy tym trudnego niejednokrotnie do późniejszego odtworzenia, punktu widzenia prawda o tych zdarzeniach w wymiarze faktograficznym jest tylko jedna, nie podlega zmianom i nie może być odmieniona jakimikolwiek opiniami albo relacjami, nie sposób z drugiej strony odmówić osobom zajmującym się pisaniem opracowań, również przy zastosowaniu metod używanych w naukach historycznych, uprawnienia do prezentowania różnych analiz poszczególnych wydarzeń, postaw osób, które w nich uczestniczyły, w tym motywacji, również światopoglądowej albo wręcz politycznej, która tym osobom przyświecała, nawet w sposób determinowany przez osobiste przekonania autora albo jego własne doświadczenia i przyjęty przez niego system wartości, byle w oparciu o rzetelne ustalenia, które winny się opierać na wiarygodnych źródłach oraz metodach ich pozyskiwania.
Można bowiem krytykować i polemizować z poglądami, można z oburzeniem komentować sposób, w jaki powód opisywał wydarzenia historyczne, można uwidaczniać przekłamania, brak rzetelności i brak obiektywizmu w publikacjach — ale styl tej krytyki nie może prowadzić do naruszenia dobrego imienia i godności osoby. Krytyka nie może przybierać postaci osobistej oceny powoda jako osoby, nie może prowadzić do formułowania wypowiedzi obraźliwych i zniesławiających.
Sąd dostrzegł także pewnego rodzaju wadliwość argumentacji pozwanego: nawet jeśli można nazywać „kanalią” osobę kolaborującą z okupantem, to autor książek historycznych niewątpliwie nie może być uznany za kolaboranta.
Naruszenia dóbr osobistych powoda nie usprawiedliwia nawet obiektywna racja historyczna leżąca po stronie pozwanego — toteż nazwanie kogoś „kanalią” i porównanie do „komsomolca” stanowiło bezprawne naruszenie dóbr osobistych.
Z tego względu sąd prawomocnie nakazał pozwanemu opublikować we wskazanym tygodniku i wysłać pocztą na adres powoda podpisane własnoręcznie przeprosiny (za zamieszczenie w książce „obelżywych i niemających uzasadnienia określeń”)