A skoro dokładnie jutro przypada kolejna (nieokrągła) rocznica zawieszenia broni na ostatnim froncie II Wojny Światowej, to chyba nadarza się dobry moment na kolejną amatorską recenzję ciekawej książki historycznej — czyli „Wschodzące Słońce. Schyłek i upadek Cesarstwa Japonii 1936-1945” autorstwa Johna Tolanda. Rzecz naprawdę bardzo ciekawą i bardzo detaliczną (spójrzcie na objętość!), z której można dowiedzieć się mnóstwa interesujących rzeczy, o których polski czytelnik może nawet nie zdawać sobie sprawy.
A mianowicie, w olbrzymim skrócie:
- autor zaczyna swoją opowieść od nieudanej próby zamachu stanu podjętej przez młodych oficerów japońskiej armii, zniechęconych tym, że nic się nie dzieje; chociaż buntownikom udało się opanować kawałek Tokio tylko na krótki czas, gekokujō było pierwszym wyraźnym sygnałem, że cesarstwem kieruje (a przynajmniej próbuje kierować) wojsko — samowolnie wybierając i podejmując decyzje o znaczeniu politycznym (jeszcze wyraźniejszym efektem było wzmożenie walk z Chinami, które to wydarzenie część historyków uznaje za prawdziwy początek II Wojny Światowej);
- labilność władz japońskich była tak silna, że wybuch walk w Europie wzbudził niemałe i nieskrywane obawy i spory — przypomnijmy, że chociaż Japonia formalnie była sojusznikiem III Rzeszy, która znów zasadniczo wspierała Czang Kaj-szeka (walczącego z Japonią), a dowództwo pływającej pod słoneczną banderą marynarki była zafascynowane wzorcami angielskimi i uważało, że jedyny możliwy sojusz to ten z Wielką Brytanią (no i dokładnie 31 sierpnia 1939 r. japońskie wojska pancerne poniosły dotkliwą porażkę w bitwie z armią radziecką) — to jednak, po niemałych przepychankach, przyjęto kurs na kolizję ze Stanami Zjednoczonymi;
- poszło oczywiście o dostęp do zasobów naturalnych i obawy przed okrążeniem: premier Tōjō przypuszczał że prędzej czy później U.S.A. zaatakują pierwsze, zatem jedynym nasuwającym się rozwiązaniem było uprzedzić atak w momencie, który był dla Japonii najlepszy; krótko prowadzono jakieś tam negocjacje dyplomatyczne (nieudane nie tylko ze względu na brak wzajemnego zaufania, ale też różnie kulturowe), jednak rychło się okazało, że rząd tokijski traktuje je wyłącznie jako grę na czas (niezbędny także do tego, by uzyskać zgodę cesarza Hirochito, konieczną do wszczęcia wojny)…
- czas pozwalający zebrać siły do ataku na Pearl Harbor i przejęcie inicjatywy na pierwsze miesiące wojny na Pacyfiku — Hong Kong, Singapur, Baatan, Corregidor, Malaje, Guam, Wake… a później Midway, Guadalcanal, Wyspy Marshalla, Mariany, Leyte, Iwo Jima, Okinawa (i tak, w tym momencie Toland oczywiście zrobił to, co większość autorów tego typu książek lubi robić najbardziej: przeszedł od obrazu geopolitycznego i ogólnych rozważań strategicznych do detali iście taktycznych… nie ma to jak czytać o ruchach jakiejś kompanii na jakiejś pacyficznej wysepce… co nie zmienia faktu, że o Chinditsach bym sobie poczytał coś ciekawego);
- na to wszystko nakłada się niemały błąd Hitlera, który w (zapewne wystudiowanym) napadzie szału wypowiedział wojnę Stanom Zjednoczonym; tu chyba dobry moment na małą dygresję: Oś Osią, ale przecież nie było realnej współpracy militarnej (ani nawet politycznej) Niemiec i Japonii, jak też mimo sojuszy Polska nigdy nie była w stanie wojny
