O tym, że zbanowanie użytkownika przez popularny serwis społecznościowy to ani dyskryminacja, ani cenzura

Od kilku dni media przeżuwają zbanowanie Trumpa na Tłiterze oraz wywalenie jakiegoś serwisu społecznościowego z serwerów Amazona, zatem ja — zgodnie z niepisaną zasadą „żaba, konia kują, podstaw płetwę” — postanowiłem popełnić swoje trzy grosze ku uciesze P.T. Czytelników. Tematy do dyskusji na dziś brzmią następująco: czy brak możliwości produkowania się w popularnych serwisach stanowi zamach na wolność słowa? czy decyzja o odpięciu Trumpa od internetów nie stanowi niedopuszczalnej cenzury lub dyskryminacji? co z zagrożeniami płynącymi z tego, że wielkie korporacje będą dowolnie banować nielubianych użytkowników? czy to na tyle niebezpieczny precedens, iż trzeba podjąć zdecydowane kroki dla uregulowania zasad dostępu do platform społecznościowych?


Zbanowanie Trump Twitter Facebook
Co było — a nie jest — nie pisze się w rejestr (fot. Olgierd Rudak, CC-BY-SA 3.0)

Dalej będzie w punktach, a ponieważ to czysty felieton, pozwolę sobie przedstawić moje stanowisko w duchu #jajakoliberał:

