W ramach powrotów w zasadniczo nieodwiedzone — tak, jak nie muszę kupować browaru, żeby napić się piwa, podobnie nie trzeba jechać setkę z hakiem kilometrów, żeby przejść się po jakimś lesie — pognało nas ostatnio w Góry Bystrzyckie. Okazją po temu była… właściwie to pojechaliśmy w te górki bez okazji, bo przecież rozsądny człowiek nie potrzebuje żadnego pretekstu, żeby się troszkę poruszać.

Celem krótkiego wprowadzenia: Góry Bystrzyckie położone są w środkowej części Sudetów, w południowo-wschodnim zakątku Kotliny Kłodzkiej, vis-a-vis Gór Orlickich (nie jest też daleko w Masyw Śnieżnika). Dość rozległe, mało wybitne, w olbrzymiej części pokryte gęstym lasem — wszystko to sprawia, że nie są idealne widokowo i chyba najbardziej zyskują zimą, jeśli ktoś lubi narty biegowe (sam zabieram się do tego od lat… i zabrać nie mogę).

Znając popularność Spalonej (to zasługa fajnego i popularnego schroniska Jagodna) decydowaliśmy się na wędrówkę „pod prąd”: start na Przełęczy nad Porębą (jedno z tych miejsc, obok całej Autostrady Sudeckiej, gdzie Duster naprawdę bardzo się przydaje), w kierunku wierzchołka Jagodna, na którym niedawno zbudowano nową wieżę widokową. Taka ciekawostka: w tym samym czasie oddano do użytku wieżę na Velkej Deštnej — my tamten wierzchołek pamiętamy jeszcze jako mały zakrzewiony placek, podobnie jak Śnieżnik (na którym ponoć ruszyły już prace przy budowie wieży (jestem dość krytyczny jeśli chodzi o wszystkie takie „atrakcje”, natomiast w przypadku Śnieżnika jest to naprawdę ciężki absurd).

Wieża jak wieża (psiapsiółka oczywiście odpuściła), wiatr chciał urwać głowę, zaś aura nie zapewniła tego dnia olśniewających widoków (natomiast przydałoby się troszkę uporządkować teren pod samą konstrukcją, choćby obsiać jakąś trawą, bo wygląda jakby buldożer ledwie wyjechał), zatem po napiciu się herbaty z termosu podreptaliśmy dalej, żwirową drogą, w kierunku Spalonej. Minąwszy schronisko weszliśmy na nieco bardziej obiecująco prezentujący się na mapie, wijący się zachodnimi zboczami pasma, żółty szlak — leśna droga, brak żwiru, znacznie mniej turystów… I tak powróciliśmy, niespiesznym krokiem, do auta.
Cała traska (w/g Mapy.cz wychodzi ok. 17 kilometrów) zajęła nam sześć godzin, wliczając wdrapanie się na wieżę, odpoczynki i popasy — i tu chyba najlepiej widać różnicę czym różnią się takie góry jak Bystrzyckie od np. Karkonoszy.

Czy warto pojechać w Góry Bystrzyckie z psem? Czysto subiektywnie powiem, że znam ciekawsze — acz równie łagodnie nasycone poziomicami — górskie pasma. Ciekawszy, bardziej zróżnicowany las też umiem znaleźć bliżej Wrocławia. Jednak myśląc w kategoriach wypełniania własnych białych plam na mapie — warto było wyskoczyć w to pasmo, przekonać się na własne oczy (od razu zastrzegam: nie zawiedliśmy się ani-ani, bo okazały się dokładnie takie, jak przypuszczaliśmy). Stąd też nie mam większych wątpliwości, że jeszcze kiedyś w te okolice powrócimy.

Dla chętnych do rozprostowania kości podpowiedź na Mapy.cz: Przełęcz nad Porębą — Jagodna (977 m n.p.m.) — szlakiem niebieskim (te mikroskopijne detoury, pkt 3 i 4, to chyba najbardziej malowniczy odcinek tej drogi :-( — Spalona — powrót szlakiem żółtym — Przełęcz nad Porębą.