Trudno wchodzić komuś z butami między wódkę a zakąskę, tym bardziej nieładnie jest komentować pogwarki przy ciasteczkach i herbatce (sam bym nie chciał, żeby ktoś mi się wtarabaniał w moje zadumki przy lampeczce czegoś sympatycznego)… ale skoro mamy oto „przełomowy” tzw. wyrok, w którym tzw. Trybunał Konstytucyjny (z 7 października 2021 r., K 3/21) odkrył koło — bo przecież dostrzeżenie przepisu, w myśl którego „Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej” bliskie jest ponownemu dokonaniu tego przełomowego wynalazku — a komentatorzy w mediach prześcigają się w ciemnoszarych scenariuszach… nie czas żałować lasów gdy płoną róże — ale też potraktować poszczególne punkty „orzeczenia” jako tez do dyskusji akademickiej (bo czymże innym one są?).
A mianowicie, wypunktowując:
Art. 1 akapit pierwszy i drugi w związku z art. 4 ust. 3 Traktatu o Unii Europejskiej w zakresie, w jakim Unia Europejska ustanowiona przez równe i suwerenne państwa, tworząca „coraz ściślejszy związek między narodami Europy”, których integracja – odbywająca się na podstawie prawa unijnego oraz poprzez jego wykładnię dokonywaną przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej – osiąga „nowy etap”, w którym:
a) organy Unii Europejskiej działają poza granicami kompetencji przekazanych przez Rzeczpospolitą Polską w traktatach,
b) Konstytucja nie jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej, mającym pierwszeństwo obowiązywania i stosowania,
c) Rzeczpospolita Polska nie może funkcjonować jako państwo suwerenne i demokratyczne
— jest niezgodny z art. 2, art. 8 i art. 90 ust. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.
- tu jest oczywiście najgrubiej, ale też najgłupiej, bo mamy oto deklarację polityczno-filozoficzną, do której odnieść można się nawet bez czytania przepisów Traktatu o Unii Europejskiej (TUE o tyle musiał zostać przywołany, że chodzi o ocenę wzajemnej relacji dwóch systemów prawnych — więc coś z czymś zestawić trzeba…), która opiera się na pewnym założeniu…
- założenie to brzmi skoro Polska, przystępując do UE, zrzekła się tylko kompetencji organów państwowych „w niektórych sprawach” — czyli tych, które są objęte kompetencjami Unii — a kompetencje nieprzyznane Unii pozostają przy Państwach Członkowskich — to integracja nie może się „rozszerzać” na materię nieobjętą kompetencjami UE;
- materią tą jest organizacja sądownictwa — co oznacza, że jeśli władze państwowe postanowią sobie wymiar sprawiedliwości zreorganizować, to nie muszą baczyć na żadne regulacje unijne (bo ich po prostu nie ma) — a próba przekonania, że jest inaczej musi oznaczać, że TFUE narusza polską Konstytucję;
- ale nie trzeba być orłem, żeby skojarzyć, że konsekwentnie prezentowane przez TSUE stanowisko opiera się na innym założeniu: prawo unijne gwarantuje m.in. uczciwy proces, przed właściwym i niezawisłym sądem — rzecz przeto nie w tym czy powołuje go taki czy inny organ, sęk w tym, że sposób i mechanizm wprowadzonych zmian dowodzi, że ich celem jest upolitycznienie sądów i uzyskanie wpływu na orzecznictwo przez władze polityczne;
- a przecież prawo do sądu — do „sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd” — wynika także z polskiej Konstytucji… więc nawet w TK nie ma geniuszy, którzy powiedzieliby, że prawo unijne zgodne z polskim prawem ustrojowym byłoby równocześnie sprzeczne z ustawą zasadniczą…
- (natomiast traktując pytanie jako całkowicie abstrakcyjne, oderwane od politycznej rzeczywistości i politycznej poprawności, którą kieruje się p. Przyłębska i jej komilitoni — jasne, że wyjście przez Unię i jej organy poza zakres działalności wspólnoty jest sprzeczne z polską Konstytucją, a także z prawem tejże Unii).
- ergo jeśli ktoś zamierza traktować potyczki o ustrój sądów (de facto o obsadę stanowisk) jako test na suwerenność państwową — przypominam, że suwerenność nie oznacza prawa do łamania prawa;
- kwestia więc nie w tym, że oto TSUE podstępnie integrację rozszerza, problem w tym, że polskie władze podstępnie odzierają nas z praw zagwarantowanych ustrojowo i konwencyjnie — prowadząc do sytuacji, kiedy sąd nie jest sądem, sędzia nie jest sędzią, a wyrok nie jest orzeczeniem;
- (a jeśli gdzieś tutaj ma się pojawić argument, że wyroki Trybunału Sprawiedliwości UE nie stanowią źródła prawa UE, ale jednak podlegają zgodności z polską Konstytucją (por. pkt 16 komunikatu prasowego — to pewnie będzie w uzasadnieniu) — to już w ogóle jest kosmos, bo oczywiście, że wyroki TSUE źródłem prawa nie są, ale też tzw. TK nie jest uprawniony do jakiejkolwiek ich oceny.)
