Krótko i na temat: począwszy od poniedziałku 9 listopada 2020 r. wjazd obywateli polskich na terytorium Czeskiej Republiki jest co do zasady zakazany, nie licząc wyjątków. Chodzi oczywiście o to, że władze czeskie (wcale nie mądrzejsze, niż nasz rząd) nie dają się nabierać na naiwne bałakania (np. rzecznika MZ, który po każdym weekendzie dostrzega „wyhamowywanie” lub „wypłaszczanie”) — ale jakby ktoś miał wątpliwość, obywatele Królestwa Szwecji wpodróżowywać mogą.
To dobra chwila, żeby siąść i się wciąć — choćby czerwonym wytrawnym winem morawskim Vinné sklepy Milotice Modrý Portugal.
Dla jasności: w chwili kiedy niniejszy tekst ukazuje się na tutejszych łamach, my najprawdopodobniej powracamy właśnie z kolejnego (ostatniego?) wypadu do tej pięknej krainy (piszę te słowa dzień wcześniej, opierając się na krótkoterminowych planach; plany długoterminowe znów szlag trafił — nie tylko nie ma tradycyjnej 3-dniówki na początku listopada, ale zapewne nie będzie tradycyjnej 4-5 dniówki na początku grudnia…). Postaramy się coś zdreptać i nieco uzupełnić wiadome zapasy, no i odetchnąć niewątpliwie świeższym powietrzem.
Wracając do rzeczy: Vinné sklepy Milotice Modrý Portugal to klasyka czerwonego morawskiego wytrawnego wina. Dość łagodne w smaku, relatywnie słabe (12,5%), świetnie wchodzi z dowolnym jadłem, ale też podchodzi jako umilenie listopadowego wieczoru, zwłaszcza takiego, kiedy można tylko siąść i się nachlastat. Jak dla mnie naprawdę bomba, ponieważ (nie tylko przez moją fiksację) uważam byle „czeskie” wino za lepsze od byle wina włoskiego czy hiszpańskiego, nie mówiąc o francuskim.
Butelkę wina kupiłem rok temu w Jičínie, zapłaciłem coś kole stu korun… a teraz człowiek może sobie tylko pomarzyć i pomachać palcem po mapie.