Czasy takie, że skoro #ZOSTAŃWDOMU, to nie pozostaje nic innego jak podróżować palcem po mapie, lub sięgać pamięcią do miłych wspomnień, dobrze przy tym wspierać się jakimś przedmiotem związanym z obiektem. Nie wiem czy jeszcze kiedyś wrócimy w góry Słowacji — ale nawet jeśli nie, to troszkę sobie powspominaliśmy (i poplanowaliśmy) przy butelczynie słowackiego czerwonego wina wytrawnego Château Topolcianky Alibernet 2014.
Zaczynając od początku, bo historia to ciekawa: internety podają, że odmiana alibernet powstała w 1950 r. w Związku Sowieckim (!), a dokładnie w Odessie — stąd oryginalna nazwa Одесский черный — ze skrzyżowania winorośli Alicante Henri Bouschet i Cabernet Sauvignon. Alibernet uprawia się głównie w państwach powstałych po rozpadzie ZSRS, a także (na bardzo niewielkich areałach) w Czeskiej Republice i na Słowacji.
W smaku jest bardzo łagodne (Cabernet Sauvignon się kłania), ale w barwie!… — autentycznie, chyba dawno nie widziałem tak ciemnoczerwonego wina; rozlany do kieliszka alibernet jest prawie czarny, że praktycznie nieprzezroczysty; natomiast w smaku naprawdę bardzo łagodny. Świetnie nadaje się zarówno do toastu za zdrowie i odporność, a także ku pokrzepieniu serc.
Tę butelkę udało się kupić za kilka euro (dokładnej ceny nie pamiętam) podczas ostatniego wyjazdu w Tatry. Od tamtego czasu minęło już półtora roku i trudno powiedzieć czy i kiedy uda się powrócić — na szczęście człowiek ma nawyk zabierania ze sobą takich rzeczy na pamiątkę i na trudniejsze chwile.