Przychodzi taki moment w życiu każdego noża czy scyzoryka, że najświetniejsze ostrze staje się tylko kawałkiem tępej blachy. To nieprzyjemna i dość niebezpieczna sytuacja: używanie stępionego ostrza jest nie tylko niewygodne (ukrojenie czegokolwiek wymaga większej siły), przez co łatwiej przeholować i utracić kontrolę nad narzędziem. Wbrew potocznemu przekonaniu bezpieczny nóż to nóż ostry (wyjąwszy treningowe nożyki dla dzieci, które pozwolą nauczyć się obchodzić z tym narzędziem) — co oznacza, że prędzej czy później każde ostrze, choćby rzadko używane, będzie wymagało naostrzenia.
I tu właśnie w sukurs może przyjść używana przeze mnie od jakiegoś czasu ostrzałka Lansky C-Sharp.
Sposobów na ostrzenie noży jest wiele, począwszy od przeciągania po naprężonym pasku skórzanym, poprzez kawałek gładkiego kamienia (nieźle nadaje się do tego piaskowiec, można się pobawić nawet podczas jakiegoś odpoczynku w górkach), niektórzy lubią stalki, jeszcze inni uważają, że nie ma jak porządny system ostrzący. Osobiście przez pewien czas próbowałem też prostej i niedrogiej ostrzałki dwuszczelinowej (jedna szczelina do zgrubnego, druga do końcowego ostrzenia), ale rychło się okazało, że nadaje się tylko do przeciętnego noża kuchennego i prostych scyzoryków, ale już taka Mora raczej obrywała.
Zważywszy, że lubię rozwiązania proste i nieskomplikowane w użyciu, trwałe oraz takie, które mogę zabrać ze sobą na dłuższy wyjazd, nie dziwota, że wybór padł właśnie na ostrzałkę Lansky C-Sharp — lekką, małą i poręczną (w transporcie i w ostrzeniu), która pozwala na łatwe doprowadzenie do porządku najbardziej zaniedbanego ostrza występującego w każdym nożu, jaki posiadam (a chyba i w takich, których nie posiadam).
Prawidłowe używanie modelu Lansky C-Sharp jest niezmiernie proste i w większości przypadków sprowadza się do wyboru odpowiedniej szczeliny ostrzącej — do wyboru mamy cztery kąty (17-20-25-30 stopni), które pozwolą na naostrzenie praktycznie każdego na co dzień spotykanego noża, scyzoryka, multitoola czy nawet tasaka (w pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że im grubsze ostrze, tym kąt powinien być większy). Zwykle wystarczy kilka przeciągnięć ostrza przez szczelinę — i voilà!
Dodatkowym bajerem jest wbudowana (niewielka) osełka, która przede wszystkim może być wykorzystana do finalnego dopieszczenia ostrza (moim zdaniem V-kształtne elementy zdecydowanie wystarczą do osiągnięcia niezbędnego komfortu cięcia), ale też ma zastosowanie do ostrzenia noży ząbkowanych (próba ich ostrzenia każdą metodą „klasyczną” skończyłaby się bardzo źle). Mówiąc wprost: dopiero ostrzałka Lansky C-Sharp pozwoliła mi na przywrócenie do świetności scyzoryka Victorinox Nomad One-Hand.
Garść podstawowych informacji o ostrzałce Lansky C-Sharp:
- cztery łatwe do użycia ceramiczne (V-kształtne) szczeliny, każda o gradacji 600, pozwalające na ostrzenie pod różnymi kątami: 17° przeznaczone do wyjątkowo cienkich ti ostrych narzędzi jak np. lancet; 20°, którym można naostrzyć nóż kuchenny lub zwykły scyzoryk (taki jak Victorinox Picnicker czy Leathermana); 25° idealne do noży turystycznych (np. Ontario Rat-1 czy Mora Eldris), 30° (tylko tym naostrzycie super-masywne narzędzia jak np. maczetę lub ostrza do „brudnej” roboty jak np. cięcie papieru);
- ceramiczna osełka o gradacji 800, służąca do wykańczania szlifu po przepracowaniu w szczelinie lub do samodzielnego naostrzania głowni ząbkowanych (do ostrzy ząbkowanych, tzw. „serrated”);
- wszystko zamknięte w solidnym aluminiowym korpusie (z oczkiem umożliwieniem przeplecenie np. jakiegoś repsznura) — całość waży 107 gramów i mierzy 107 x 37 x 13 mm;
Reasumując: jeśli masz nóż lub scyzoryk, musisz mieć ostrzałkę — tępe ostrze to przecież nic innego jak anakolut — zaś Lansky C-Sharp wydaje się bardzo dobrym rozwiązaniem (niekoniecznie najlepszym, ale nie zapominajmy, że te najlepsze nie zawsze są całkiem dobre).