Czy publikacja zdjęć cudzego przedmiotu oznacza naruszenie praw właściciela? Czy rozpowszechnianie fotografii atrakcyjnego i rozpoznawalnego samochodu, kojarzonego z właścicielem, oznacza naruszenie wizerunku tego właściciela? Czy imponująco i twórczo odrestaurowany pojazd może być traktowany jako utwór, a więc publikacja jego zdjęć narusza prawa autorskie twórcy? Czy numery rejestracyjne pojazdu to dane osobiste jego właściciela? I, wcale nie na marginesie: czy dochodzący roszczeń z tytułu lucrum cessans musi przedstawić jakiś dowód na wysokość owych — bądź co bądź hipotetycznych — utraconych korzyści? (wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 10 lutego 2021 r., I ACa 324/20).
Sprawa dotyczyła odpowiedzialności wydawcy za umieszczenie w albumie fotografii samochodu i dołączenie do książki plastikowego modelu samochodziku — konkretnego modelu pojazdu („marki F. — (…), rok produkcji 1974”), z konkretną (rzeczywistą) tablicą rejestracyjną. Zdaniem właściciela auta, które zostało w ten sposób przedstawione, doszło w ten sposób do naruszenia praw do wizerunku, naruszenia dóbr osobistych i przepisów RODO — a skutkiem działania wydawcy było zarówno pogorszenie zdrowia jak i relacji ze znajomymi, którzy znajomi przypuszczali, że nieźle na tym zarobił — zatem do sądu trafił pozew, w którym zażądał publicznych przeprosin, 25 tys. złotych tytułem zwrotu utraconych korzyści i zadośćuczynienia w wysokości 26 tys. złotych.
Sąd I instancji ustalił, że mężczyzna jest właścicielem takiego pojazdu, który kupił i odrestaurował go we własnym zakresie, zaś obecnie jest znany i rozpoznawalny jako jego posiadacz (w tym uczestnik zlotów fanów klasycznej motoryzacji). Po kilku latach zdjęcie samochodu pojawiło się w albumie (i na jego okładce), do którego dołączono plastikową miniaturkę wzorowaną na aucie powoda (ze sprzedaży albumu wydawca osiągnął dochód w wysokości 28 tys. złotych). Po publikacji zawistni znajomi zaczęli dzwonić i sugerować, że otrzymał z tego tytułu wynagrodzenie, co u powoda wywołało dyskomfort.
W świetle tych ustaleń sąd ocenił, iż roszczenia powoda zasadniczo nie znajdują oparcia w przepisach prawa autorskiego i przepisach o ochronie dóbr osobistych, albowiem:
- samochód — nawet poddany renowacji — nie jest utworem w rozumieniu prawa autorskiego, ponieważ praca włożona w odnowienie elementów seryjnie wytwarzanego przedmiotu użytkowego nie jest „iskrą bożą” (tą, o której mowa w art. 1 ust. 1 pr.aut.); w ujęciu potocznym jego praca może i była twórcza, ale jednak przemalowanie auta, wmontowanie pewnych elementów konstrukcyjnych nieprzewidzianych przez producenta to za mało;
- nie doszło także do naruszenia praw do wizerunku powoda: wizerunkiem w rozumieniu art. 81 pr.aut. jest przedstawienie podobizny określonej osoby, na gruncie art. 23 kc wizerunek jest dobrem osobistym ściśle powiązanym z jego „nosicielem” — zaś publikacja fotografii przedmiotu należącego do określonej osoby nie oznacza, iż doszło do rozpowszechnienia wizerunku tej osoby, nie jest też do tego wystarczające skojarzenie określonej rzeczy z określoną osobą;
- publikacja tablic rejestracyjnych nie oznacza także, iżby doszło do naruszenia przepisów RODO — bo numery rejestracyjne pojazdu nie są wystarczające do zidentyfikowania określonej osoby bez dostępu do danych z CEPiK (motyw 26 RODO, por. wyrok NSA z 28 czerwca 2019 r., I OSK 2063/17), zaś do oceny, iż doszło do naruszenia przepisów o ochronie danych osobowych nie jest wystarczająca możliwość identyfikacji właściciela przez jego znajomych czy sąsiadów (nadto sam powód wskazywał, że właściwie identyfikuje go samochód, a nie jego numery rejestracyjne);
- a nawet gdyby uznać, że numer rejestracyjny samochodu stanowi dane osobowe jego właściciela — to żądanie odszkodowania i zadośćuczynienia musi opierać się na wykazaniu wyrządzenia w ten sposób jakiejś szkody (art. 82 ust. 1 RODO, art. 92 uodo);
- co więcej samo w sobie naruszenie zasad przetwarzania danych osobowych nie oznacza naruszenia dóbr osobistych — jeśli wskutek ujawnienia danych osobowych doszło do naruszenia jakichkolwiek dóbr osobistych, ciężar wykazania tej okoliczności (faktu naruszenia) spoczywa na powodzie;
Natomiast działanie wydawcy oznaczało ingerencję w sferę wyłącznych uprawnień właściciela pojazdu, który ma ustawową wyłączność na korzystanie ze swojej rzeczy w graniach wynikających z ustawy i zasad współżycia społecznego — i w tej sferze leży wyłączne prawo do czynienia własnej rzeczy przedmiotem zainteresowania i oceny publicznej („to właściciel decyduje, czy wystawia pojazd do publicznego oglądu w formie wykraczającej poza zwykłe jego użytkowanie, tj. czy czyni go przedmiotem publicznej prezentacji, nie tylko poprzez fizyczną obecność na forach specjalnie do tego przeznaczonych (targach, zlotach, przeglądach, piknikach i innych imprezach masowych), lecz również na płaszczyźnie prezentacji przedmiotu w formie zdjęcia„). Biorąc zatem pod uwagę, że album zilustrowany został fotografią tego konkretnego samochodu (wybór wynikał z unikalnych cech maszyny) dla przyciągnięcia uwagi czytelników, publikacja zdjęcia składnika mienia dotykała sfery wyłącznych uprawnień właściciela rzeczy. Skomercjalizowanie obrazu własności powoda bez jego zgody oznacza, że wydawca osiągnął korzyści kosztem właściciela samochodu, które na gruncie stanowią bezpodstawne wzbogacenie — które sąd oszacował na 9 tys. złotych.
