Media nieźle grzeją temat koronawirusa, liczą zarażonych, wymieniają miasta, w których pojawiła się choroba (zdaje się, że w każdym z nich wybucha coś w rodzaju lokalnej paniki) — mnie jednak, jak przystało na optymistycznego sceptyka-stoika, wychodzi, że oto nadarza się kolejna okazja by zacytować klasyka — iż „the only thing we have to fear is fear itself”.
Mianowicie:
- prawdą jest, że epidemia „czarnej śmierci”, która spustoszyła Europę w połowie XIV wieku, spowodowała śmierć ok. 30% populacji kontynentu (a było nas wówczas niecałe pół miliarda) — a przecież wówczas tempo podróży z Mediolanu do Akwizgranu było tak niewielkie, że nikła była też szansa dotrzeć żywym (przekleństwem naszych czasów jest łatwość przemieszania się ludzi — osoba, która rano zachorowała na jednej półkuli już wieczorem może zacząć zarażać tysiące kilometrów dalej);
- faktem jest, że Kaplica Czaszek w Czermnej swój nieprawdopodobny charakter zawdzięcza tak wojnie trzydziestoletniej, jak i epidemii cholery, która wybuchła zaraz po niej, na cholerę wszakże zmarł także Adam Mickiewicz;
- nie da się też ukryć, że pandemia grypy hiszpanki przyniosła śmierć kilkudziesięciu milionom — jej żniwo było większe niż ofiar Wielkiej Wojny (dla przypomnienia: film „Hiszpanka” zawdzięcza swój tytuł właśnie epidemii lat 1918-19;
Niezależnie od tego uważam, że nie ma co ani szerzyć paniki, ani jej ulegać, albowiem:
- zaczynając od początku: statystyki dotyczące zwykłej grypy mówią, że w ubiegłym sezonie zmarło na nią przeszło 150 Polaków, co daje średnio prawie jeden zgon na dwa dni; wyobraźmy sobie zatem medialne nagłówki — czwartek: „jest ofiara grypy we Wrocławiu”, a później znów w sobotę, wtorek, etc.,etc.; co ciekawe rokrocznie przypomina się, że byłoby wskazane się na nią szczepić, ale z tej możliwości korzysta ledwie kilka procent populacji (ja bodajże raz w życiu);
- znalazłem też informację, że w ciągu każdego roku roku smog zabija ok. 45 tys. Polaków, aż się prosi o medialną wyliczankę „już 123 ofiar smogu” w poniedziałek, tyleż samo we wtorek, środę, czwartek — może wówczas też rząd wziąłby się do walki z zasyfieniem z równym zapałem jak do zapobiegania rozprzestrzeniania się wirusa (wyobrażacie sobie te chwytliwe hasła: „rząd ustępuje górnikom, buduje nową elektrownię węglową, która w ciągu 10 lat może zabić pół miliona”? A może chodzi o to, że smog zabija pomalutku i prawie bez śladów? No to przypominam, że wielki smog londyński zabił ok. 12 tys. osób w ciągu 5 dni, czyli ¼ tego, co cały the Blitz w ciągu 8 miesięcy;
- historia najnowsza: czy ktoś spośród P.T. Czytelników pamięta jeszcze pandemię świńskiej grypy (A/H1N1) z lat 2009-10? jak to ówczesną ministerkę zdrowia (była nią Ewa Kopacz) PiS szarpał, że nie kupuje szczepionek? więc warto sobie uświadomić, że mogła ona przynieść nawet przeszło pół miliona ofiar na całym świecie (w samej Polsce zmarły 182 osoby) — a jednak nie było żadnej paniki, zaś w sklepach można było kupić zarówno ryż jak i papier toaletowy;
- lubicie chodzić do lasu? przypomina się, że w lesie jest mnóstwo kleszczy i innego paskudztwa, w dodatku od kilku lat mamy inwazję kleszczy łąkowych, zaś borelioza jest chorobą nieuleczalną — będę strzelał: jeśli pójdę z psinką na spacer do lasu prawdopodobieństwo zarażenia się koronawirusem zapewne maleje do zera, ale ryzyko boreliozy mocno rośnie… a jednak nie panikujemy, staramy się zabezpieczać jak się da — ale nie głupiejemy.
Dla jasności: nie kpię z koronawirusa, nie lekceważę realnego zagrożenia, staram się minimalizować ryzyko, myję rączki (jako i myłem wcześniej), staram się unikać tłumów (nie od wczoraj) — po prostu uważam, że mimo niezbyt wesołej sytuacji nie ma co ulegać ani potęgować nastrojów paniki.