Krótko i na temat, bo właśnie dostałem od Rządowego Centrum Bezpieczeństwa cztery esemesy (w telefonie mam dwie karty SIM, na każdą przyszły po dwie wiadomości), że od jutra obowiązuje „żółta strefa epidemiczna”, więc znów będzie trzeba zasłaniać usta i nos…
Tak, wiem, że wczoraj premier Morawiecki i nowy lepszy minister zdrowia opowiadali na konferencji prasowej o najnowszych planach i zamiarach związanych z epidemią koronawirusa, kojarzę nawet, że premier nie przeprosił za wcześniejsze ściemnianie — jednak śmiem zauważyć, że jak dotąd nie zmieniła się ani sytuacja prawna, ani nawet praktyka władz jeśli chodzi o wprowadzanie obostrzeń.
Stąd też twierdzę, że na tę chwilę pisanie takich rzeczy:
Uwaga! W przestrzeni publicznej zasłoń usta i nos. Zachowaj dystans. Od 10.10 obowiązuje żółta strefa epidemiczna. Więcej: gov.pl/obostrzenia
jest kompletnie pozbawione doniosłości prawnej.
Dalej będzie w krótkich punktach:
- w Dzienniku Ustaw na tę chwilę (jest 9 października, godzina 12:30) nie uświadczycie żadnego nowego rozporządzenia — dziś już ukazały się cztery akty prawne (w tym dwa teksty jednolite), jednak licznik cały czas stoi na pozycji 1753;
- mało tego: „projekt” rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii wisi w serwisie RCL od 6 października; cudzysłów nieprzypadkowy, bo od trzech dni widać tylko pustą zakładkę — nie ma śladu po żadnym projekcie, więc jajakoprawnik mam trudność w odniesieniu się do jakichkolwiek zapowiedzi (i tu jak zawsze wyprzedzają mnie media, które potrafią pisać o nowych przepisach na podstawie fusów z premierowskiej szklanki po kawie — wybaczcie, ja tak nie potrafię :-(
- praktyka… ano praktyka, jak dobrze pamiętamy, jest taka, że rozporządzenia określające obostrzenia ukazują się zwykle dzień wcześniej, późnym wieczorem (jeśli nic się nie zmieni, o tym co będzie trzeba robić jutro, dowiemy się dziś, najwcześniej po 21:00), zaś dopiero po publikacji finalnego aktu projekt pojawi się w RCL;
- praktyka bywa też taka, że końcowa treść rozporządzenia różni się od wcześniejszych zapowiedzi (por. „Obowiązek zakrywania ust i nosa w miejscach publicznych (będzie jeszcze inaczej niż dotąd mówiono, więc nadal warto czytać)”);
- co daje asumpt do całkiem niegłupiego (moim subiektywnym zdaniem): na jakiej podstawie RCB wysyła esemesy, w których pisze o czymś, co jeszcze nie zostało nam dane czarno na białym?!
Wcale nie na marginesie chciałem zauważyć, że:
- najprawdopodobniej nie będzie żadnej „żółtej strefy epidemicznej”, bo już w obowiązującym rozporządzeniu rząd wyraźnie mówi o „obszarze żółtym” i „obszarze czerwonym” (Dz.U. z 2020 r. poz. 1356) — wszyscy cały czas kłapią o tych „strefach”, chociaż prawo wyraźnie mówi per „obszar”;
- wymyślanie jakichkolwiek kolorowych „stref” czy „obszarów” jest contra legem, ponieważ obowiązująca ustawa epidemiczna takich nie przewiduje, a przecież władzom publicznym wolno tylko tyle, na ile pozwala im przepis prawa; w ustawie są „strefy”, ale tylko zero, buforowa i zagrożenia, i nie ma żadnych obszarów, zaś niezależnie od tego jak rząd sobie uzasadni kolejne bezprawie (pisałem o tym w teście „Powiaty „czerwone” i „żółte” (bo koronawirus)”) jest ono nadal bezprawiem (a jeśli zabrakło skali, to proszę znowelizować ustawę).
Zamiast komentarza: ja rozumiem, że sytuacja się pogarsza, więc trzeba „coś” zrobić — ale czy oni nie widzą, że trudno jest ufać władzy, która najsamprzód twierdziła, że maseczki są do bani (minister Szumowski), która nie widzi tego, co wyczyniają prominentni jej przedstawiciele (Kaczyński, Duda, Czarnek) — ale teraz cały czas grozi karami za brak maseczek? Czy tak trudno jest zrozumieć, że trudno liczyć na zaufanie, skoro wiosną (przy znikomej liczbie zachorowań) ścigano spacerujących w lasach i parkach (a skupiano się na kombinowaniu z definiowaniem „terenów zieleni”), a teraz się okazuje, że wystarczy „żółta strefa epidemiczna” i zasłanianie ust i nosa w przestrzeni publicznej?