A teraz coś z jeszcze innej beczki czyli — na dobry początek nowej kulinarnej serii, którą okrasiłbym podtytułem „świetne czeskie sikacze” lub też „piwo dobre, bo tanie” (zobaczymy co się ostanie) — przeszmuglowane tydzień temu przez południową granicę piwo Braník na doma.
![piwo Braník na doma](https://czasopismo.legeartis.org/wp-content/uploads/2020/07/branik-na-doma.jpg)
Na początek godzi się podać garść suchych faktów: Braník jest popularną marką czeskiego piwa. Początkowo warzył je powstały u schyłku XIX wieku (na etykiecie pojawia się data 1899) pivovar Braník (ew. Branický); kilkanaście lat temu budynek browaru został sprzedany deweloperowi, zaś produkcja napoju trafiła do innego praskiego browaru — Staropramen (praskość pivovaru nie jest taka bez kozery, Braník to przecież przede wszystkim nazwa jednego z osiedli tego miasta).
Natomiast piwo Braník na doma to klasyczny czeski sikacz — czyli pivo výčepní světlé o mocy 3,8%, nieokreślonym ekstrakcie (obstawiam desítkę), żółciutkiej barwie (świetnie działa jako diuretyk) i subiektywnie fenomenalnym smaku…
No właśnie: jeśli pasują Wam jakieś „smoluchy”, albo inne nowofalowe cudeńka (mnie po pewnym okresie zachłyśnięcia się — przeszło definitywnie), Braník na pewno nie podpasuje. To przecież zwykły ležák, napój nieprawdopodobnie lekki, dość goryczkowo-kwaskowy (ale nie nazbyt — przecież musi dać się go wypić więcej niż trzy kufle), taki, który da się niewinnie sączyć, sączyć i sączyć. Osobiście czuję do takich wyrobów wielkie upodobanie — bo nie ma chyba lepszego sposobu na ugaszenie pragnienia w upalny letni dzień — ale także dlatego, że jestem zdania, że dobre piwo ma co nawyżej 4% alkoholu.
Butelkę tego piwa kupiłem za jedyne 34,90 korun — ale weźcie pod uwagę, że jest to dwulitrowa butelka PET, którą najwygodniej kupuje się w sześciopaku (12 kilo — ładny sześciopaczek, co?), więc nie ma strachu, że się szybko wyczerpie.
Zdecydowanie polecam, bo jest naprawdę prze-pysz-ne!