  • najprostsza wydaje mi się odpowiedź na wątpliwości odnoszące się do istoty tego, że w każdym przypadku korzystania z nowoczesnych mediów (Tłiter, Fejsbók, hosting) mamy do czynienia z usługą, zaś istotą umów o świadczenie usług jest to, że można je zawierać lub nie zawierać — i można też je rozwiązać
  • trawestując klasyka: „kapitalizm, głupcze!” — a swoboda robienia interesów (lub nierobienia interesów) jest taką samą swobodą jak wolność wypowiedzi (najśmieszniejsze, że równie często zapominają o tym także kapitalistyczni piewcy wolności). Przeto tak jak ja mam prawo się zapisać, tak samo oni mają prawo mnie wypisać;
  • (tytułem dygresji: ja się w ogóle dziwię, że ludzie tak chętnie polegają na dostępności swych treści od dobrej woli tak odczapnego podmiotu jak jakiś Fejsbók; pal licho dopóki są to wakacyjne pierdolety, ale budowanie przekazu politycznego, marki, etc. na fantasmagorii z Palto Alto?! przecież nie od dziś wiadomo, że tam wystarczy jedno mniej lub bardziej przypadkowe pstryknięcie — i znikasz…);
  • czy to aby nie dyskryminacja? no więc #jajakoliberał zacznę od postulatu ortodoksyjnego myślenia o dyskryminacji: otóż prawo powinno nas chronić przed dyskryminacją „pionową” — sytuacją, w której jednostka (lub zbiorowość) jest dyskryminowana przez władzę (podmiot, który sprawuje nad nami kontrolę, zwierzchnictwo, ustala zasady postępowania); natomiast nie ma mowy o dyskryminacji między podmiotami równymi sobie (stronami stosunku cywilnoprawnego: kontrahent-klient, chlebodawca-pracownik), bo przecież logiczne jest, że równego sobie nie mogę do niczego zmusić lub mu narzucić (natomiast jeśli dochodzi do niewykonania lub nieprawidłowego wykonania zobowiązania — od tego są sądy i procesy);
  • czy to aby nie cenzura? no i znów sięgnę do zasobnika liberała i odpowiem dość zasadniczo: nie jest cenzurą odmowa publikacji jakichś treści przez prywatny podmiot — cenzurą jest nakładanie przez władze państwa, w ramach sprawowanego zwierzchnictwa, niedopuszczalnych ograniczeń, wymogów czy regulacji dotyczących prywatnych wypowiedzi jednostek; dokładnie na tych samych zasadach tylko i wyłącznie niżej podpisany — jednoosobowo, arbitralnie i autokratycznie — decyduje o tym co się ukazuje, a co się nie ukazuje w tutejszym „Czasopiśmie” (stąd też usunięcia przez „Rzepę” krytycznego tekstu o PKN Orlen nie traktowałbym jako cenzury sensu stricto — jeśli autor ma problemy z jego publikacją, chętnie użyczę łamów);
  • prowadzi to wprost do konkluzji, że serwis internetowy może wypowiedzieć umowę każdemu z użytkowników (lub rozwiązać w podskokach, o ile taką możliwość określa regulamin usługi, lub decydować o tym jakie treści tego użytkownika będą rozpowszechniane) — podobnie jak może się z dnia na dzień zamknąć i w ogóle zaprzestać świadczenia usług — zaś dopóki mamy wolność gospodarowania prywatnych podmiotów, dopóty nikt nie będzie się wtrącał w takie decyzje (chyba że dochodzi do niewykonania lub nieprawidłowego wykonania umowy);
  • przechodząc do nieco wyższego „C”: załóżmy, że jednak względy nieskrępowanej debaty publicznej przesądzają o nieco innym widzeniu relacji Fejsbók-użytkownik, bo w nowoczesnym świecie rzeczy może i łatwiej jest szukać audytorium wśród istniejącej populacji, niźli starać się ją pozyskać dla własnych rozwiązań? czy zatem decyzja o zbanowaniu Trumpa — tylko za to, że korzystał z owej wolności słowa — nie jest niebezpiecznym precedensem?
  • nawet przy takim założeniu nie mam wątpliwości, że szczucie motłochu do podjęcia próby puczu — bo jak inaczej traktować szturm na Kongres? — to już nie tylko „shouting fire in a crowded theater” (co samo w sobie, nawet w amerykańskich warunkach jest nadużyciem wolności słowa), ale także wezwanie do „imminent lawless action”, co w świetle ichniego (może nie aż tak liberalnego, jak się może nam wydawać) prawa jest penalizowane;
  • natomiast podżeganie przez władzę wykonawczą do zamachu na władzę ustawodawczą to nie tylko „clear and present danger” (ach, jaka piękna jest amerykańska jurysprudencja, która dorobiła się takich formułek), ale na gruncie konstytucji U.S.A. może być traktowane nawet jako zdrada (Treason), przez którą rozumie się także toczenie wojny przeciwko Stanom Zjednoczonym (przypomnijmy, że właśnie o zdradę oskarżany był ex-wiceprezydent Aaron Burr, któremu zarzucano m.in. to, że zgromadził zbrojnych osiłków w bliżej niesprecyzowanym acz najprawdopodobniej politycznym celu);
  • (zaś w kontekście potencjalnego nadużycia wolności słowa — uważam, że najlepszy jest sposób, w jaki Jake & Elwooda Bluesowie potraktowali pobratymców Lyndona LaRouche: „I hate Illinois nazis”);
  • a co z tymi korporacjami i czy aby nie wymagają one szczególnej uwagi? ano rzeczywiście regulator (począwszy od prawodawcy, który ma prawo stanowić prawo) powinien poświęcić potężnym korporacjom więcej uwagi, niż biznesom szaraków, w tym przede wszystkim przeciwdziałać tworzeniu się gigantycznych czeboli; stąd też jestem zdania, że UOKiK powinien nie zgodzić się na sprzedaż Orlenowi wydawnictwa Polska Press — podobnie jak słusznie nie zgodził się na przejęcie przez Agorę reszty udziałów w holdingu Eurozet — natomiast kompletnie nie widzę powodów do powoływania sądów ochrony wolności słowa, etc. banialuków.

Reasumując: jest jak jest, jest jak powinno być — zbanowanie Trumpa przez serwisy społecznościowe to konsekwencja dobrze rozumianej wolności gospodarki i wolności słowa — zamknięcie idiocie tuby propagandowej nie może być traktowane jako cenzura.

Q.E.D.

subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

57 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
57
0
komentarze są tam :-)x