z Japonią (ani[dziękuję za komentarz — wiele lat żyłem w (wyczytanym) mylnym błędzie…] z Włochami); ten gest o tyle popsuł szyki aliantom, że Waszyngton musiał brać pod uwagę także zaangażowanie na europejskim teatrze walk (który zaczął się w Afryce), przez pewien czas toczył się też spór o wagę poszczególnych kierunków (czy najpierw trzeba pokonać Hitlera i dopiero rozprawić się z Japonią? czy jednak oba fronty są równie istotne?); - ciekawy jest też wątek antykolonialny: japońskie oddziały podbijały Azję pod hasłami walki z anglosaskim kolonializmem (czy Mandżukuo i resztę Państwa Środka też?), więc nawet jeśli Subhas Chandra Bose był tylko ich narzędziem w planowanym podboju Indii, a ogłoszenie niepodległości i suwerenności Birmy (która natychmiast wypowiedziała wojnę Wielkiej Brytanii i Stanom Zjednoczonym) oraz Filipin było prawno-polityczną fikcją, to przecież wcale niemało mieszkańców tego kontynentu uwierzyło w przyszłość bez wpływu białych — lub choćby w to, że siłą można go pokonać;
- wystarczy jednak popatrzeć na mapę, żeby przekonać się, że wojna japońsko-amerykańska nie była zmaganiami Dawida z Goliatem, wkrótce bowiem przewaga materiałowa (przemysł, paliwa, etc.) sprawiła, że żabimi skokami udało się podejść pod same wyspy japońskie; krwawe zmagania o Iwo Jimę i Okinawę potwierdziły, że szaleńczy upór nie tylko może przedłużyć wojnę o co najmniej rok, ale też pociągnie za sobą mnóstwo ofiar po stronie amerykańskiej — stąd też błyskawiczna decyzja prezydenta Trumana o zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki…);
- (zanim do tego doszło rząd tokijski próbował negocjować — poprzez Moskwę — pokój z Amerykanami; jednak Sowieci nie byli szczególnie zainteresowani takim pośrednictwem (pamiętać warto, że Stalin wypowiedział Japonii Wojnę na niecały tydzień przed zawieszeniem walk w Azji) i do jakichkolwiek sensownych ustaleń nigdy nie doszło);
- natomiast nieco później część najbardziej oszalałych dowódców gotowa była zrobić to, o czym Hitler tylko mówił: poświęcić cały naród, 28-milionowe pospolite ruszenie, w beznadziejnej walce z desantującymi się żołnierzami (operacja Ketsugō);
- po zawieszeniu broni rozpoczęły się negocjacje pokojowe, które także nie były łatwe: aliantów wiązały wcześniejsze ustalenia o bezwarunkowej kapitulacji państw Osi (potwierdzonych w deklaracji poczdamskiej); bezwarunkowej, czyli niewykluczającej pociągnięcia cesarza — który miał status nie tylko władcy, ale także bóstwa — do odpowiedzialności za wywołanie wojny; z drugiej strony brak gwarancji dla utrzymania Hirochito na tronie mógł przeszkodzić w zakończeniu walk (dla przypomnienia: John Toland w swej biografii Adolfa Hitlera podaje, że gdyby nie żądanie bezwarunkowej kapitulacji, być może udałoby się zakończyć wojnę nieco wcześniej, w oparciu o antyhitlerowską opozycję w kręgach militarnych III Rzeszy);
- (tego się chyba często nie mówi, ale Truman był zdania, że na Japończyków należy cały czas wywierać presję, więc Amerykanie mieli przygotowane dwie kolejne bomby atomowe, które miały być zrzucone 13 i 16 sierpnia, a jednym z celów miało być Tokio);
- ostatnim podrygiem japońskiego militaryzmu była kolejna próba — na wieść o planowanej kapitulacji — zamachu stanu (incydent Kyūjō), ale to już chyba było naprawdę ciepłe sake po kisielu…
Reasumując: to naprawdę bardzo ciekawa książka, chociaż nie wykluczam, że nie dla każdego, ponieważ zanim po nią sięgniemy, lepiej mieć nieco lepsze rozeznanie w historii tamtych czasów.
(John Toland, „Wschodzące Słońce. Schyłek i upadek Cesarstwa Japonii 1936-1945” (’The Rising Sun: The Decline and Fall of the Japanese Empire, 1936–1945′), tłum. Jakub M. Rawinis, wyd. Napoleon V, na papierze 548 str. (t. 1) i 422 str. (t. 2))