O tym, że dyskrecjonalna zamrażarka marszałkowska to skrajna patologia legislacyjna

A skoro niedawno było o tym, że niech diabli wezmą legislatywę, która nowelizację nowelizacji nazywa „konwalidacją błędu”, zaś półgębkiem uważa, że przegłosowaną już poprawkę można jeszcze zwekslować w drodze reasumpcji głosowania — dziś czas na kilka zdań o tym, że jeszcze gorsza — ale co gorsza całkiem niesprzeczna z ustawą zasadniczą — jest tzw. zamrażarka marszałkowska.

Zaczynając od krótkiej dygresji: słyszy się czasem komentatorów pomstujących na projekty poselskie ustaw; rzekomo akty prawne przepycha się w ten sposób, żeby uniknąć procedury konsultacji publicznych (wymaganych w przypadku projektów rządowych). Ja się z tym poglądem zasadniczo nie zgadzam, uważam bowiem, że trójpodział władzy oznacza, że władza wykonawcza ustawy wykonuje, ale nie projektuje — od legislacji jest legislatywa, egzekutywa zaś od egzekucji.
Jeśli jednak kogoś naprawdę boli brak prowadzenia konsultacji społecznych w przypadku projektów poselskich, to zwracam uwagę, że obowiązek ich przeprowadzenia wynika zaledwie z regulaminu pracy Rady Ministrów (M.P. z 2016 r. poz. 1006), ale przecież Regulamin Sejmu RP (M.P. z 2019 r. poz. 1028) przewiduje konieczność konsultowania także projektów pochodzących z legislatywy, rzecz jasna „w trybie i na zasadach określonych w odrębnych ustawach” (których jak dotąd brak). Dodam, że brak takich konsultacji można jakoś uzasadnić tym, że posłowie było nie było pochodzą z wyborów (a więc są przedłużeniem woli wyborców), natomiast rząd jest nieco odseparowany od tejże woli, więc może powinien się nieco wsłuchać.

Mnie jednak znacznie bardziej denerwuje inna praktyka, skądinąd chyba wcale niesprzeczna z ustawą zasadniczą — zamrażarka marszałkowska jako jedno z narzędzi procesu legislacyjnego.

Zamrażarka marszałkowska ma wiele zastosowań, od ubijania inicjatywy ustawodawczej począwszy (ileż to projektów poselskich właśnie leży i nawet nie kwiknie? — bo liczy się „kalendarz” ustalany przez Marszałka, do tego jest możliwość „odroczenia głosowania”), na ręcznym sterowaniu procesem legislacyjnym skończywszy. Zwróćcie uwagę jak ustawa zasadnicza opisuje ścieżkę legislacyjną ustaw, które idą przez parlament: Izba Poselska rozpatruje projekt w trzech czytaniach (art. 119 Konstytucji RP) i przegłosowuje większością głosów (art. 120); uchwalona ustawa trafia do Senatu, który ma 30 dni na jej odrzucenie lub wprowadzenie poprawek (przy czym milczenie izby zadumy oznacza zgodę, art. 121 ust. 2); prezydent ustawę podpisuje lub wetuje lub odsyła do TK w ciągu kolejnych 21 dni (art. 122). I teraz Izba Poselska może decyzję Senatu w sprawie ustawy odrzucić (bezwzględną większością głosów) — ale nie ma na to wyznaczonego żadnego terminu, co oznacza, że akt taki wpada w legislacyjne limbo.

art. 121 ust. 2-3 Konstytucji RP
2. Senat w ciągu 30 dni od dnia przekazania ustawy może ją przyjąć bez zmian, uchwalić poprawki albo uchwalić odrzucenie jej w całości. Jeżeli Senat w ciągu 30 dni od dnia przekazania ustawy nie podejmie stosownej uchwały, ustawę uznaje się za uchwaloną w brzmieniu przyjętym przez Sejm.
3. Uchwałę Senatu odrzucającą ustawę albo poprawkę zaproponowaną w uchwale Senatu uważa się za przyjętą, jeżeli Sejm nie odrzuci jej bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.

Jeszcze raz, żeby było dobitniej: ustawa, która przeszła przez obie instancje parlamentu i wraca do izby niższej, może tam leżakować praktycznie w nieskończoność — tj. dopóki Marszałek nie zarządzi formalnego głosowania nad poprawkami Senatu. Podkreślam, że mówimy o ustawie, która ma już swój tytuł i datę, ale ma nie do końca ustaloną treść — zaś zamrażarka Marszałkowska sprawia, że Senat (ale przecież też większość, która poparła projekt w Izbie Poselskiej) staje się zakładnikiem dyskrecjonalnej woli jednej osoby. Widać to np. w przypadku tzw. „piątki dla zwierząt”, która przecież przeszła przez izbę wyższą parlamentu, więc teraz Izba Poselska powinna coś z senacką uchwałą zrobić — może i zrobi, ale dopiero wówczas, kiedy zechce Marszałek Sejmu…

Moim zdaniem sytuacja, w której cała parlamentarna legislacja wisi na dobrej lub złej woli Marszałka, kiedy podjęte przez obie izby decyzje mogą w ułamku sekundy ewaporować jest równie patologiczna w efektach jak wstrzymywanie publikacji ustawy ze względu na rzekomy błąd (a tak naprawdę pomyłkę części posłów w głosowaniu).

subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

11 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
11
0
komentarze są tam :-)x