Sytuacja jest kiepska, ale (jeszcze) nie beznadziejna, przeleciało mi przez głowę kiedy odkorkowywałem kolejną butelkę z zachomikowanych zbiorów, widząc przy tym dno barku. Drugi raz przeszło mi to przez myśl jak już skosztowałem bohatera dzisiejszej enorecenzji — czyli białe półwytrawne wino Vinný sklep Sovín Rulandské šedé.

Zaczynając od początku: odmiana Rulandské šedé to nic innego jak międzynarodowy pinot gris — odmiana pinot noir (aka Rulandské modré), szalenie popularny wśród win alzackich (w Niemczech znają je także jako Ruländer). Coraz popularniejsze wśród morawskich hodowców, niewykluczone, że ze względu na dość „popularny” posmak: otóż ten trunek jest płaski w smaku, kwaskowo-słodkawy, jakby najpierw zaprawili kwaskiem cytrynowym, a później się wystraszyli i dosypali cukru… kiepskie, ale nie beznadziejne (i to jest właśnie ta przyczyna, dla której mniej lubię wina białe). W paskudnie gorący dzień ujdzie, ale raczej jako ersatz.
Butelkę tego wina kupiłem, niedrogo (acz adekwatnie do jakości) oczywiście tamże, no i sytuacja robi się naprawdę niewesoła, bo przecież mija już pięć miesięcy od ostatniego výletu (takiego odstawienia jeszcze nie mieliśmy!!)…
…a to jest szczególnie nieśmieszne w kontekście obligatoryjnej kwarantanny prewencyjnej, którą należy przejść po powrocie z zagranicy — także z Czeskiej Republiki, która — słuchajcie, słuchajcie — nie tylko bije Covida w dość wymowny sposób, ale sposób prezentacji danych na oficjalnej stronie ichniego ministerstwa zdrowia jest… zobaczcie sami.
A u nas? Wiadomo: „Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie, / Ja z synowcem na czele i? — jakoś to będzie!” (Adam Mickiewicz, „Pan Tadeusz”). (No ale wiadomo, Czesi mają tylko jednego noblistę z literatury, a my aż pięciu.)