Każdy kto jedzie do Pragi w kwietniu, maju, czerwcu, lipcu, sierpniu i grudniu… Każdy kto zwiedza most Karola, Hradczany i plac Staromiejski… Każdy, kto wchodzi do restauracji w centrum… ROBI TO NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ. [przedmowa?]
Jak napisać książkę idealną? Skłonić/zmusić/przekonać do kolaboracji Mariusza Szczygła i Filipa Springera (temu drugiemu dać aparat fotograficzny), wypuścić do Pragi, niech łażą, robią zdjęcia, niech Szczygieł snuje swoje dziwne opowieści — i oto jest „Osobisty przewodnik po Pradze” , którą napisał Mariusz Szczygieł a zilustrował — zdjęciami jak najbardziej w swoim stylu — Filip Springer (po „Miedziance” i „Wannie z kolumnadą” zwykłem o nim myśleć per ostatnia nadzieja białych ).
Mariusz Szczygieł, Filip Springer (zdjęcia), „Osobisty przewodnik po Pradze”, wyd. Dowody na Istnienie, na papierze 372 strony
Dla jasności i celem niewprowadzania P.T. Czytelników w błąd: „Osobisty przewodnik po Pradze” nie jest książką idealną, przede wszystkim dlatego, że… nie ma książek idealnych; tym bardziej nie może być nią publikacja, której już sam tytuł oznacza pewien brak ofensywności („osobisty” czyli subiektywny, co interpretuję jako nienarzucający się, nieco wycofany — bo jeśli komuś się nie podoba, to podobać się nie musi, bo to nasze, subiektywne, osobiste…). Mnie się jednak podoba, już choćby za sam fakt, że oto mamy wspólne dzieło dwóch najciekawszych (moim zdaniem, subiektywnie) polskich reporterów młodego pokolenia (hehe, Springer dobiega czterdziestki, a Szczygieł jest nawet starszy ode mnie)…
A poza tym „Przewodnik” to taki troszkę przewodnik, troszkę notatnik z felietonikami, a troszkę opowiastka, a mianowicie:
można się dowiedzieć (nic nowego), że z Czechów są takie dowcipne olewusy, że nie drażnią ich nawet dowcipy, po których Polakowi otworzyłby się scyzoryk w kieszeni — nie tylko mają dystans do siebie, ale byle taksiarz potrafi uznać klasykę („dlaczego w czasie okupacji w Czechach nie było partyzantki? bo Niemcy nie pozwolili”) za tekst wybitny, godny rozpropagowania; po części dlatego, że TGM miał napisać, iż „nieprzyjaciel czuje większy strach przed narodem, który sam siebie krytykuje” (jakże to niepolskie!); i tak Polacy tę reklamę uważają ponoć za obraźliwą dla Polaków — ale przecież to „narciarz jest durniem, bo oddaje telefon choince. Kto robi interesy z facetem przebranym za drzewo? (…) tylko Czech idiota” (jak powiedział ten sam taksiarz o pewnej kontrowersyjnej reklamie sieci komórkowej);
VIDEO
„Czesi to śmiejące się bestie” — to są akurat słowa Heydricha, któremu — jako najwyższemu rangą hitlerowskiemu dygnitarzowi zgładzonemu przez Aliantów wcale nie było do śmiechu — ale prawdą jest, że tam wybaczają wiele, oprócz drętwego ponuractwa;
„przeciętny Czech czyta średnio siedemnaście książek rocznie” (wreszcie cytuję Szczygła samego) — tylko 12% Polaków więcej niż 6, ale co jeszcze ciekawsze nawet najbanalniejsze książki na rynku („w Czechach Grochola jest mężczyzną i nosi nazwisko Viewegh „ ) są wydawane w twardych oprawach — autor porównuje to do McDonalda, w którym podawano by srebrne sztućce; wynika to głównie z tego, że czeskie odrodzenie narodowe miało charakter mieszczański i zaczęło się od odbudowy języka — poprzez czeską literaturę (oidp jest tam nawet pewna ciekawa historia mistyfikacji… historycznej). A wszystko to mimo tego, że VAT na książki wynosi tam 17,5% (czyli tyle co na pivo );
interesujące są też passusy o Szwejku, którego kanoniczne tłumaczenie jest fatalne i wprowadzające w błąd (nie „Przygody dobrego wojaka Szwejka” lecz „Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej”); jest też o tym, że część Czechów uważa postać Szwejka za fatalnie rzutującą na ich postawę — nic poważnie, wszystko obśmiać, brak pozytywnego programu, „mózg zniszczony przez alkohol” , etc.;
nie, to nie oznacza, że „Przewodnik” to tylko zbiór opowiastek i dykteryjek, to oznacza tylko i wyłącznie, że ja — osobiście i subiektywnie — na takie rzeczy zwracam najbardziej uwagę; ot np. taka Žižkovská highline , która na zdjęciach wygląda jak ze sklejki, ale ponoć jest fajna i warto zobaczyć (może kiedyś zobaczę, dawno już w Praze nie byłem i chyba szybko nie będę — ale kiedyś jeszcze wrócę);
jest też dużo o rzeźbach Davidzie Černým (przypominam, że jeśli chcecie zobaczyć jakieś dzieło Černego nie trzeba jechać do Pragi — wystarczy odwiedzić Liberec !); o przeklinaniu; o husyckim kościele w apartamentowcu; o kubizmie; o Babišu (jest nawet aplikacja, która pokazuje czy towar pochodzi z firmy należącej do premiera — chodzi o to, żeby nie kupować od tego oczajduszy…); o Žofii hraběnki Chotkovej z Chotkova a Vojnína, której nagła śmierć spowodowała nagłe i niemałe zamieszanie na całym świecie (a teraz jest ładny pomnik ku jej czci); o czeskiej kuchni, która może rajcować tylko tych, którzy w życiu kierują się dewizą „przeżyć za wszelką cenę” (tam jeszcze niedawno warzywa uważano za dobre wyłącznie dla świń) — ba, są nawet przepisy kulinarne.
Słowem: warto sięgnąć, nawet jeśli nie macie planach ani w zamiarach odwiedzin Pragi — bo poczytać zawsze warto…
PS czytałem rzecz jasna na Kindlu , natomiast myślę, że ze względu na zdjęcia Filipa Springera ta książka musi znacznie lepiej wyglądać na papierze (strzelam, bo nie widziałem jej nawet na oczy — to kompletna nowość).
powiązane