Czy Czesi mogą mieć swoją antykomunistyczną — ale czeską, jakbyśmy chcieli ją widzieć — literaturę? Czy jednak Czech jaki jest każdy widzi, więc czeska literatura będzie taka, jak przystało na dzieło wychodzące spod pióra Czecha? Takie pytania cisnęły mi się… nie, nie zaczynając, lecz zakańczając genialną książkę „Przypadki inżyniera ludzkich dusz. Entertaiment ze starymi tematami życia, kobiet, losu, marzeń, klasy robotniczej, tajniaków, miłości i śmierci”, którą popenił Josef Škvorecký.

Na początek garść faktów: Josef Škvorecký był czeskim pisarzem, tłumaczem (z angličtiny na češtinę) i wydawcą (założył emigracyjne wydawnictwo ’68 Publishers). Emigracyjne, ponieważ po 1968 roku Škvorecký opuścił Czechosłowację i wyjechał za ocean — finalnie trafiając do Kanady, gdzie żył z wykładania na uniwersytetach. Natomiast „Przypadki inżyniera ludzkich dusz” to dzieło quasi-biograficzne: Danny Smiřický, główny bohater i narrator książki to z pewnością alter ego autora (praca w okupacyjnej fabryce Messerschmittów, praca na kanadyjskiej uczelni, etc.)…
…dość trudne do jednoznacznej oceny i zdefiniowania, bo w książce wątki przeskakują i mieszają się dość swobodnie — życie w młodych mieszkańców okupowanego Protektoracie Czech i Moraw (w tym wątki dywersyjne, przy których można się uśmiać, ale i pozastanawiać nad konsekwencjami); dywagacje ze studentami o literaturze (klamrą ma być literaturoznawstwo — jej rozdziały noszą znamienne tytuły „Poe”, „Hawthorne”, „Twain”, „Crane”, „Fitzgerald”, „Conrad” i „Lovecraft”), polityce i społeczeństwie; emigracyjne pierepałki; nieowijany w bawełnę antykomunizm Smiřickego-Škvoreckego; do tego momentami cudaczny język (Andrzej Jagodziński musiał mieć z tłumaczeniem zabawę jak Robert Stiller przy „Mechanicznej pomarańczy” — wychodzi na to, że czeska emigracja też dość szybko nałykała się lengłydżu); olbrzymie poczucie poważnego humoru (nie można zapominać, że autor na pewno musiał czytać Haška — opowieść o ojcu, któremu nazistowski sędzia zwrócił wolność po surowym przepytaniu na okoliczność smrodu, który dobywał się z gnijącej nogi — gnijącej cały czas po postrzale podczas służby w k. und k. österreichischen Armee in Galizien — ale też opis snutych przez emigrację planów zrzucenia w Czechosłowacji doborowych oddziałów, które raz-dwa zajmą Pragę i odbiją cały kraj… warta jest co najmniej trzech kufli dobrego ležáka).
Upraszczając zatem: jeśli komuś podoba się Tyrmand i jego biografia — rzucam hasło: Škvorecký czeskim Tyrmandem (jazz, antykomunizm, emigracja), z tym, że trzy razy poważniejszym i siedem razy śmieszniejszym.
Zdecydowanie polecam!! choćby jako sposób na gimnastykę umysłową.