Art. 19 ust. 1 akapit drugi Traktatu o Unii Europejskiej w zakresie, w jakim — w celu zapewnienia skutecznej ochrony prawnej w dziedzinach objętych prawem Unii — przyznaje sądom krajowym (sądom powszechnym, sądom administracyjnym, sądom wojskowym i Sądowi Najwyższemu) kompetencje do:
a) pomijania w procesie orzekania przepisów Konstytucji, jest niezgodny z art. 2, art. 7, art. 8 ust. 1, art. 90 ust. 1 i art. 178 ust. 1 Konstytucji,
b) orzekania na podstawie przepisów nieobowiązujących, uchylonych przez Sejm lub uznanych przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodne z Konstytucją, jest niezgodny z art. 2, art. 7 i art. 8 ust. 1, art. 90 ust. 1, art. 178 ust. 1 i art. 190 ust. 1 Konstytucji.
- to jest bardzo ciekawe, bo jak dotąd zauważyłem pewną nerwowość czynników politycznych wówczas, kiedy sądy orzekają na podstawie Konstytucji (por. „Bezpośrednie stosowanie konstytucji a sprawa polska” ale też prawie całe orzecznictwo odnoszące się do koronarwirusowych represji aparatu państwowego) — więc tak, owszem: przepisów Konstytucji nie należy pomijać, należy je stosować — bezpośrednio, jeśli to możliwe lub konieczne; co do orzekania na podstawie norm uchylonych, to też nie ma wątpliwości, że jest to niedopuszczalne (władza ustawodawcza mogłaby się natomiast zastanowić czy wypada ustanawiać prawo identyczne z niekonstytucyjnym? — bo z tym sądy też mogą miewać problemy…);
- i już tutaj jest pewna zagwozdka, która nie spodoba się grupie trzymającej Trybunał Konstytucyjny: skoro nie wolno pomijać przepisów ustawy zasadniczej, to także tego, który mówi, że jest ona „najwyższym prawem” RP — co oznacza, że stosujący prawo sąd powinien odnieść się zarówno do kwestii zarzutu sprzeczności jakiegoś przepisu z Konstytucją — ale też nie pomijać np. takich argumentów, że TK nie jest zdolny do sprawowania swojej funkcji (dla przypomnienia: TK także powinien stosować się do ustawy zasadniczej…);
- (ta teza pogwarek jest na tyle ogólnikowa i abstrakcyjna, że chyba tylko tutaj mogę zmieścić krótkie przypomnienie: od wykładni prawa unijnego jest Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, od stosowania tego prawa są także polskie sądy powszechne — więc jeśli ktoś chce w ten sposób przekonać, że uchylenie przez polski parlament jakiegoś przepisu „nadpisuje” lub „skreśla” prawo unijne, to jest w mylnym błędzie — sądy nadal będą interpretowały prawo krajowe przez pryzmat tych wszystkich rozporządzeń i dyrektyw, czy to się komuś podoba, czy nie…
- …a jeśli rzecz odnosi się do tego, że nie będzie Unia nam dyktowała jakie sądy mieć mamy — no nie będzie, bo rzeczywiście w kompetencjach wspólnoty nie leży regulacja ustroju sądownictwa — ale też przecież ani TSUE, ani SN, ani sądy powszechne w ogóle nie próbują tego robić — natomiast to, co robić próbują, to wskazać, że nie może być tak, żeby sąd nie był sądem, sędzia nie był sędzią, a wyrok nie był orzeczeniem…
- więc jeśli ktoś przy ciasteczkach i herbacie wymyślił, że oto można uchwalić, że jest inaczej — że „zapewnienie skutecznej ochrony prawnej” w dziedzinach objętych prawem Unii (!) może nastąpić przy pogwałceniu owych reguł prawnych… to nie mam więcej pytań.
