Magdalena Grzebałkowska, „Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia”

Dawno nic nie było o książkach, które mi się podobały (lub nie podobały); nadrabiając zaległości chciałbym zwrócić uwagę P.T. Czytelników na pozycję, o której trudno powiedzieć, że może lub powinna się podobać — tematyka dość ciężka — a jednak warto po nią sięgnąć. Mam na myśli książkę „Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia” autorstwa Magdaleny Grzebałkowskiej — poświęconą, jak sam tytuł wskazuje, najmłodszym ofiarom i widzom II Wojny Światowej.

W skrócie i nie paląc:

  • jest ciekawy artykuł o przykładnej rodzinie Franków, w których domu nie wolno opowiadać antysemickich dowcipów, ani też źle mówić o Polakach, ale też pytać o to, co się dzieje poza murami Wawelu; papa Frank skończył nędznie (wcale nie dlatego, że kradł na potęgę, i to do samego końca); jego piątka poszła różnymi drogami — najmłodszy syn Niklas poświęcił ojcu i nazizmowi kilka głośnych książek (jeszcze nie czytałem);
  • o młodym Amerykaninie — Minoru Tonai — który podobnie jak inni obywatele amerykańscy pochodzenia japońskiego zostali internowani w 1942 r. (osławiony Executive Order 9066), w oparciu o kryteria wyłącznie rasowe (władze U.S.A. nie zdecydowały się na prewencyjne pozbawienie wolności swoich obywateli pochodzenia niemieckiego czy włoskiego, a przecież z Włochami też toczono jakieś tam walki);
  • o hiszpańskich niños, których los i wojna domowa rzuciły aż do Związku Sowieckiego — część z nich nadal bardzo dobrze posługuje się językiem rosyjskim (czytając ten rozdział myślałem o tym jak to się w opracowaniach poświęconych II WŚ troszkę kąsa generała Franco, który było nie było odmówił Hitlerowi wplątania się w zawieruchę);
  • jest o Godfrydzie, którego jako 13-latka przygarnęła — pod imieniem Fiedia — Armia Czerwona; dostał mundur, w tym mundurze poszedł nawet zdobywać Breslau, a później tak wyszło, że musiał odsłużyć swoje we Władywostoku, skąd było blisko do Korei;
  • (to jest dobry przyczynek do przygasłych już na szczęście dyskusji — choć w tę niedzielę oczywiście powrócą — o „zdrajcach” w sowieckich mundurach; mnie się przypominają niegdysiejsze opowiadania, z których wynika, że zwłaszcza wówczas świat nie był taki prosty, więc ten, kto się załapał do Andersa wracał do Polski od zachodu, a ten, kto nie zdążył się zabrać z II Korpusem, szedł od wschodu);
  • o dzieciach Powstania Warszawskiego oczywiście też jest rozdział (całkiem smutny);
  • o Dinie, która czuje się Polką, chociaż wszystko wskazuje na to, że jednak jest Rosjanką — ale to nie ostatnie poplątanie w jej życiorysie, w którym właściwie nic się nie składa (włącznie z tym, że w pewnym momencie utrzymuje, że jest córką Konstantego Rokossowskiego);
  • jest też historia młodego Mischlinga z Prus Wschodnich, którego nienawidzi nawet przyrodni brat (bo przecież hitlerowskie szaleństwo sprawiło, że służący w kajzerowskiej armii z bratem, którego imię zdobi pomniki Wielkiej Wojny, piętnaście lat po jej zakończeniu zaliczał się do ludzi najniższej kategorii…)…

Wojna to straszna rzecz, zwłaszcza, że nie można mieć wątpliwości, że podczas niej niewinne dzieci cierpią najbardziej. Trzeba być wyjątkowym bałwanem, żeby mając świadomość do czego doprowadziły ówczesne ideologie dziś maszerować pod spłowiałymi sztandarami nacjonalizmu lub wyciągać z formaliny miazmaty marksizmu (nie tylko tego okraszonego szczyptą leninizmu).

(Magdalena Grzebałkowska, „Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia”, wyd. Agora, na papierze 478 stron)

subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

4 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
4
0
komentarze są tam :-)x