W apelacji od wyroku wydawca podkreślił, że w albumie było wiele zdjęć wielu samochodów, więc nie da się zakładać, że sukces publikacji zależał wyłącznie od zdjęć tego jednego auta, co miałoby się przekładać na kwotę równą 1/3 dochodów ze sprzedaży.
Odnosząc się do tych zarzutów sąd odwoławczy stwierdził, że domagając się odszkodowania tytułem utraconych korzyści należy przeprowadzić dowód pomiędzy działaniem sprawcy a wyrządzeniem i rozmiarami doznanej szkody (art. 361 par. 2 kc). Odpowiedzialność z tytułu lucrum cessans opiera się na pewnym prawdopodobieństwie (wszakże sama szkoda ma charakter hipotetyczny), toteż na powodzie ciąży powinność udowodnienia owego uszczerbku w majątku. Taki uszczerbek można wiązać się z ewentualnym wynagrodzeniem z umowy na sesję fotograficzną samochodu (z pewnością nie z kwotą zysków ze sprzedaży egzemplarzy albumu), jednak powód nawet nie próbował rozważać jakie kwoty mogłyby mu przysługiwać z tego tytułu, nie mówiąc w ogóle o tym czy wydawca rozważałby zawarcie takiej umowy. W takim przypadku nie ma podstaw do szacowania kwoty odszkodowania, bo szkoda nie jest niewątpliwa, ale też powód nie wykazał, iżby udowodnienie jej wysokości było niemożliwe lub nader utrudnione.
Oznacza to, że co do zasady powód ma rację: publikacja zdjęć cudzego przedmiotu oznacza, że wydawca albumu skorzystał z czyjejś własności bez jego zgody, doszło zatem po jego stronie z wzbogacenia w granicach zaoszczędzonego wydatku. W tych granicach można także oceniać zubożenie powoda — jego lucrum cessans stanowi brak wynagrodzenia za udział atrakcyjnego samochodu w sesji fotograficznej — biorąc jednak pod uwagę, że jakiekolwiek roszczenia nie zostały udowodnione, w istocie podlegały oddaleniu.
Zamiast komentarza: to słuszny wyrok, ale źle uzasadniony — dziwi mnie, że można rozważać naruszenie praw właściciela rzeczy bez odniesienia do art. 222 par. 2 kc i wyjaśnienia w jaki to sposób sfotografowanie cudzej rzeczy, niechby i w celach komercyjnych, stanowiło naruszenie „własności w inny sposób” aniżeli poprzez pozbawienie faktycznego władztwa nad rzeczą. Nie ma przy tym znaczenia czy był to album, w którym było zdjęć 30 samochodów — nie ma przecież potrzeby wyceniać udziału w sesji przedmiotu, który można zobaczyć na ulicy i sfotografować na ulicy (podobnie jak dowolne inne auto, budynek, psa, las — każdą rzecz, która stanowi czyjąś własność). Zdjęcia moich psów (nie zawsze mojego autorstwa), mojego AeroPressu, mojego drippera, mojego roweru gdzieś tam sobie fruwają po internetach, żadna licencja CC nie oznacza rezygnacji z przysługujących mi praw własności — czy to oznacza, że teraz mam pozywać każdego wydawcę, który ośmielił się z nich skorzystać, opublikować zdjęcie cudzego (mojego) przedmiotu, bez mojej zgody — o korzyści utracone przez to, że nie poprosił mnie o zgodę i nie zaprosił na sesję?
(Na zdjęciu: Ellenator; gdyby każda publikacja zdjęć cudzego przedmiotu oznaczała naruszenie praw właściciela… świat byłby ciekawszy, ale czy mądrzejszy? fot. Olgierd Rudak, CC-BY 2.0)