Art. 19 ust. 1 akapit drugi i art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej w zakresie, w jakim — w celu zapewnienia skutecznej ochrony prawnej w dziedzinach objętych prawem Unii oraz zapewnienia niezawisłości sędziowskiej — przyznają sądom krajowym (sądom powszechnym, sądom administracyjnym, sądom wojskowym i Sądowi Najwyższemu) kompetencje do:
a) kontroli legalności procedury powołania sędziego, w tym badania zgodności z prawem aktu powołania sędziego przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, są niezgodne z art. 2, art. 8 ust. 1, art. 90 ust. 1 i art. 179 w związku z art. 144 ust. 3 pkt 17 Konstytucji,
b) kontroli legalności uchwały Krajowej Rady Sądownictwa zawierającej wniosek do Prezydenta o powołanie sędziego, są niezgodne z art. 2, art. 8 ust. 1, art. 90 ust. 1 i art. 186 ust. 1 Konstytucji,
c) stwierdzania przez sąd krajowy wadliwości procesu nominacji sędziego i w jego efekcie odmowy uznania za sędziego osoby powołanej na urząd sędziowski zgodnie z art. 179 Konstytucji, są niezgodne z art. 2, art. 8 ust. 1, art. 90 ust. 1 i art. 179 w związku z art. 144 ust. 3 pkt 17 Konstytucji.
- i tu jest chyba sedno sprawy czyli „sąd sądem, a sędziowie muszą być po naszej stronie” — zwracam uwagę, że tutaj wyraźnie uwiera owo „zapewnienie niezawisłości sędziowskiej” — znów w kontekście „zapewnienia skutecznej ochrony prawnej” — a jednak…
- …chociaż de lege ferenda zgadzam się, że system powołania sędziów jest chory (powinni nimi zostawać najlepsi praktycy, jako dowód uznania dorobku i ukoronowanie kariery, a Krajowa Rada Sądownictwa w ogóle jest niepotrzebna, zaś prerogatywy prezydenckie w procesie obsady stanowisk w wymiarze sprawiedliwości powinny być ograniczone prawem, ale nie wnioskiem żadnego ciała (por. „Murem za prezydentem”)…
- …to przecież „Konstytucja jest najwyższym prawem RP”…
- a zatem dopóki w ustawie zasadniczej jest opisana rola KRS, i dopóki człowiek rozsądny nie może mieć wątpliwości, że aktualny skład tego gremium został obsadzony wbrew jej literze (nie ma znaczenia co tam o tym powiedziano przy ciasteczkach i herbacie);
- „Konstytucja jest najwyższym prawem RP” — a jeśli nie raczy tego zauważyć głowa państwa (która ma w tym zakresie konstytucyjne obowiązki), a tzw. Trybunał Konstytucyjny wyciera sobie Konstytucją gębę jak chce — to realna kontrola konstytucyjności prawa nie istnieje — więc muszą się za nią wziąć, oddolnie, sędziowie, w ramach sprawowania wymiaru sprawiedliwości;
- trudno przeto czynić sądom zarzut, że — zarówno na gruncie stricte procesowym (wadliwej obsady sądu), jak i w przypadku pojawienia się wątpliwości w toku powoływania owych sędziów (rozpatrywane w oparciu o skargi kontrkandydatów, których zdaniem zostali wystrychnięci na dudka) — kontrolują legalność tej procedury, w tym udział KRS w powoływaniu sędziów — i do tego nawet nie trzeba prawa unijnego, bo wystarczy zapamiętać czym jest Konstytucja RP.
Reasumując: jeśli ktoś chciał dowieść, że Konstytucja jest najważniejszym i najwyższym prawem w Polsce, to dzięki za przypomnienie, kapitanie Oczywisty. Ale jeśli celem spotkania była próba wykazania, że mamy jakąś nierozwiązywalną sprzeczność pomiędzy krajowymi normami ustrojowymi a prawem unijnym, to wybaczcie, ale w mojej opinii tej sprzeczności — w zakresie, w jakim toczy się spór (a raczej polskie władze polityczne próbują go podsycać) — po prostu nie ma: polska Konstytucja mówi dokładnie to, co w zakresie praw człowieka wynika z norm międzynarodowych i wspólnotowych w zakresie praw.
Jest tylko jeden feler: że solą w oku rządzących jest ostatni segment władzy, który próbuje się o te prawa upominać — więc niezłomnych mają zastąpić spolegliwi — no i że łamiący prawo krajowe próbują nas przekonać, że jesteśmy suwerennym państwem, to owa suwerenność oznacza także prawo do łamania prawa — krajowego, wspólnotowego.
PS P.T. Czytelnikom, zawiedzionych, że wyszło takie nic o niczym, spieszę wyjaśnić, że nie dziwi nic — bo mam wrażenie, że miałkość i bojaźliwość intelektualna towarzystwa spotykającego przy herbatce i ciasteczkach jest wyznacznikiem ich metody „pracy”.