Było o historii U.S.A., o Berlinie było, a nawet o Norwegii (nie mówiąc o Czechach), a właściwie mało jak dotąd było o historii mojego miasta. Korygując niedopatrzenie kładę na stół niewprawną recenzję książki „Ostatnia twierdza Hitlera. Breslau 1945” autorstwa Richarda Hargreavesa — czyli kilka akapitów o tym, że „Wrocław od zawsze poddaje się ostatni”.
Opowieść o ostatnim roku niemieckiego Breslau zaczyna się dobrze przed radziecką ofensywą zimową, kiedy to w ciągu miesiąca Sowietom udało się przejść od Wisły aż do zamknięcia pierścienia oblężenia wokół miasta. Dla jasności: to nie jest książka pełna odkryć, nieznanych faktów i tajemniczych przejść (najlepiej z Piwnicy Świdnickiej wprost do Wiednia), ale na pewno może posłużyć jako usystematyzowanie wiedzy, ale też — dzięki wpleceniu relacji — zobaczeniu wydarzeń oczami ich uczestników (i to z różnych stron).
A dokładnie, w znacznym skrócie i bez silenia się na cokolwiek:
- pierwszym, chciałoby się powiedzieć „znaczącym” elementem obrony miasta, była budowa linii Bartholda, do której latem 1944 r. zagnano młodzieńców z prawie całego Śląska, a także ogłoszenie Breslau twierdzą (Festung); ostatni szaniec obronny tysiącletniej Rzeszy miał jednak opierać się głównie na wątłych barkach nastolatków i starszych, niezdolnych do służby wojskowej mężczyzn — wcielonych do Volkssturmu pojono opowieściami, że wielotonowy, budowany przez „13 tysięcy godzin” (?) i wart 182 tys. marek T-34 można załatwić kilkukilogramowym pancerfaustem (za 8 marek); jak przyszło co do czego, to wykopane dołki i rowy zostały w mig sforsowane przez tanki;
- w niemieckich planach obronnych istotniejsza od taktyki i strategii okazała się ideologia: żołnierz niemiecki miał szczególnie fanatycznie bronić ziemi zamieszkałej przez jego bliskich, stąd początkowa odmowa zgody na ewakuację cywilów; jak już się na nią zdecydowano — chaotyczny exodus skończył się śmiercią (z zimna, z głodu) wielu tysięcy kobiet i dzieci;
- gdzieś tam po drodze rozegrało się mnóstwo mniejszych tragedii, jedną z nich opisywałem przy okazji opowieści o zmiecionej z powierzchni ziemi wsi Peiskerwitz (z niejasnych przyczyn Heargreaves wspomina tylko nazwę Pisarzowice, które leżą obok — i to jest właściwie błąd, ponieważ batalion SS Besselein bił się pod Piskorzowicami);
- nawet otoczony, Wrocław nadal pełnił istotną rolę strategiczną: raz, że miał wiązać oddziały prące na Berlin, dwa, że w sennych marzeniach widziano wychodzące stąd kontrofensywy (przypomnijmy, że cały czas, o rzut beretem, bo na przedgórzu Sudetów, stały świeże oddziały feldmarszałka Schörnera, który miał przyjść obrońcom na odsiecz, a później choćby i dalej);
- stąd też bardzo istotne było utrzymanie zaopatrzenia obrońców, które można było dostarczać tylko powietrzem, początkowo na oba lotniska, a po zajęciu podwrocławskich Strachowic, tylko na Klein-Gandau; stąd też szalona decyzja gauleitera Hankego o budowie pasa startowego w centrum (za cenę wielu kamienic oraz imponującego kościoła Marcina Lutra); dość rzec, że po mieście do dziś krąży legenda, że z owego pasa skorzystał tylko jeden aeroplan — ten, na pokładzie którego z miasta uciekł sam Hanke;
- (mała dygresja: Karl Hanke to ten sam, który tak bardzo pocieszał — zrozpaczoną romansami męża — Frau Goebbels, że aż wyleciał z posady w ministerstwie propagandy);
- Sowieci, jak to Sowieci: ludzi nie szanowali, nawet swoich, dlatego historia oblężenia Festung Breslau pełna jest błędnych decyzji i źle przeprowadzonych szturmów, co przekładało się na wiele niepotrzebnych ofiar — dość rzec, że nie żył już Hitler, a Berlin skapitulował, a Breslau jeszcze się bronił… i tak do rozsądnej decyzji generała Niehoffa o kapitulacji (a że Sowieci nie szanowali także ustaleń, obiecanych warunków kapitulacji oczywiście nie dotrzymali);
- dla jasności: Festung Breslau nie zostało zdobyte — Breslau skapitulowało, bo dalsza obrona nie miała sensu (i to chyba największa zasługa generała Niehoffa);
- co ciekawe autor nie zatrzymuje swej opowieści na dacie 6 maja 1945 r., lecz ciągnie ją dalej: czyje będzie miasto po wojnie? Czy nadal, jako Breslau, zostanie przy Niemcach? Czy już jako Wrocław przypadnie w udziale Polakom? a jeśli tak, to co zrobić z setkami tysięcy jego mieszkańców? Dziś to może wydaje się dość oczywiste (aż ciśnie mi się na palce dygresja o tych „złych Czechach”, którzy w 1945 r. chcieli „zabrać” „Polakom” Kotlinę Kłodzką), ale wówczas takie nie było — dość rzec, że o przyszłości Wrocławia zadecydowano dopiero w Poczdamie, gdzie wyrysowano zachodnią granicę Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej (to nie jest anegdota: wcześniej Wielka Trójka postanowiła, że powojenna granica będzie „na Nysie”, ale nie doprecyzowano — Kłodzkiej czy Łużyckiej, ten temat dograno dopiero podczas ostatniej konferencji, w której udział wzięli już Stalin, Truman i Atlee).
Summa summarum: to bardzo dobra, acz nie wybitna książka, którą zdecydowanie polecam, acz głównie zainteresowanym poplątaną historią Wrocławia.
(Richard Hargreaves, „Ostatnia twierdza Hitlera. Breslau 1945” (’Hitler’s Final Fortress — Breslau 1945′), tłum. Tomasz Fiedorek, wyd. Rebis, na papierze 544 stron)