Czy bezzasadna interwencja i odebranie psa może być traktowana jako kradzież?
nieprawomocny wyrok SR w Jeleniej Górze z 29 grudnia 2020 r. (II W 941/19)
Oczywistym jest że jeśli nawet zwierzę wymaga określonej pomocy lekarskiej to nie oznacza to konieczności automatycznego pozbawienia właścicieli władztwa nad nim przez osoby trzecie.
Sprawa dotyczyła dwóch mężczyzn — prezesa „prywatnego (pozarządowego i pozasamorządowego)” stowarzyszenia Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt i wolontariusza — obwinionych o wykroczenie kradzieży psa o wartości 200 złotych.
Do kradzieży doszło… podczas interwencji spowodowanej domniemanym złym traktowaniem zwierząt przez właścicieli (mieli trzymać psy w nieocieplonych budach na mrozie, na krótkim łańcuchu). Interwencja (jak rozumiem prowadzona w trybie art. 7 ust. 3 uoz) skończyła się kłótnią, groźbami popełnienia samobójstwa przez córkę właścicieli zwierząt — oraz wezwaniem przez obwinionych patrolu policyjnego dla wsparcia. Policjanci ocenili warunki i stwierdzili, że nie ma podstaw do czasowego odebrania zwierząt — na co zjawiła się „stale odpłatnie z [DIOZ] współpracująca” lekarz weterynarii, która stwierdziła, że warunki bytowe są złe i wymagają zmiany… aczkolwiek tego samego dnia psy były badane przez innego lekarza, który stwierdził, że są zdrowe.
…a jak już sobie poszli, to na drodze spotkali czworonoga, który uciekł z posesji, któremu weterynarka udzieliła pomocy i dała leki (za wszystko zapłacili obwinieni) — a po tym wszystkim sprawcy „wywieźli wyżej wymienionego psa w nieustalone miejsce” i odmówili jego zwrotu.
Zdaniem obwinionych zarzut kradzieży psa jest o tyle bezzasadny, że interwencja została podjęta dla dobra zwierzęcia, które było trzymane w złych warunkach — na mrozie, na krótkim łańcuchu, bez budy, bez dostępu do wody, zaniedbany.
Sąd stwierdził, że w świetle dowodów nie ma wątpliwości, że wszystkie psy były w dobrym stanie i miały zapewnione „optymalne, acz nie do końca komfortowe warunki bytowania”. Potwierdzają to zeznania większości świadków — oprócz weterynarki, która jednak nie może być traktowana jako szczególnie wiarygodna, a to ze względu na długotrwałą współpracę i bliską znajomość z obwinionym, a także fakt, że swe usługi świadczy odpłatnie. Niezależnie od tego nawet jeśli pies wymagał opieki lekarskiej, to nie oznacza to, iż należy go odbierać przewodnikom — a jeśli obwinieni mieli co do tego wątpliwości, to powinni zwrócić się do innego, bezstronnego lekarza, albo po prostu odstąpić od interwencji.
Oznacza to, że doszło do nieuprawnionego odebrania psa — a skoro jego dalsze losy nie są znane i sprawcy odmówili zwrotu zwierzęcia właścicielom — bezzasadna interwencja i odebranie psa wbrew prawu stanowi kradzież zwierzęcia.
Niezależnie od takiej oceny sąd wziął pod uwagę okoliczności sprawy, w tym motywację mężczyzn, którzy działają w stowarzyszeniu zajmującym się ochroną i wspieraniem zwierząt, a zaś w tej konkretnej sprawie „zagubili się oni do pewnego stopnia” — co jednak pozwoliło odstąpić od wymierzenia kary za wykroczenie kradzieży.
Zamiast komentarza: moim zdaniem to dość dziwna sytuacja i dość dziwne — od początku, do końca — orzeczenie. Zakładając, że brak było podstaw do odebrania psa, zaś stowarzyszenie nie legitymuje się decyzją podtrzymującą interwencję — widziałbym bezzasadne odebranie psa nie tyle jako kradzieży, ile jako znęcanie się nad zwierzęciem („świadome dopuszczanie do zadawania bólu lub cierpień”) — bo przecież rozdzielenie czworonoga ze swoim przewodnikiem zwykle naraża go na cierpienia. Co oznacza, że nie należałoby go traktować jako wykroczenia kradzieży (względnie przestępstwa kradzieży, jeśli wartość psa przekracza próg wskazany w art. 119 par. 1 kw), lecz jako przestępstwo z ustawy o ochronie zwirząt.
No i chyba też jest jasne, że przy okazji interwencji zwierzęta nie powinny przepadać jak kamień w wodę…
(dzisiejszy tekst ilustruję wesołym portretem z wesołym owczarkiem australijskim Kelpie, fot. © Przewodniczka Kelpika)